Nie ma przesady w tym, że dehumanizowanie przeciwników i wskazywanie ich jako celu przypomina to, co działo się w Niemczech na początku lat 30.
To nie jest zwykła nienawiść. To coś znacznie poniżej patologicznej antynormy, skoro zakłada rozdeptanie przeciwnika politycznego niczym karalucha, rozjechanie walcem, a jeszcze czerpie z tego mściwą satysfakcję. To jest już niebezpieczne fizycznie, gdy na domach pojawiają się napisy zupełnie w konwencji tego, co działo się na początku lat 30. w Niemczech. Czy po to, żeby wiedzieć, po kogo przyjść? Po kogoś przecież trzeba przyjść, skoro od dawna się to zapowiada. Wszak hasło „Idziemy po was” pojawia się niemal tak często jak wymieniane jest nazwisko Jarosława Kaczyńskiego.
Gdy się obserwuje Cezarego Tomczyka, w końcu jedną z najważniejszych osób w sztabie Rafała Trzaskowskiego, jak udając, że przypadkowo, wrzeszczy przez megafon do ucha Samuela Pereiry z TVP, nie dziwi zachowanie Sławomira Nitrasa, też ważniej osoby ze sztabu. Gdy Nitras wyrywa jakiemuś mężczyźnie tzw. wuwuzele, to jest tak nabuzowany agresją, że ona aż kipi. I wzbudza przerażenie, że zaraz może się stać coś strasznego.
20 czerwca 2020 r. na Twitterze pojawiło się nagranie, na którym widać, jak jakiś mężczyzna wiesza baner Andrzeja Dudy. Tuż pod banerem Rafała Trzaskowskiego i w podobnym wymiarze. Nagranie zrobił ktoś, kto przejeżdżał obok autem. Skoro uznał za stosowne to udokumentować, zapewne był dumny z tego, co powiedział. A wyrzucił z siebie taki tekst: „Co to chamie je…any wieszasz ku…ę, pe…ała Dudę? Pier…ny na piź…ie, na wypiz…owie se swoim górnym powieś tego pe…ała. Ku…o je…na z PiS-u, szmato”.
Zapewne tylko to, że autor tej wiązanki był w ruchu sprawiło, iż była ona w miarę krótka. Ale jak najbardziej reprezentatywna. Zauważmy: na 24 słowa 11 to bluzgi. Przy czym 9 z 24 słów to przyimki, spójniki, zaimki etc., zatem odejmując te słowa mamy 11 bluzgów na 15 słów. To już nie jest komunikacja słowna, tylko werbalna maczuga, młot, tasak, siekiera. Na razie werbalna. Ale nawet słowa przecież ranią, a tu wyraźnie są tylko wstępem do generalnej rozprawy. Nieprzypadkowo w słowniku polityków PO tak ważne miejsce zajmują takie wyrażenia, jak odwet, rewanż czy zemsta.
Różne wiązanki bluzgów, napisy, hasła i wezwania to część większej całości: dehumanizowania politycznego przeciwnika, sprowadzania go do biologii i fizjologii, żeby łatwiej się było z nim fizycznie rozprawić: rozjechać, rozgnieść, rozmazać, rozczłonkować. W to dehumanizowanie i sprowadzanie do organizmów, i to nacechowanych negatywnie, włączyły się zresztą już dawno profesorskie autorytety związane z PO oraz grupies tej partii, z jej celebrytami na czele.
Nienawiść do zwolenników PiS, a szerzej do ludzi inaczej myślących ma swoje głębokie korzenie. I to widać nawet w badaniach prowadzonych przez instytucje, które można by uznać za „uprzedzone”, a co najmniej mocno przewrażliwione w niektórych dziedzinach, mimo że walczące z uprzedzeniami. Chodzi o pracę Centrum Badań nad Uprzedzeniami - „Polityczna polaryzacja w Polsce – jak bardzo jesteśmy podzieleni”, opublikowaną w styczniu 2019 r. Centrum Badań nad Uprzedzeniami działa na wydziale psychologii UW i kieruje nim dr hab. Michał Bilewicz.
Po opublikowaniu badania Michał Bilewicz mówił: „Coś jest nie tak z nami, z ludźmi identyfikującymi się z opozycją demokratyczną [zwolennicy PO, PSL, SLD, .Nowoczesnej i partii Razem], że nienawiść, zamiast być skierowana przeciw rządzącym, obraca się przeciw współobywatelom”. To „coś nie tak” odnosiło się do „temperatury uczuć wobec przedstawicieli ‘drugiej strony’”. Znacznie bardziej negatywnych uczuć po stronie zwolenników opozycji: minus 6,29 pkt. (zwolennicy PiS) do minus 14,93 pkt. (zwolennicy opozycji) - w skali od zera do minus 50.
Znacznie większy po stronie zwolenników opozycji okazał się poziom dehumanizacji oponentów politycznych: 2,69 pkt. (zwolennicy PiS) do 3,72 pkt. (zwolennicy opozycji) - w skali 1-9. Dehumanizacje mierzono metodą Noura Kteily i Emila Bruneau. Polega ona na tym, że pokazuje się sylwetki „jak z Darwina”, czyli od małpy do wyprostowanego człowieka. I badani wskazują, czy przeciwnik polityczny to w pełni rozwinięty człowiek, czy bardziej małpa.
Michał Bilewicz próbował kuglować w ocenie badania: „Zawsze, kiedy się robi badania grup, które mają władzę, i grup, które nie mają władzy, grup większościowych i mniejszościowych, dyskryminowanych i dyskryminujących – to stosunek grup mniejszościowych i nie mających władzy jest bardziej negatywny wobec tych, które mają władzę i dyskryminują niż na odwrót”. Tyle tylko, że opozycja nie jest żadną mniejszością i nie jest w żaden sposób dyskryminowana, a wręcz przeciwnie – bardzo często to ona dyskryminuje zwolenników PiS, także jako władza lokalna, nie wspominając o mediach czy instytucjach nauki i kultury.
Nie jest więc tak, że tylko „rządzony i dyskryminowany absolutnie nie żywi żadnych pozytywnych uczuć wobec tych, którzy władzę mają, bo to demobilizuje, zmniejsza zaangażowanie w walce o twoje prawa” – jak chce Bilewicz. Opozycja jest w dużym stopniu rządzącym i często dyskryminuje. Prawdą jest natomiast, że „coś jest nie tak z (…) ludźmi identyfikującymi się z opozycją demokratyczną, że nienawiść (…) obraca się przeciw współobywatelom”. I to jak się obraca! I niby dlaczego nienawiść miałaby być skierowana przeciw rządzącym? Nienawiść?
Michał Bilewicz stwierdził, że „trzeba się zastanowić, czy język, którym mówimy o PiS, nie skupia naszej niechęci na elektoracie zamiast na politykach”. Dobry żart. To nie niechęć, a czysta (brudna) nienawiść. I nie powinna się skupiać na nikim, czyli także nie na politykach. Zamienia się bowiem w to, co widzimy w ostatniej fazie kampanii prezydenckiej u części zwolenników Rafała Trzaskowskiego. W napiętnowanie, odczłowieczanie i wskazywanie, po kogo przyjść – także poprzez wskazówki na domach. Nie ma żadnej przesady w tym, że to już przerabiano: na początku lat 30. w Niemczech.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/505591-dzika-nienawisc-do-pis-i-andrzeja-dudy