Ostatnie pięć dni kampanii. Do kiosków trafiają tygodniki opinii. Najnowsze wydania „Sieci” i „Newsweeka” warto zderzyć, bo zapowiadane na okładkach rozmowy dają ciekawe spojrzenie na prezydencki wyścig. Zaskakujące, że redakcja „Do Rzeczy” uznała, iż w przedwyborczym tygodniu najważniejsza jest promocja książki Rafała Ziemkiewicza. Dziwne to, ale szanuję ich wybór. Przynajmniej się odróżniają. A Rafałowi życzę sukcesu w tym chorym świecie, który próbuje cenzurować jego literaturę.
W „Newsweeku” Renata Grochal rozmawia z Małgorzatą i Rafałem Trzaskowskimi. W „Sieci” Marcin Wikło i Jacek Karnowski przepytują w dudabusie Andrzeja Dudę. Jeden z tych kandydatów w sierpniu będzie zaprzysiężony na prezydenta. Porównanie wywiadów z nimi pokazuje, przed jakim wyborem stoimy. Nietrudno znaleźć odpowiedź na pytanie, gdzie jest prestiż urzędu, a gdzie PR-owe czarowanie, puszczanie oka do wyborcy, „fajność” i nieadekwatny jednak do formatu prezydenckiego luz.
Wiem, rozmowa z małżeństwem Trzaskowskich ma nieco inny cel – ocieplenie wizerunku. Przypomina wywiady z kolorowych gazet dla pań. Z natury rzeczy jest więc mniej dostojna, a bardziej lifestye’owa. Ale czyż nie tym również różnią się dwaj liderzy przedwyborczych sondaży?
Skonfrontujmy. Wywiad w „Newsweeku” zatytułowano „Nie jestem chłopcem od noszenia teczki”, ten w „Sieci”: „Chcę wygrać dla dobra przyszłych pokoleń”. W leadzie Trzaskowski mówi:
Lubię obudzić się w sobotę rano i nie wiedzieć, co będę robił.
Duda:
Moim marzeniem jest, byśmy żyli w dobrze urządzonym, zasobnym, zamożnym, szczęśliwym kraju. W kraju, w którym opowieści o biedzie brzmią równie absurdalnie, jak opowieści naszego pokolenia o pustych sklepach.
No cóż, tak wyszło: zmęczony niebieski ptak, który czeka na weekend, kontra człowiek zatroskany przyszłością kraju.
Rafał Trzaskowski obsesyjnie podkreśla swoją rzekomą niezależność:
Zawsze taki byłem. Miałem pewną łatwość, bo nie wszedłem w politykę jako chłopiec od noszenia teczki, który musi słuchać pryncypała. Zacząłem od razu od Parlamentu Europejskiego i miałem niezależną pozycję.
Zapytany o bycie podwładnym Donalda Tuska jako minister cyfryzacji, odpowiada:
Ale nikt mnie nie zmuszał do niczego, co było niezgodne z moim charakterem. Jakby ktoś próbował zwijać mi kręgosłup w ósemkę, tobym rzucił pracę.
A Andrzej Duda w tej samej sprawie przypomina:
Postawili na kogoś, kto ma za sobą bagaż udziału w fatalnych rządach PO-PSL. Kogoś, kto był ministrem w rządzie Donalda Tuska, kto wykonywał jego polecenia. Kto był uczestnikiem tego wielkiego kłamstwa związanego z wyborami 2011 r., gdy obiecywano Polakom utrzymanie wieku emerytalnego, po czym natychmiast po wyborach ten wiek podniesiono. Kiedy słyszę, że w lipcu 2015 r. Rafał Trzaskowski mówił w jednym z wywiadów, że obawia się naszego dojścia do władzy, ponieważ będzie to oznaczało zagrożenie dla wielkiej modernizacji Polski, to mogę się jedynie uśmiechnąć i powiedzieć: podniesienie wieku emerytalnego nie było żadną modernizacją kraju, tak samo jak zniszczenie przemysłu stoczniowego nie było modernizacją.
Z „Newsweeka” dowiemy się, że pan Rafał nie lubi, jak mu każą w kampanii nosić białe koszule, bo przecież on woli te w paski. Jest jednak człowiekiem kompromisu, więc się nie stawia. Szkoda tylko, że swą bezkonfliktowość ogranicza do koszul. Gdy zaś przychodzi do poważniejszych spraw – jak złodziejska reprywatyzacja, nadanie ulicy imienia śp. Lecha Kaczyńskiego, wysłuchanie rodziców zatroskanych o ideologizację szkół – tu z Trzaskowskim nie ma szans na porozumienie.
A wokół czego chciałby szukać jedności Andrzej Duda?
Bylibyśmy silniejsi, gdybyśmy się nawzajem bardziej szanowali. To na pewno. Ale podziały zawsze będą, ludzie mają różne poglądy, różne preferencje, to jest demokracja. I może powinniśmy mówić nie o jakiejś ogólnej wspólnocie, lecz o wspólnocie szacunku. Wspólnoty poglądów wszystkich obywateli nigdy bowiem nie będzie. Może powstać jednak wspólnota wzajemnego zrozumienia i wartości, do których się razem odwołujemy. Jak na przykład do hymnu narodowego, którego pierwsze słowa głoszą: „Jeszcze Polska nie zginęła, kiedy MY żyjemy”. Wspólną wartością jest Polska, wspólne są barwy narodowe, nasza historia, nasi bohaterowie i uznanie, że patriotyzm jest ważny.
Co jeszcze ważnego na ostatniej kampanijnej prostej powinniśmy usłyszeć od kandydata PO na prezydenta – według gazety Tomasza Lisa? Że da się pokroić za śląskie rolady z modrą kapustą oraz moczkę, że jeździ 9-letnim samochodem, że wśród znajomych „uchodzi za duszę towarzystwa, człowieka, który cały czas zarządza emocjami”, że jest osobą wierzącą (pytanie, według jakiej religii, skoro nie posyła dziecka do pierwszej Komunii Świętej, bo nie podoba mu się zachowanie niektórych hierarchów Kościoła). I tak dalej. Właściwie jedyne poważne tematy pojawiają się dopiero w końcówce, gdy prowadząca wypuszcza Trzaskowskich pytając, co ich najbardziej boli w dzisiejszej Polsce. Tu następuje rytualne:
Lista win PiS jest długa – łamanie konstytucji, spychanie nas na margines Unii, ignorowanie zmian klimatycznych.
I na tym samym wdechu:
Ale to, że zniszczyli edukację bez żadnego powodu, dla jakiegoś kaprysu cofnęli 30 lat zmian, a my z żoną dzisiaj musimy godzinami siedzieć z dzieciakami, bo wkuwają bezsensowne informacje, zamiast mieć czas na rozwijanie zainteresowań, że zabrali samorządom pieniądze i nie możemy dopłacać do lekcji, które uczyły niezależnego myślenia, to mnie wyjątkowo wkurza. Za samo to, że zlikwidowali gimnazja, powinni smażyć się w piekle.
Na tym polu dałoby się nawet poprowadzić jakąś ciekawą dyskusję, zagłębić się w argumenty, dopytać, które to „bezsensowne informacje” obciążają uczniów. Zderzyć poglądy kandydata z opiniami milionów rodziców i ekspertów, którzy uważają, że gimnazja zepsuły edukację i zaburzyły rozwój społeczny młodzieży. Ale o to red. Grochal już nie pyta. A mogłaby się choć zdziwić, gdy kandydatka na Pierwszą Damę rzuca:
Dzieciaki siedzą przy stole i mówią: „Mamo, ale przecież to mi się nigdy w życiu do niczego nie przyda, po co mam się tego uczyć?”.
Zapewniam panią Trzaskowską (która chyba zapomniała już, co musiała wkuwać w szkole), że każdy rodzic nastolatka zetknął się z takim pytaniem, a robienie z tego pałki na przeciwnika politycznego świadczy o braku dojrzałości.
W rozmowie z Andrzejem Dudą w „Sieci” przeczytają zaś Państwo m.in.:
Nowoczesne państwo to nie jest państwo, które zgubiło własne tradycje i kulturę. Nie wolno nam tego zrobić! Było przecież tak, że traciliśmy swoje państwo, a mimo to przetrwaliśmy dzięki tradycji i kulturze. Przetrwała nasza siła, przechowaliśmy ją w rodzinach. To właśnie akcentuję w ostatnich dniach. (…) Obecny spór wiąże się również z pytaniem o to, w jakim kierunku pójdzie Polska, w oparciu o jakie wartości będzie się kształtować jej przyszłość
(…) Pamiętam, że gdy w kaplicy Pałacu Prezydenckiego odsłanialiśmy tablicę upamiętniającą premiera Jana Olszewskiego, ktoś powiedział, że ten 1992 r. był przełomowy. Bo wówczas się okazało, kto chciał iść do wolnej Polski, a kto poszedł za Kiszczakiem. Kto chciał nowego państwa, a kto chciał Polski Kiszczaka.
(…) Głęboko wierzę, że 28 czerwca Polacy porównają to, co było przed 2015 r., z tym, co mamy dzisiaj. Osiem lat rządów PO-PSL to kwintesencja III RP. Po 2015 r. nastąpiła dobra zmiana. Wcześniej polityka klientelistyczna, teraz budowa Trójmorza, czyli konstrukcji, w której to my odgrywamy kluczową rolę, i konstrukcji, która rośnie w siłę. Teraz szacunek dla ludzi, wcześniej oszukiwanie, lekceważenie, zbywanie wzruszeniem ramion wszelkich protestów.
I wiele więcej ważnych stwierdzeń głowy państwa. Część z nich zebraliśmy tutaj:
Jak wyglądałoby podobne zestawienie dziesięciu cytatów z Rafała Trzaskowskiego w „Newsweeku”? To tak jakby porównywać pracę naukową z postem na Twitterze.
Nie ma co się obrażać na rzeczywistość. Polityka to zajęcie poważne, a prezydent to urząd najpoważniejszy. I Polska potrzebuje na nim polityka to rozumiejącego, myślącego w kategoriach państwa, wspólnoty, przyszłości. Człowieka z wizją, a nie myślącego o „tu i teraz” oraz wolnej sobocie. Nie salonowego działacza popisującego się w odwiedzanej wsi znajomością francuskiego, lecz przywódcy, do którego zadzwoni szef najpotężniejszego państwa świata, by zaprosić na rozmowę o sprawach strategicznych. Czy wyborcom będzie się podobało, że ów salonowy działacz deprecjonuje wizytę głowy państwa w Waszyngtonie i decyzje wzmacniające spokój w Polsce na dekady, czy też zobaczą w tym zabawę naszym bezpieczeństwem, byle tylko okazać lekceważenie prezydentowi, choć sam działacz dałby się pokroić za takie relacje z najważniejszym politykiem na świecie (nie tylko za moczkę i rolady)?
Czy zechcą postawić na męża stanu, czy na sympatycznego chłopaka, z którym można pogadać o muzyce Czesława Niemena i Lenny’ego Kravitza (obu cenię i zasadniczo jeśli chodzi o gusta muzyczne, to bliżej mi do syna Andrzeja Trzaskowskiego niż urzędującego prezydenta).
Nie przystoi zdobywać serc Polaków politycznym marketingiem i eksponowaniem fajności. Upieram się, że oczekują prestiżu, a nie opowieści o tym, jak bardzo kandydat lubi występować na scenie.
Prezydent uosabia majestat Rzeczypospolitej. Czy aby na pewno obaj główni pretendenci w nadchodzących wyborach mają tego świadomość?
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/505830-dwa-wywiady-dwie-wizje-powaga-kontra-pic