W większości województw mamy istotne spadki liczby zachorowań, a w niedzielę połowa nowych zachorowań dotyczy „wymazywanych” górników – poinformował minister zdrowia Łukasz Szumowski. Ocenił, że „część Polaków zapomniała, że epidemia była”, co opozycja wykorzystuje do atakowania rządu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: RAPORT. Koronawirus w Polsce. 375 nowych przypadków zakażeń. Łącznie nie żyje 1247 osób. Wyzdrowiało ponad 14 tys. chorych
CZYTAJ TAKŻE: WSZYSTKO o koronawirusie
Mamy istotne spadki zachorowań
Szef resortu zdrowia był w niedzielę gościem honorowym XV Zjazdu Klubów „Gazety Polskiej”. Pytany podczas trzeciego dnia zjazdu przez redaktora naczelnego „GP” Tomasza Sakiewicza o obecną sytuację epidemiczną w Polsce, Szumowski odparł, że „w większości województw mamy spadki”.
Mamy istotne spadki (liczby) zachorowań, i tak jak dzisiaj, 400 przypadków, z tego 200 to są przypadki z „wymazywania” górników
— poinformował w niedzielę po południu.
Minister zaznaczył, że pobieranie na taką skalę wymazów od osób, które nie mają objawów chorobowych, jest „czymś wyjątkowym na skalę europejską”.
Nikt nie bada bezobjawowych chorych, nikt nie bada zakładów pracy na taką skalę. A my wiemy, że tam na dole, to oni pracują tak ciężko, w takim trudzie i w warunkach ekstremalnych, że tam nie ma szans, żeby (górnicy) zachowywali reżimy sanitarne
— powiedział.
Taką sytuacją tłumaczył też podjęcie „kolejnej odważnej decyzji, żeby na trzy tygodnie, płacąc 100 proc. postojowego, pozwolić opanować te ogniska (zachorowań na COVID-19 – PAP), i żeby potem górnicy mogli wrócić do pracy w sposób bezpieczny”.
Jak zauważył, „oczywiście każde z tych działań w tej chwili jest krytykowane przez opozycję w sposób bezwzględny, brutalny i czasami w ogóle pozbawiony racji, takich logicznych”. Szumowski porównał to do „dyskusji o maseczkach na ulicy”. Przekonywał, że wprowadzenie obowiązku zasłaniania ust i nosa w miejscach publicznych było podejmowane zgodnie z rekomendacjami epidemiologów ze Stanów Zjednoczonych i Europy Zachodniej, w podobnym czasie i w sytuacjach, gdy – jak wyjaśniał – „jak jest mało wirusa na ulicy, wtedy nie ma sensu, żebyśmy nosili maseczki, a jak ilość wirusa wzrasta gwałtownie, i nie wiemy, jak się potoczy dalej epidemia, to lepiej nosić te maseczki”.
Minister zdrowia stwierdził, że teraz można nie zasłaniać ust i nosa, gdyż „wiemy, że większość zakażeń jest w ogniskach, a na ulicy już coraz mniej”. Podkreślił jednak, że wciąż trzeba korzystać z maseczek (lub innej osłony nosa i ust) w autobusach, pociągach, tramwajach, sklepach, czy urzędach.
Również w kościele lepiej założyć (maseczkę – PAP), żebyśmy nie mieli sytuacji takiej, że świątynia będzie potem zamknięta, z powodu tego, że zarażą się wierni i kapłani
— zauważył.
Szumowski ocenił, że takie zmiany decyzji, jak w sprawie maseczek, opozycja wykorzystuje do uderzania w obóz Zjednoczonej Prawicy „w sposób nawet czasami fikcyjny”.
Ale robi to dlatego, że duża część Polaków zapomniała, że epidemia była, zapomniała o tej grozie, jak wszyscy się bali, że poumierają ich bliscy
— powiedział.
Zdaniem Szumowskiego głównym obszarem zainteresowania Polaków jest teraz „faktyczne ratowanie miejsc pracy”.
Tu znowu ogromnie ważne i bardzo odważne decyzje rządu i całej formacji politycznej – te tarcze finansowe, które chronią przedsiębiorców, które chronią miejsca pracy, to jest coś, za co jesteśmy chwaleni również na świecie
— podkreślił.
Szumowski przypomniał, że dobrą opinię o tarczach antykryzysowych rządu wyrazili w Sejmie, ale „poza mikrofonami”, liderzy PSL Władysław Kosiniak-Kamysz i KO Borys Budka.
Nie wiedząc, że są nagrywani, mówili, że to jest dobre rozwiązanie, że to dobrze działa. Natomiast publicznie to będą mówili, że to nie działa, że to jest do niczego
— powiedział szef MZ.
Musi być wsparcie nas wszystkich
Musi być ogromne wsparcie i zaangażowanie nas wszystkich, aby Polska miała szansę wyjść z nadchodzącego kryzysu obronną ręką, a będzie szansa, gdy prezydent będzie współpracował z rządem - przekonywał minister zdrowia Łukasz Szumowski w ostatni dniu XV Zjazdu Klubów „Gazety Polskiej”.
Podczas XV Zjazdu Klubów „Gazety Polskiej”, który ze względu na pandemię odbywa się zdalnie, szef resortu zdrowia ocenił, że „hejt i atak” na obóz Zjednoczonej Prawicy wyraża się m.in. w składaniu przez opozycję wniosków o wotum nieufności wobec niego i rządu oraz w działaniach „Gazety Wyborczej” przeciwko niemu i jego rodzinie.
Do tego stopnia jest hejt i atak na naszą formację, na osoby, które w jakiś sposób się przyczyniły do tego, żeby przeprowadzić Polskę przez epidemię, i teraz przeprowadzić przez nadchodzący głęboki kryzys gospodarczy, że widzieliście państwo wotum nieufności wobec mojej osoby, za chwilę - z tego co słyszałem - wotum nieufności wobec ministra (SWiA, Mariusza) Kamińskiego, który też tutaj ogromną rolę pełnił
— powiedział w niedzielę Szumowski.
Minister wskazał także na „hejt i próbę obrzucania błotem” jego oraz jego rodziny przez Gazetę Wyborczą.
Plakaty obrażające uczucia religijne były wieszane na nośnikach Agory, czyli wydawcy Gazety Wyborczej, rozwieszał je dziennikarz „Gazety Wyborczej”, związany z „Gazetą Wyborczą”, a opisał w nocy to dziennikarz „Gazety Wyborczej”. No i wszyscy teraz się wypierają tego dziennikarza, że on nie współpracował, że oni nie wiedzą, kto to jest w ogóle. A (opublikował) wiele artykułów w „Newsweeku”, w „Gazecie Wyborczej”, (łączyła go) wieloletnia współpraca
— mówił minister.
Według Szumowskiego dzieje się tak dlatego, że - jak przekonywał - „te wybory prezydenta Rzeczypospolitej będą chyba jednymi z najważniejszych wyborów”. Przyznał, że wszystkie ostatnie wybory w Polsce były bardzo ważne, ale zaznaczył, że najbliższe wybory zadecydują o losach i prawach tzw. elit i tzw. normalnych ludzi.
Teraz to jest pytanie, czy Polska dalej będzie szła tą samą drogą, którą idzie, gdzie każdy człowiek, niezależnie od tego, czy jest z tak zwanej elity, czy „salonu”, czy jest normalnym pracującym człowiekiem, (to) jest ważny i każdy ma takie same prawa, czy (też) wrócimy do Polski, która była pod hasłem „sorry, taki mamy klimat”, czy „jak służba zdrowia nie działa, to sprzedajmy parę szpitali”, czy wrócimy do Polski gdzie +salon+ miał większe prawa, a normalny człowiek nie
— powiedział.
Przekonywał również, że od wyniku tegorocznych wyborów prezydenckich uzależnione będzie gotowość państwa do walki ze zbliżającym się głębokim kryzysem gospodarczym.
To jest pytanie o to, czy przez najbliższe trzy lata dramatycznego kryzysu, który przychodzi, który już dotyka inne kraje, będziemy mieli prezydenta i rząd, który współpracuje ze sobą i może wyprowadzić kraj z tego kryzysu, czy będziemy mieli to, co się dzieje teraz pomiędzy Senatem a Sejmem, czyli ciągłą obstrukcję, ciągłe wstrzymywanie ustaw, i ciągłą próbę dezawuowania tego, co się dzieje
— podkreślił.
Kierując swoje słowa do członków Klubów „Gazety Polskiej” na całym świecie, szef resortu zdrowia wyraził przekonanie, że „musi być ogromne wsparcie i zaangażowanie nas wszystkich w to, żeby Polska miała szansę przez te trzy lata wyjść obronną ręką”.
Bo mamy szansę. I mamy szansę wyjść z tego kryzysu tak, jak wyszliśmy z epidemii, bardziej wzmocnieni i w stosunku do innych krajów (…) pokiereszowani, ale pokiereszowani jeszcze nie aż tak, jak inne kraje. Ale tylko wtedy, kiedy będziemy mieli współpracującego prezydenta z rządem, kiedy to będzie jedna drużyna, która będzie chciała Polskę wydźwignąć z zagrażającego nam dramatycznego kryzysu
— zaznaczył Łukasz Szumowski.
Ostatnia taka wielka pandemia, to była hiszpanka sto lat temu
Ostatnia taka wielka pandemia, to była hiszpanka sto lat temu - ocenił w niedzielę minister zdrowia Łukasz Szumowski mówiąc o trwającej pandemii koronawirusa. Przekonywał, że decyzja o zamknięciu granic kosztowała Polskę „miliardy złotych tygodniowo”, ale była konieczna, żeby ratować ludzi.
Pytany przez redaktora naczelnego „GP” Tomasza Sakiewicza przeciwdziałaniu pandemii przez rządu Zjednoczonej Prawicy oraz „kiedy wreszcie będziemy mieli spokój z epidemią”, Szumowski podkreślił, że „ostatnia taka wielka pandemia, to była hiszpanka sto lat temu” (w latach 1918-1919. Zabiła ok. 50 mln osób na świecie - PAP).
Minister przyznał, że „trudno prorokować, +co by było, gdyby+”, ale zauważył, że można to ocenić na podstawie sytuacji w Europie zachodniej, w Stanach Zjednoczonych, czy w Ameryce Południowej, Azji, a także np. na Białorusi.
To jest ogromny cios dla całego świata zachodniego, który jednak ma w swojej strukturze wpisane umiłowanie wolności obywatelskiej, osobistej, prawa do przemieszczania się, do podróży, do tego, że możemy zmieniać miejsce pracy, zamieszkania i tak dalej. I nagle okazało się, że przychodzi coś, co zagraża istnieniu w ogóle cywilizacji zachodniej, taką jaką znamy
— podkreślił.
Szumowski przekonywał, że działania obronne, które podjął rząd Mateusza Morawieckiego, w tym zamknięcie granic, były odważne i szybkie, a statystyki pokazują, że były słuszne. Przytoczył stało w innych krajach, choćby na dla porównania dane o liczby zgonów na milion mieszkańców w różnych krajach europejskich.
W Hiszpanii jest blisko 600, w Wielkiej Brytanii 570, we Francji 440, Włochy blisko 560, Niemcy 103 zgony na milion mieszkańców, a Polska 28-29, czyli zupełnie, kompletnie inna skala
— zaznaczył. Jak dodał, w Polsce zachorowało tyle osób, ile zmarło w Hiszpanii, a to są porównywalne kraje”. Według niego tylko w Grecji, która też szybko zamknęła swoje granice, sytuacja jest podobna, jak w Polsce.
Szumowski relacjonował, że podczas rozmów z dziennikarzami pyta ich, czy znają kogoś, kto zachorował lub zmarł na COVID-19 i najczęściej słyszy odpowiedź przeczącą, że nie.
A w krajach, gdzie decyzje były podejmowane później, gdzie decyzje były podejmowane z pewną obawą o ekonomię, o gospodarkę, (…) naprawdę większość osób bezpośrednio dotknęła ta tragedia, (…) to znaczy ktoś zmarł, kogo znali, ktoś ze znajomych, z bliskich znajomych po prostu umarł
— powiedział. Jak dodał, „to, że w Wielkiej Brytanii jedno z lotnisk zostało zamienione na kostnicę, że we Włoszech nie nadążano ze spalaniem zwłok, to pokazuje, jak to była skala (pandemii - PAP)”.
Szumowski ocenił, że o pandemii Polacy teraz „zapomnieli, jakby jej nie było”.
A ona jest, tylko, że w Polsce zostały podjęte (…) decyzje, że jak mieliśmy kilkadziesiąt przypadków (zachorowań), to już zamknęliśmy kraj, zamknęliśmy granice
— podkreślił. Dodał, że znaczną rolą odegrał m.in. szef MSWiA Mariusz Kamiński ze swoimi służbami.
Minister zwrócił uwagę, że jeden tydzień zamknięcia granic „to miliardy złotych”.
Ale te koszty mogliśmy ponieść i zdecydowaliśmy się na te koszty, dlatego, że gospodarka polska przez cztery lata rządów Prawa i Sprawiedliwości, była w takim (dobrym) stanie, że mogliśmy przez te trzy miesiące poświęcić na to naprawdę gigantyczne pieniądze, żeby ratować ludzi
— zauważył. Wspomniał, że ministrowie zdrowia w niektórych krajach zachodnich zamykali granice dopiero wtedy, „gdy mieli tysiące, dziesiątki tysięcy zarażonych”.
Odnosząc się do zarzutów stawianych jemu i rządowi Zjednoczonej Prawicy przez opozycję m.in. w sprawie zakupu sprzętu medycznego, szef MZ podkreślił, że po wybuchu pandemii wszystkie kraje chciały go kupić i „był to czas, jak na Dzikim Zachodzie”. Przypomniał, że oszukano wiele krajów i instytucji, sprzedając sprzęt, który nie spełniał norm.
A mówienie, że Komisja Europejska zapewni sprzęt… Do dzisiaj ten sprzęt nie dotarł. A jak dotarł, to tak, jak z maseczkami - okazało się, że były wadliwe
— powiedział.
Szumowski zaznaczył, że Polska kupiła m.in. milion maseczek „dzięki dobrej współpracy z Ambasadą Stanów Zjednoczonych w Polsce, z administracją Stanów Zjednoczonych na miejscu”. Wspomniał, że testy na koronawirusa Polska otrzymywała „od firm, które są związane ze Stanami Zjednoczonymi”.
Więc na pewno ta dyplomatyczna droga naszych sojuszników, i ta życzliwość, pomagała. Ale w bezpośrednich zakupach w Azji, to każdy walczył zębami i pazurami o każdy kawałek
— podkreślił szef MZ.
kpc/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/504703-szumowski-mamy-istotne-spadki-liczby-zachorowan