To była ostatnia szansa, by błysnąć i przekonać do siebie tych wyborców, którzy jeszcze nie podjęli decyzji. I chyba wszyscy kandydaci zrobili wszystko, by wykonać swój plan maksimum. Wszyscy odrobili lekcje. Nikt nie zbagatelizował konkurentów.
Andrzej Duda, pomimo ataków nie dał się wyprowadzić z równowagi. Był opanowany, uśmiechnięty, skoncentrowany na miarę męża stanu. Odpowiadał merytorycznie, klarownie prezentując swój program. Sprawnie odpowiadał na ataki kontrkandydatów, szczególnie tych, którzy już rządzili i teraz domagają się tego, co przecież sami mogli zrobić. Na pewno nie stracił. Spokojem, powagą, argumentami mógł zyskać. Bardzo dobry był jego występ po debacie.
Rafał Trzaskowski bez wątpienia był lepszy niż jego poprzedniczka. Zaczął dobrze, z nieco sztucznym uśmiechem na ustach, wyposażony w zgrabne bon moty. Jednak z każdym kolejnym pytaniem uśmiech się odklejał, a spod maski wychodził dobrze znany, agresywny Rafał Trzaskowski, gotowy do likwidacji TVP Info. Prezydent stolicy, jak zwykle unikał konkretnej odpowiedzi na pytania światopoglądowe. Ciekawe były jego słowa o staniu przy słabszych i atakowanych. Szkoda, że nie stawał w obronie ludzi, którzy byli wyrzucani z własnych domów w ramach dzikiej reprywatyzacji. Na koniec stwierdził, że Polska potrzebuje prezydenta, który będzie zadawał rządowi trudne pytania. Sam jednak nie lubi na takie odpowiadać. Zaliczył wpadkę w odmianie imienia nazwiska prezydenta oraz wygłupił się z hasłem, że rząd nie chce powiedzieć, kiedy skończy się epidemia. Raczej nie zyskał. Popełnił najwięcej błędów.
Swój plan maksimum wykonał Władysław Kosiniak-Kamysz. Miał jasny przekaz, by stać ponad wojną PO-PiS. Udało mu się bardzo klarownie przedstawić swój program, nawet jeśli nie zawsze odpowiadał na temat. Mocno i sprawnie wdarł się w walkę dwóch najważniejszych kandydatów prezydenta Andrzeja Dudę i Rafała Trzaskowskiego. Zdecydowanie mógł zyskać głosy niezdecydowanych.
Ciekawe, że Szymon Hołownia, jako swojego głównego rywala określił głównie urzędującego prezydenta, który przecież miejsce w pierwszej turze miał zapewnione, a nie Rafała Trzaskowskiego, z którym bezpośrednio rywalizuje. Na koniec jednak odciął się od wszystkich, od świata polityki. Po raz kolejny pokazał się jako znakomity showman, któremu zamarzył się fotel prezydenta. Na pewno jednak to wielki medialny talent (trudno się zresztą dziwić, że ma talent), mógł się podobać, zwłaszcza publiczności, która niezbyt mocno interesuje się polityką. Mógł uszczknąć głosy wyborcom Rafała Trzaskowskiego.
Absolutnie błyszczał Marek Jakubiak. Świetny, klarowny, kolorowy, zdecydowany nie kluczył. Zapadał w pamięć. Nie bał się. Równie merytoryczny i dobrze przygotowany był Krzysztof Bosak – odważny, merytoryczny. Podobał mi się pomysł z bonem edukacyjnym.
Robert Biedroń najmocniej atakował prezydenta, nie bał się odważnych haseł światopoglądowych. Nie próbował, jak Rafał Trzaskowski, odcinać się od swoich poglądów. Niczym nie zaskoczył. Raczej nie zdobył nowych głosów.
Pozostali kandydaci stanowili ciekawe tło dla ostrej rywalizacji. Duży, jeszcze nie wykorzystany potencjał ma Mirosław Piotrowski.
Czekają nas gigantyczne emocje do końca tego pojedynku.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/505212-trzaskowski-zaliczyl-najwiecej-wpadek-blyszczal-jakubiak