O sondażach, zmianie kandydata Koalicji Obywatelskiej, wiarygodności opozycji, doświadczeniu w polityce, obciążającej przeszłości u boku Donalda Tuska i pomyśle na zwycięstwo z Andrzejem Dudą z Władysławem Kosiniakiem-Kamyszem w tygodniku „Sieci” rozmawiają Marek Pyza i Marcin Wikło.
CZYTAJ WIĘCEJ: W tygodniku „Sieci”: Beata Szydło mówi, jak wygra Andrzej Duda. „Uczciwa ocena prowadzi do wniosku, że udało się zrobić bardzo dużo”
Marcin Wikło i Marek Pyza: Żałuje pan, że pomógł Platformie przełożyć wybory?
Władysław Kosiniak-Kamysz, szef PSL: Wybory nie zostały przełożone po to, by komukolwiek pomagać, tylko żeby w bezpieczny sposób je przeprowadzić.
Panie prezesie… rozmawiajmy poważnie. Po co Platforma chciała przełożyć wybory?
Nie dokonałoby się to, gdyby nie postawa Jarosława Gowina. I dobrze, że miał odwagę powiedzieć co innego niż jego koalicjanci. Ja też uważam, że 10 maja wybory nie były możliwe do przeprowadzenia, szczególnie w formie korespondencyjnej.
Ale nie o to pytamy. Pan był za przełożeniem tych wyborów, ale nie da się nie zauważyć, że 10 maja był pan w nieporównywalnie lepszym miejscu niż dzisiaj.
Na początku kampanii, w lutym, też byłem winnym miejscu, za dwa tygodnie też będę winnym. Bazarek z sondażami jest bardzo rozedrgany, on moim zdaniem nie opisuje rzeczywistości, tylko ją kreuje. Wyniki wyborów 28 czerwca będą zaskoczeniem dla wielu.
Po czym pan tak wnioskuje, jeśli nie po badaniach?
Po tym, że jestem wśród wyborców nie od dwóch–trzech tygodni, tylko od wielu lat. Zdecydowałem się na ten start w listopadzie 2019 r. nie jako opcja ratunkowa. Jestem do tego przygotowany i merytorycznie i, jak widać, wytrzymałościowo. Mój program wynika z rozmów z Polakami, nie został napisany przez jakąś firmę marketingową, która opierała się na fokusach.
Do kogo pan pije? Czy któremuś z kandydatów firma PR wydrukowała program?
[śmiech] Nie wiem… Mnie nie! Ale jeśli ktoś wcześniej nie jeździł po Polsce ani nie spotykał się z ludźmi, to pewnie nie ma takiego jak ja rozeznania w diagnozie, jaką trzeba postawić, i leczeniu, które trzeba zaproponować.
Szymon Hołownia twierdzi, że spotyka się z ludźmi od lat…
Spotkania są różne. Ja odbywałem rozmowy wyborcze, polityczne, merytoryczne w różnych częściach Polski, z różnymi grupami społecznymi. I one dotyczyły problemów i tego, jak je trzeba rozwiązać. Myślę, że tu mam dużo większe doświadczenie niż inni kandydaci, mimo że jestem jednym z najmłodszych.
Co zadziałało po 10 maja? Platformie wystarczyło zmienić kandydata i już humory im dopisują.
Pojawiła się nowa postać, która, co ciekawe, nie jest tak bardzo łączona z PO. Polacy bardziej utożsamiają Rafała Trzaskowskiego z funkcją prezydenta Warszawy niż wiceprzewodniczącego Platformy. To dało pewien oddech, który działacze tej partii poczuli i dobrze spożytkowali. Ciekawe, czy to będzie tylko efekt chwili, bo takie zrywy już w polityce widzieliśmy, a na wynik wyborczy to się nie przekładało. Przypomnę choćby gwiazdę Nowoczesnej i króla sondaży Ryszarda Petru, z którego na końcu drogi zbyt wiele nie zostało
Dlaczego dziś nie słychać o „śmiercionośnych kopertach”? To było tylko straszenie Polaków?
Jeśli ktoś zmienia swoje zdanie odnośnie do zdrowia i życia, bo liczy na lepszy wynik wyborczy, to na końcu i tak wyjdzie to na jaw. I będzie to nie tylko klapa polityczna, lecz także ogromna strata dla nas jako społeczeństwa.
Dziś po stronie opozycji nie ma zgody. To w naturalny sposób wzmacnia prezydenta Dudę.
Niektórzy próbują stworzyć taką atmosferę, że po stronie opozycyjnej nie powinno być żadnej dyskusji między kandydatami. Nie zgadzam się z tym. Polemizuję z nimi, chyba dosyć skutecznie, skoro sam Donald Tusk to zauważył. Widzę też, że inni kandydaci czerpią ze mnie. Rafał Trzaskowski przedstawia hasło: „Silny prezydent, wspólna Polska”, dwa dni po kolejnej odsłonie mojej kampanii i haśle: „Polska wspólna sprawa”. Inspirację ma dobrą, tylko czy u niego to hasło jest wiarygodne? Chociaż jeszcze jemu osobiście byłbym wstanie uwierzyć, ale nie uwierzę Platformie. Nie mam zaufania, bo wiem, że żywią się konfliktem z PiS, w który weszli 15 lat temu i w nim tkwią.
To bardzo panu współczujemy, że przez osiem z tych 15 lat musiał pan żyć w tej koalicji i w tym konflikcie osobiście uczestniczyć.
W tej koalicji były spore różnice, udało się wiele dobrych rzeczy przeprowadzić. Z wielu jestem dumny, ale widzę też niedociągnięcia. I tym się różnimy, że nie jestem bezkrytyczny wobec tych rządów. Czym innym jest koalicja, a czym innym przynależność polityczna. Gdyby PSL miało wtedy 200 posłów, bylibyśmy winnej sytuacji.
Naprawdę uważa pan, że wystarczy powiedzieć: „Było trochę błędów, ale wyciągnęliśmy wnioski”, i wyborcy o tym zapomną?
Nie uciekam od odpowiedzialności ani nigdy nie będę się za nikim chował. W polityce bagaż doświadczeń buduje, a nie osłabia. PiS było w koalicji z Samoobroną Andrzeja Leppera i LPR Romana Giertycha i myślę, że też wyciągnęło wnioski. Część rzeczy się wtedy udała, część nie. Nie ma co się tak cofać, bo zaraz dojdziemy do AWS i błędów w decyzji o reformie systemu emerytalnego.
Co dla pana oznacza wyciąganie wniosków? Często pan o tym mówi, jednocześnie zarzuca PiS „zawłaszczanie państwa, partyjniactwo, upokorzenia dla wielu osób, brak możliwości prezentowania swoich poglądów”. A przecież to jakby wypisz wymaluj recenzja rządów PO-PSL.
Tu się nie zgodzę. Nie było nigdy takiej sytuacji, w której przez wiele miesięcy nie jestem zapraszany do głównego programu po „Wiadomościach” w telewizji publicznej. Na szczęście ostatnio miałem taką okazję. Nie lał się hejt tak, że ktoś boi się przyjść na spotkanie ze mną, by nie wylecieć z pracy. Boją się zalajkować post na Facebooku, bo są monitorowane strony kandydatów, które ktoś lubi. Ludzie boją się wystartować w wyborach samorządowych, bo są represje i przerzucanie do pracy o 100 km dalej. Tak jest za czasów PiS.
Chyba pan mocno przesadza. I zapomina, jak cudownie było za PO, gdy ABW wchodziła do redakcji tygodnika „Wprost”?
Nie. I to jest to wyciąganie wniosków. Jeśli nie zmienimy w tym względzie ustroju, że będzie większa odpowiedzialność polityka przed obywatelem, a nie tylko przed szefem partii, to nie wyjdziemy na prostą. Nie lubię takiego mówienia: a bo wyście tyle, a my tylko tyle.
Nie unikniemy tego. To sprawdzanie wiarygodności kandydata, czy sam nie robił tego, co dziś zarzuca konkurentom.
Mogę odpowiadać za siebie, jak pracowało moje ministerstwo, jak współpracowałem z posłami. Pracowały u mnie osoby o różnych poglądach, nikt nigdy nie miał kłopotów z powodu tego, na kogo głosował, czy na jakie spotkania chodził.
Żeby domknąć wątek pana udziału w rządzie Donalda Tuska, przypomnijmy podsłuchaną wypowiedź Pawła Grasia z restauracji Sowa & Przyjaciele, gdy nie mógł się pana nachwalić za „przeprowadzenie dwóch najgorszych historii w wolnej Polsce, po Buzku – reformę 67 i OFE”. Odklei się to kiedyś?
Powtórzę: doświadczenie polityka buduje się przez wyciąganie wniosków. Mówiłem już o moich bardzo uznawanych dokonaniach, ale były też, nie ukrywam, sprawy trudne. Diagnoza, którą wówczas postawiliśmy, jest aktualna do dziś. Jest kryzys demograficzny, społeczeństwo się starzeje, pokolenia w latach 30. i 40. XXI w. będą bardzo obciążone, bo będzie mniej rąk do pracy, a więcej osób na emeryturze. Wiele państw w Europie podejmowało wówczas decyzję o wydłużeniu wieku emerytalnego. W Polsce została ona zanegowana, wyborcy dali temu wyraz w wyborach w 2015 r., akceptuję to. Ale co zrobiono przez ostatnie cztery lata? Jakie zachęty stworzono do dłuższej aktywności zawodowej, by nie rosła liczba osób pobierających emerytury poniżej minimalnej? Proponuję zwolnienie pracujących emerytów z podatku. To by pozwoliło ich wspomóc bez obciążania kolejnych pokoleń. To jest postulat, który budzi emocje. Widzę to na prawie każdym moim spotkaniu.
Czy na tych spotkaniach pytają pana, ile to będzie kosztowało?
Gdy Andrzej Duda mówi o 500+, to chyba też go o to nie pytają.
To my zapytamy, ile będzie kosztowała „emerytura bez podatku”?
Ok. 20 mld zł. Musi być sfinansowana z kół napędowych polskiej gospodarki – odnawialnych źródeł energii i postawienia na przemysł zbrojeniowy. Polska armia powinna być silna tym, co produkujemy. Do tego dochodzi uwolnienie energii gospodarczej polskich przedsiębiorstw, stawianie na rodzime i rodzinne firmy. Umieściłbym w tarczy antykryzysowej projekt „punkty za Polskę”. Firmy startujące w przetargach publicznych powinny dostawać preferencyjne warunki za to, że płacą podatki w Polsce
Jak byśmy czytali program Andrzeja Dudy…
Promocja polskich producentów była przez moje środowisko polityczne stosowana o wiele wcześniej niż Andrzej Duda w ogóle zafunkcjonował w polityce.
To nie do przeprowadzenia przy fetyszu równego dostępu do rynków dla państw członkowskich w Unii. Komisja Europejska nigdy się na to nie zgodzi.
Myślę, że by się zgodziła. To jest ten moment, gdy w związku z koronakryzysem powstają kolejne tarcze i właśnie teraz moglibyśmy z tym wystąpić. Zresztą w tarczach niemieckich czy francuskich też nie ma równości, tamtejsi producenci są na ich rynkach uprzywilejowani i KE się na to zgadza.
Czyli kontynuujemy przekop Mierzei Wiślanej? Tam pracuje 50 polskich firm.
Głosowałem za tym i swoje zdanie podtrzymuję. Poparliśmy ten pomysł właśnie dlatego, że słuchaliśmy wyborców z tamtego terenu.
Dlaczego teraz ta kwestia budzi emocje i tak wyraźnie dzieli kandydatów na prezydenta? Dlaczego Rafał Trzaskowski tego nie chce?
Bo jego chęć do porozumienia jest tylko deklaratywna. W niemal każdej sprawie merytorycznej chce mieć inne zdanie niż PiS i Andrzej Duda. Wychodzi na jaw prawda, że on jednak nie ma wiarygodności i wcale nie jest skory do współpracy
Myśli pan, że wyborcy na dłuższą metę uwierzą, że to miły facet, który ma umiarkowane poglądy?
To jest właśnie pytanie o wiarygodność, o to, czy jego postawa wynika z kalkulacji przed tymi wyborami. Wydaje mi się, że dziś cała Platforma schowała gdzieś swoją prawdziwą twarz, którą kreowała przez ostatnie lata. Dziś przywdziała szaty łagodności i spokoju.
A jacy naprawdę są PO i jej kandydat? W ubiegłym tygodniu opisaliśmy go w „Sieci” jako ekstremistę. Bo jeśli odsiać cały jego PR, to się okazuje, że w bardzo wielu sprawach ma poglądy skrajne.
To wasza ocena.
Pan chce w nim widzieć gołąbka pokoju? W swoim największym rywalu? To my tu rzucamy panu koło…
Ale i bez koła potrafię dobrze pływać.
No to płetwy.
Nie robimy jeszcze zanurzenia peryskopowego.
O militariach będzie za chwilę. A tymczasem wróćmy do prezydenta Warszawy.
Platforma jest z PiS w uścisku wzajemnego konfliktu. I to się nie zmieni. Wybór Rafała Trzaskowskiego nie da szansy na współpracę ze środowiskiem, które dziś rządzi. Widzimy nawet, jak ta współpraca kuleje choćby na linii Ministerstwo Pracy–warszawski ratusz. Z tego należy wyciągać wnioski. I możemy słuchać haseł o braterstwie, zgodzie, współpracy, a dzień po wyborach będziemy już mieli co innego.
Wierzy pan, że Rafał Trzaskowski w sferze ideologicznej zmienił poglądy? Jedną z jego pierwszych decyzji po wygranych wyborach w Warszawie był ukłon w stronę środowisk „tęczowych” – podpisanie karty LGBT. Dla PSL to było za dużo, więc wyszliście z Koalicji Europejskiej.
Na pewno podpisanie tej karty było błędem i odbiło się na wyniku Koalicji Europejskiej.
Zaczęło panu doskwierać, że zaczęto na pana mówić „tęczowy Władek”?
To jest nieprawdziwe, więc nie może mnie to boleć. Ale był to moment, w którym się przekonaliśmy – pomimo wezwania wielu obywateli do stworzenia jednej listy – że wspólnota szczytnego celu poprawy pozycji Polski w UE nie wystarcza. Zabrakło wspólnoty wartości. Dlatego dzień po wyborach europejskich podjąłem decyzję o pójściu własną drogą. Trudną decyzję, ale – jak widać – dobrą i opłacalną. Dziś tworzymy nowe środowisko, umiarkowane centrum z ruchami społecznymi, z ruchem Kukiz’15, z Unią Europejskich Demokratów, z przedsiębiorcami, z konserwatystami Marka Biernackiego.
To teraz o niedalekiej przyszłości. Gdy, jak pan mówi, te sondaże zaczną się już wyrównywać…
…z sondażami różnie może być, bywają naprawdę odklejone od rzeczywistości. Ale w finale będzie inaczej, niż dziś się wszystkim wydaje. Spójrzcie na przypadek Słowacji – zresztą ciekawy, bo właśnie wydłużono tam zakaz publikowania sondaży do 50 dni przed wyborami. Zuzanna Čaputová, która w wewnętrznych badaniach miała cały czas niskie poparcie, została prezydentem.
Zupełnie jak Andrzej Duda.
To prawda. A przypomnijcie też sobie casus Pawła Kukiza. Na dwa tygodnie przed wyborami dawano mu maksymalnie 7 proc. I dopiero w ostatniej chwili część sondażowni „uwolniła prawdę”. Ostatecznie zdobył prawie 21 proc. głosów.
A zatem gdy w wewnętrznych sondażach Platforma zauważy, że Trzaskowski wcale nie jest taki mocny zacznie kąsać. Nie obawia się pan, że znów uruchomią przeciw panu np. SokzBuraka, jak wtedy, gdy delikatnie zaczepiliście Małgorzatę Kidawę-Błońską, wytykając jej słowa o wyższości konstytucji nad życiem ludzkim?
Myślę, że ta kampania będzie ostra wobec mnie ze strony różnych komitetów. Wiedzą, że jestem dla nich zagrożeniem i mam szansę wygrać te wybory.
Nie uważa pan, że takie związki z najbardziej hejterskim miejscem w polskim internecie powinny być dyskwalifikujące? Udowodniliśmy, kto stoi za SokiemzBuraka. Wiemy, że jego twórca i mózg został zatrudniony w warszawskim ratuszu, w jednej z miejskich spółek, w sztabie Kidawy-Błońskiej, w klubie KO, w partii PO. Wszędzie, gdzie się dało.
Potępiam hejt, niezależnie od tego, kto go produkuje.
To dlaczego tak świetnie się mają Wieści24.pl?
Jeśli tam są jakieś hejterskie treści, to muszą się tym zająć powołane do tego instytucje. Każdy portal, również Wieści24, traktuję tak samo. Nie ma mojego przyzwolenia na chamstwo. Ani w telewizji publicznej, ani na żadnym portalu.
Znów pan mówi Rafałem Trzaskowskim. On też się na to nie zgadza, ale współpracuje z SokiemzBuraka.
Ale kto o tym mówi od lat – Trzaskowski czy ja? Czy używałem sformułowań: „pisowska szarańcza”, „zdradzieckie mordy”, „dorżnąć watahę”? U mnie takich nie znajdziecie.
A pan przeklina w ogóle?
Tak.
To gratulujemy, że udaje się publicznie powstrzymywać. Za to Paweł Kukiz potrafi publicznie zakląć.
I Włodek Czarzasty.
To może przejdźmy na format prezydencki. W nowej Strategii Bezpieczeństwa Narodowego jako główne zagrożenie dla Polski parokrotnie jest wymieniona Rosja. Nareszcie ten dokument odpowiada rzeczywistości i należycie opisuje czasy, w jakich się znajdujemy. Zgadza się pan?
Tak, choć w tej strategii brakuje mi jednak zwrócenia uwagi na zagrożenia biologiczne (część została dopisana, gdy pojawił się koronawirus) i związane z cyberatakami. Na tym powinniśmy się skupić i wzmacniać naszą pozycję w NATO, realizując prawdziwe partnerstwo z USA oraz poprawiać naszą rangę w UE. Musimy mieć bezpieczną flankę wschodnią, nie tylko ze względu na bezpieczeństwo nasze, lecz i całej Europy.
Czyli cieszy się pan, że część żołnierzy amerykańskich z Niemiec zostanie prawdopodobnie przerzucona do Polski?
Uważam, że pan prezydent powinien teraz zwołać Radę Bezpieczeństwa Narodowego i powinniśmy o tym porozmawiać.
Ale to dobry kierunek? Przyjdzie pan na tę Radę i co powie prezydentowi?
Dobry, ale niewystarczający. Bo gwarantem bezpieczeństwa państwa jest wspólnota narodowa, a nie tylko sojusze, nawet najlepsze. Sojusze nas w historii zawodziły, a rozbita wspólnota doprowadzała do tragedii i upadku. Dziś konflikty konwencjonalne są dużo dalej od nas niż np. starcia w cyberprzestrzeni. Wypowiedzenie wojny kłamstwu, fake newsom jest podstawowym celem.
Wojny konwencjonalnej nie można jednak bagatelizować, nawet jeśli gwarantem naszego bezpieczeństwa jest Pakt Północnoatlantycki. Bo wiemy, że gdyby – odpukać – Rosja nas zaatakowała, to zanim na Zachodzie zapadną decyzje o zastosowaniu art. 5, minie wiele tygodni.
Dlatego nie ma mowy o bezpieczeństwie bez szybkiej mobilizacji. I nad tym trzeba pracować. Ale mocniej stawiałbym inne kwestie – niezależność energetyczną, odnawialne źródła energii. Tu nie możemy być uzależnieni ani od Wschodu, ani od Zachodu.
To dobrze, że nie ma pan już u swego boku Waldemara Pawlaka.
Mam. Jest wieloletnim prezesem PSL, byłym premierem, dzięki niemu mogłem zaistnieć w wielkiej polityce.
Tu nas pan zmartwił. Rysujemy panu na tej karteczce wielkimi cyframi: 2037. Wie pan, co to oznacza – propozycję Pawlaka dla Moskwy uzależnienia nas od rosyjskiego gazu do tego roku. Wie pan, co on obiecywał Igorowi Sieczinowi.
A co podpisał minister Jasiński i na co się zgodził bez czytania?
W jakich to się odbywało okolicznościach? W czasie ministra Jasińskiego Gazprom trzymał za gardło całą Europę, a w czasie negocjacji Pawlaka cała Europa negocjowała stawki z Rosjanami. Cała poza nami.
Tu będę zawsze bronił dobrego imienia Waldemara Pawlaka i odwołam się do tego, co dostał w spadku po ministrze Jasińskim. Przypomnę też, że ostatecznie sprawa trafiła do arbitrażu międzynarodowego i udało się obniżyć koszty kontraktu. Ale to wiceminister aktywów państwowych Janusz Kowalski może dziś triumfować, bo to sukces PiS. Panowie, możemy długo dyskutować o energetyce.
Bardzo chętnie.
Ale Waldemar Pawlak akurat jest tym, który na odnawialne źródła energii stawiał od wielu, wielu lat. Jeśli on o tym mówił, to inni się z tego śmiali.
A dziś panu doradza? Oczywiście, jest ważnym politykiem PSL zasiadającym we władzach partii i często z sobą rozmawiamy.
Co panu radzi w kwestiach energetyki?
O tym akurat nie rozmawialiśmy.
A o czym?
O polityce, o kampanii wyborczej.
Jaka jest jego recepta?
Iść swoją drogą i podkreślać swoją tożsamość. Ciekawie rozmawialiśmy też o odmrażaniu gospodarki. Zwracał uwagę, że warto było luzować restrykcje regionalnie. Bo są powiaty – jak Żuromin – w których nie było żadnego przypadku zakażenia. I tam restrykcje nie były potrzebne tak długo.
Jak pan patrzy na Andrzeja Dudę, który wspiera koła gospodyń wiejskich, rozdaje sprzęt dla OSP? Niczym lis w waszym kurniku.
Jeśli to służy mieszkańcom, to dobrze. Ale warto przy tym pokazać, że nie robi tego jako pierwszy. Bo np. ja sam miałem okazję wiele wozów strażackich przekazywać, m.in. ze śp. Wiesławem Wodą, który mnie wprowadzał do polityki. Gwarantowaliśmy środki UE w ramach programu rozwoju obszarów wiejskich dla kół gospodyń, dla inwestycji w kulturę, tradycję wsi itd. Na pewno pamiętają panowie, jak nasz minister Zdzisław Podkański dotował kapele ludowe. Frontalnie go za to atakowano.
To było 20 lat temu. A dziś to kandydat Zjednoczonej Prawicy ma „ten teren”.
Ma taką możliwość, bo rządzi. Gdy ja miałem taką możliwość, też to robiłem. Wprowadzałem program aktywności osób starszych, fundusz inicjatyw obywatelskich. Pamiętajmy też, że to się nie przekłada tak łatwo na poparcie w wyborach. My wprowadzaliśmy dopłaty bezpośrednie dla rolników i później nie było z tego powodu jakiegoś wysypu głosów. Ale też nie informowaliśmy w takiej skali jak dziś o tym, co dobrego zrobiliśmy.
O których czasach pan mówi?
Np. nie miałem szans powiedzieć o swoich dokonaniach w resorcie pracy – o rocznych urlopach macierzyńskich, o tysiącu złotych na dziecko, o Karcie dużej rodziny, o 2,5 tys. żłobków…
I tak przez cztery lata ministrowania był pan sekowany? Kto panu zabraniał się chwalić?
Jak pamiętam ówczesne wywiady w telewizji publicznej, nie miałem tam możliwości prezentowania tych rozwiązań.
Czyli tylko zasługi króla Donalda można było opiewać? A prezes Braun zabraniał pytać Kosiniaka o kosiniakowe?
Nie wydaje mi się, by ktoś pisał jakieś nakazy czy zakazy w tych sprawach. Ale możliwości informowania o sukcesach, wsparciu dla wielu grup społecznych, były ograniczone. Nie było zainteresowania tymi tematami. Wyciągnąłem z tego wnioski, że oprócz robienia dobrych rzeczy, trzeba też o nich informować.
Tygrys uczy się całe życie. Skąd się wzięła pana ksywka, ujawniona przez żonę?
Najbliżsi przyjaciele, współpracownicy tak do mnie mówili.
Ale dlaczego?
To z czasów pracy w ministerstwie, gdzie naprawdę trwała nieustająca walka. Trzeba w niej było sprawności i zwinności tygrysa.
Rozmawiali Marcin Wikło i Marek Pyza.
Wywiad ukazał się w numerze 25/2020 tygodnika „Sieci”.
Więcej w najnowszym numerze „Sieci”, w sprzedaży od 15 czerwca br., także w formie e-wydania – polecamy tę formę lektury, wystarczy kliknąć: http://www.wsieciprawdy.pl/e-wydanie.html.
Zapraszamy też do subskrypcji tygodnika w Sieci Przyjaciół – www.siecprzyjaciol.pl i oglądania ciekawych audycji telewizji wPolsce.pl.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/505548-nasz-wywiad-trzaskowski-nie-jest-skory-do-wspolpracy