W czasach wspaniałych rządów PO (i Rafała Trzaskowskiego) Polska naruszała „europejski standard polegający na prawie dostępu do sądu”.
Rafał Trzaskowski i politycy Platformy Obywatelskiej lubią rozliczać prezydenta Andrzeja Dudę ze zobowiązań wobec frankowiczów. Może więc warto także ich rozliczyć w tej kwestii. Co przyjdzie tym łatwiej, że istnieje oficjalne, pisemne stanowisko Rzeczypospolitej Polskiej z 14 października 2014 r. Stanowisko tak jasne, że jaśniejsze być nie może. Przygotowało je w imieniu Polski Ministerstwo Spraw Zagranicznych i tak się składa, że sekretarzem stanu ds. europejskich, czyli odpowiedzialnym za „oficjalne stanowiska RP” był wówczas nie kto inny, jak Rafał Trzaskowski, obecny kandydat na prezydenta Polski. A stanowisko Polski (a więc także wiceministra Trzaskowskiego, a może jego przede wszystkim), było takie, że frankowicze sami są sobie winni, a banki są w porządku. Ale po kolei.
W czasie, gdy rządziła Platforma Obywatelska, a polskie sąd były tak niezależne jak zarządzanie nowozelandzkim Wellington jest niezależne od zarządzania Warszawą, frankowiczów masowo wysyłano na bambus. Nie tylko przegrywali oni sprawy w sądach, ale też te sądy nie chciały wysyłać do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej pytań prejudycjalnych dotyczących kredytów indeksowanych i denominowanych. Oczywiście żadne rozwiązania ustawowe dotyczące frankowiczów nie wchodziły w grę. Gdy już rządziła zjednoczona prawica, niezależne sądy z upodobaniem wysyłały za to pytania prejudycjalne we własnej sprawie.
Inaczej niż polskie zachowywały się sądy węgierskie, zapewne zniewolone przez Viktora Orbana. I węgierskie sądy zadały TSUE pytania prejudycjalne dotyczące węgierskich frankowiczów (sprawa C-312/14 Banif Plus Bank, rozstrzygana przez sąd krajowy Ráckevei Járásbíróság). Polska była zobowiązana do zajęcia stanowiska w tej sprawie i zajęła je w czasie, gdy w MSZ odpowiadał za to wiceminister Rafał Trzaskowski. I w tym polskim (Trzaskowskim) stanowisku przyjęto, iż „obie strony umowy ponoszą ryzyko walutowe, gdyż kurs waluty może albo wzrosnąć (wówczas wzrośnie suma kredytu do spłaty, a także wysokość spłacanych rat, co jest niekorzystne dla kredytobiorcy) albo spaść (wówczas suma kredytu do spłaty ulegnie obniżeniu, co jest niekorzystne dla banku). Postanowienia (klauzule) walutowe zawarte w umowie kredytu walutowego nie stanowią instrumentu finansowego (instrumentu pochodnego) i nie mogą być postrzegane jako usługa inwestycyjna, do której powinny mieć zastosowanie postanowienia dyrektywy 2004/39/WE dotyczące obowiązku dokonania oceny adekwatności. Ich celem jest bowiem wyłącznie realizacja wzajemnych świadczeń stron umowy kredytu”.
Wszystko to działo się w czasie, gdy w Polsce, jak to wykazał prof. Waldemar Gontarski, „obwiązywał błędnie przetłumaczony na język polski przepis zawarty w art. 4 ust. 1 dyrektywy 93/13, sprostowany dopiero od 2016 r.”. Błąd „polegał na tym, że w okresie obowiązywania błędnie przetłumaczonego przepisu zostało wydane absurdalne orzecznictwo, np. wyrok SN z 19 marca 2015 r., IV CSK – w myśl którego w lepszej sytuacji prawnej w stosunku do kredytobiorcy wykonującego umowę byłby kredytobiorca, który odmawiając wykonania umowy nie doprowadziłby do sanowania abuzywności”. A „bezprawie” usankcjonowane wyrokiem Sądu Najwyższego było potem „multiplikowane w orzecznictwie sądów powszechnych”.
W czasach wspaniałych rządów PO (i Trzaskowskiego) Polska naruszała „europejski standard polegający na prawie dostępu do sądu”. Zamiast, zgodnie z art. 13a ustawy z 28 lipca 2005 r. o kosztach sądowych w sprawach cywilnych, frankowicz wnoszący powództwo przeciwko bankowi nie ponosił opłaty 1 tys. zł, ale obejmowały go zasady ogólne, czyli wpis sądowy do 100 tys. zł. Innymi słowy, jeszcze w 2014 r. (gdy Rafał Trzaskowski był sekretarzem stanu w MSZ) Polska nie tylko nie zabiegała o sprostowanie art. 4 ust. 1 dyrektywy, lecz wykorzystano błędnie przetłumaczony przepis w obronie banków. Także w odpowiedzi Rzeczypospolitej Polskiej w sprawie węgierskiego Banif Plus Banku.
Rozczulające jest zawarte w stanowisku stwierdzenie, iż „Rzeczpospolita Polska sygnalizuje, że stwierdzenie nieważności postanowień walutowych zawartych w umowach kredytów denominowanych a w konsekwencji orzeczenie obowiązku przewalutowania takich kredytów, mogłoby spowodować daleko idące negatywne konsekwencje dla rynku finansowego. Przykładowo, w przypadku Polski, przewalutowanie kredytów walutowych kursu z dnia ich udzielenia mogłoby się wiązać z obniżeniem wyceny większości takich kredytów o ok. 30-40% i mogłaby wygenerować po stronie banków straty w wysokości nawet kilkudziesięciu miliardów złotych”. Biedne banki i nieodpowiedzialni frankowicze – o to chodziło w stanowisku RP.
Trybunał w Luksemburg nie posłuchał dobrych rad płynących z Polski (pod nadzorem Rafała Trzaskowskiego) w sprawie frankowiczów (węgierskich i polskich). To otworzyło pole do domagania się przez kredytobiorców, niepoinformowanych przed zawarciem umowy o całkowitym koszcie kredytu oraz o konsekwencjach finansowych klauzuli indeksacyjnej przez cały okres obowiązywania umowy, do żądania nieważności umowy kredytu wyrażonego w walucie obcej. Nie tylko ze względu na abuzywność klauzuli indeksacyjnej, ale przede wszystkim ze względu na wprowadzenie w błąd co do całkowitego kosztu kredytu. Jeśli ktoś przejmował się więc frankowiczami, to na pewno nie był to rząd Platformy Obywatelskiej i nie był to Rafał Trzaskowski. Wręcz przeciwnie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/504820-trzaskowski-zatroskany-o-frankowiczow-nie-ma-wiekszej-bujdy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.