Kolejny dzień trwa nagonka na prezydenta Andrzeja Dudę za to, że podpisując Kartę Rodziny obiecał chronić dzieci przed wrogimi ideologiami. Jak dotąd jest jedynym kandydatem, który ma odwagę jednoznacznie postawić tę kwestię. Spotyka go za to potworny atak ze strony opozycji. Totasi i ich media mają najwyraźniej nadzieję, że zapomnieliśmy jak daleko rozpędzony był program demoralizacji dzieci i młodzieży za rządów PO-PSL. Organizacje LGBT+pod ręką z Ministerstwem Edukacji i Związkiem Nauczycielstwa Polskiego pisały podręczniki i wytyczne dla nauczycieli, którym zalecano wprowadzenie tematyki gender do wszystkich przedmiotów szkolnych i to w najbardziej szkodliwej formie. Gdyby nie wygrana prezydenta Andrzeja Dudy w 2015 roku i późniejsza wygrana Zjednoczonej Prawicy, od dawna mielibyśmy szkoły nasiąknięte ideologią LGBT+. Skoro jednak niektórym umknęły szczegóły, przypomnijmy je!
Ideologię gender próbowano wprowadzać na wiele sposobów. W chwili, gdy pojawił się potezny opór społeczny, realizowano ją pod przykrywką „edukacji równościowej”, mającej rzekomo chronić przed przemocą. Szczególnie widoczna była za rządów PO-PSL. To właśnie wtedy, w kwietniu 2013, zaprezentowano hucznie dokument Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w Polskiej Akademii Nauk.
Demoralizujące standardy edukacji seksualnej WHO przyjęte przez MEN w 2013
Dokument „Standardy edukacji seksualnej w Europie” zawierał kompleksową rekomendację wprowadzenia nowego modelu edukacji seksualnej, która miała radośnie i bezrefleksyjnie otwierać najmłodsze już dzieci na seksualność. Ministerstwo Edukacji, reprezentowane na spotkaniu przez wiceminister edukacji Joannę Bredzik, przyjęło dokument z otwartością i obiecało poddać go dalszej dyskusji, „rozpowszechniając raport wśród nauczycieli i rodziców”. Sprawę na szczęście nagłośniły media po doniesieniach organizacji prorodzinnych. Bulwersująca treść dokumentu wywołała potężny sprzeciw społeczny i bunt rodziców. Rząd Po-PSL do ostatnich chwil trzymania władzy, sprzyjał organizacjom LGBT, które torpedowały szkoły swoimi programami edukacyjnymi. Wszystko oczywiście pod przykrywką „edukacji równościowej”. O nich jednak za chwilę. Najpierw przypomnijmy szczegóły „standardów edukacji seksualnej w Europie”.
Z raportu WHO wynika, że „rozwój seksualności rozpoczyna się w momencie urodzenia”, dlatego edukację w tym zakresie należy rozpocząć przed czwartym rokiem życia. Edukacja seksualna przetasowana jest z edukacją społeczną, której celem jest uczenie wychowanków żłobków otwartości na różnorodność związków. Dzieci w wieku 0-4 mają nabrać przekonania, że istnieją różne koncepcje rodziny i każdy model jest poprawny. Z kolei przedszkolaki w wieku 4-6 lat mają być uczone otwartości na odmienność seksualną, co ma przygotować grunt do samodzielnego wyboru własnej tożsamości seksualnej. Według wytycznych WHO, dzieci w przedziale wiekowym 9-12 powinny umieć „rozpoznawać różnice między tożsamością płciową i płcią biologiczną”.
Edukacja dzieci w wieku od 0-4 lat
Autorzy dokumentu WHO podkreślają, że należy w dziecku wzbudzać „pozytywne nastawienie w stosunku do własnego ciała i jego wszystkich funkcji”. Należy też nauczyć dziecko „rozpoznawania różnic w budowie ciała” oraz ich nazywania. Pojawiły się w tym względzie nawet lalki edukacyjne z narządami płciowymi oraz książeczki, np. „Gdybym był dziewczynką. Gdybym była chłopcem”, mające stanowić pomoc w nauce niestereotypowego przeżywania płci.
Dodatkowo instrukcja WHO każe przekazanie dziecku, że ma „prawo do badania nagości i ciała, do bycia ciekawym”. Należy też pomóc dziecku „rozwijać pozytywne nastawienie w stosunku do własnego ciała i jego wszystkich funkcji”. I w tej kwestii nie brakuje materiałów edukacyjnych. Belgowie na przykład stawiają na animację. Czy i w Polsce chciano budować „pozytywne nastawienie” dzieci do WSZYSTKICH funkcji ich ciał za pomocą tak szokujących kreskówek?
Edukacja dzieci w wieku 4-6 lat
Według standardów WHO, na tym etapie edukatorzy powinni przekazać przedszkolakom informacje na temat „radości i przyjemności z dotykania własnego ciała, masturbacji”. Mają zachęcić do odkrywania własnego ciała i własnych narządów płciowych oraz przekonać, że „fizyczna bliskość stanowi normalną część życia” i jest „wyrazem miłości i sympatii”. Teza jak najbardziej słuszna. Jeśli jednak nadaje się jej walor seksualny, a o takim przecież tutaj mowa, mamy do czynienia z demoralizacją.
Dodatkowo zachęca się edukatorów do rozmawiania z dziećmi o przyjemnych i nieprzyjemnych odczuciach dotyczących własnego ciała. Oczywiście dobrze jest wykorzystywać wszelkie materiały edukacyjne. Szwajcarskie przedszkola wprowadziły na przykład sexboxy z pluszowymi genitaliami. Sprawa oburzyła rodziców, którzy storpedowali pomysły edukatorów i resortu edukacji.
Dzieci w wieku 4-6 dzieci być wprowadzane w przestrzeń „uczuć seksualnych (bliskość, przyjemność, podniecenie) jako część ludzkich odczuć (powinny to być uczucia pozytywne; nie powinny zawierać przymusu czy powodować uczucie krzywdy)”.
Po co w tak małych dzieciach wzbudzać uczucia seksualne? Do czego ma służyć ich pozytywne kodowanie, które ma się kojarzyć z zabawą? Argument, że to ochrona przed atakami pedofilskimi raczej się nie sprawdza. Prędzej otworzy dziecko na ciekawość tego rodzaju kontaktów. Trudno tutaj nie przywołać chorych opowieści europarlamentarzysty Zielonych, ulubieńca lewicy zapraszanego na salony przez „Gazetę Wyborczą” - Daniela Cohn-Bendita, który kilka dekad temu na antenie francuskiej telewizji podzielił się własnymi doświadczeniami pedofilskimi, zdobytymi w czasie, gdy pracował jako przedszkolny wychowawca w eksperymentalnej placówce.
Czy wiecie, jak mała dziewczynka w wieku pięciu i pół roku zaczyna was rozbierać to fantastyczne… To fantastyczne, bo to jest gra, to jest gra…absolutnie erotyczna, maniakalna
— opowiadał Daniel Cohn-Bendit w latach 70.
Edukacja dzieci w wieku 9-12 lat
Na tym etapie edukatorzy mają pomóc zrozumieć dziecku, że „antykoncepcja to odpowiedzialność obu płci”. Do ich zadań należy nauczenie wychowanków „skutecznego stosowania prezerwatyw i środków antykoncepcyjnych”.
Materiały edukacyjne czy demoralizacja?
Oczywiście sprawa technik masturbacyjnych, przerobiona na wcześniejszych etapach sex-edukacji, ma zostać rozwinięta w sposób całkowicie dowolny. Nieodzowne na tym etapie są promowane przez środowiska genderowe publikacje, dostępne w dużych księgarniach na półkach z publikacjami dla dzieci: „Wielka księga siusiaków” i „Wielka księga cipek”. Choć zawartość wygląda jak rysunkowe soft porno, książki polecane były szeroko w mainstreamowych mediach.
Z „Wielkiej księgi siusiaków” chłopcy mogą się dowiedzieć, jaki jest, jaki będzie i do czego może służyć ich „przyjaciel”. Jego podobiznami w najrozmaitszych fazach, wersjach i etapach upstrzona jest cała książka. Jeden z rysunków przedstawia na przykład podstarzałego ekshibicjonistę z obnażonym członkiem w stanie wzwodu. Gryzmoły dopełnia opis: „Raz, kiedy wracałem ze szkoły, zobaczyłem starszego gościa, który pokazywał siusiaka. To było obrzydliwe, w życiu czegoś takiego nie widziałem. Ja i mama złożyliśmy na niego doniesienie na policję. Przez kilka nocy śniły mi się koszmary. Jak można robić coś takiego?”.
Chłopcy dowiadują się z książki, jakiej długości są siusiaki dorosłych Szwedów oraz tego, że przeciętny mężczyzna ma w życiu 7200 wytrysków, co w sumie daje 55 litrów spermy. Do większości z nich dochodzi podczas masturbacji, którą chłopcy powinni zacząć jak najwcześniej. W celu jej oswojenia autor podaje kilkadziesiąt obscenicznych określeń, zachęcając do wymyślenia własnych. Podobnie wygląda sprawa członka. Chłopcy są zachęcani nie tylko do otwartych rozmów o kształcie, wyglądzie i rozmiarze swoich genitaliów, ale do pokazywania ich sobie w grupach. Cała książka jest właściwie jedną wielką zachętą do masturbacji.
„Oskar brandzluje się dlatego, że sprawia mu to przyjemność i go uspokaja. – Kiedy jestem ożywiony wieczorem i muszę się wcześnie położyć, żeby następnego dnia wcześnie wstać, brandzlowanie mi pomaga. Zaraz potem zasypiam. Tobias myśli wtedy o różnych dziewczętach. Zaliczył już wszystkie z klasy i nauczycielkę. […] Wszyscy słyszeli o chłopakach, którzy brandzlują się grupowo, ale żaden z nich tego nie próbował”.
Zachęta do grupowego ekshibicjonizmu i masturbacji pojawia się kilkakrotnie i jest wzmocniona taką oto informacją:
„Większość dorosłych mężczyzn rzadko pamięta, jak się nazywał najbystrzejszy albo najgłupszy kolega z klasy. Ale bez szczególnych problemów potrafią sobie przypomnieć, kto miał największego siusiaka”.
W dziecięcym sekspodręczniku nie brakuje też licznych odniesień do religii.
„Jeszcze w XX wieku w wielu kościołach Francji i Włoch znajdowały się duże rzeźby fallusów. Były czerwone od wina składanego w ofierze przez kobiety, które chciały zajść w ciążę”
– pisze autor, budując wokół fallusa całą historię dziejów, w wielu przypadkach całkowicie rozmijającą się z rzeczywistością.
W innym miejscu pojawia się rysunek Matki Bożej trzymającej na rękach nagą dziewczynkę, opatrzony dojmującym pytaniem: „Co by było, gdyby Jezus był płci żeńskiej?”. Przecież teraz – jak twierdzi autor – „w całej Europie nie ma starego kościoła, którym nie byłoby przynajmniej jednego obrazu przedstawiającego nagiego Jezusa z wyraźnie zaznaczonym siusiakiem”. Dodaje też:
„Jezus jest bardzo często przedstawiany nago. Na wielu obrazach jego siusiak zajmuje miejsce centralne. W XV i XVI wieku włoscy artyści przeważnie malowali Jezusa leżącego w ramionach matki i ciągnącego się za siusiaka. Na wielu płótnach Matka Boska dotyka krocza swojego syna”.
Na tym jednak się nie kończy prymitywny wykład z seksualnej historii sztuki. Trzeba przecież w dzieciach do reszty zabić dotychczasowe skojarzenia z nienaruszoną dotąd sferą religijną. Nie mogło się obyć bez seksualnego ataku na krzyż.
„Jezusa na krzyżu przedstawia się najczęściej tylko z przepaską na biodrach. Niejeden artysta namalował pod przepaską siusiaka w stanie wzwodu. Zdaniem wielu osób Kościół chciał w ten sposób pokazać, że Jezus był mężczyzną. Dlatego władza mężczyzn w społeczeństwie jest czymś oczywistym. Tylko mężczyźni mogą zostać księżmi i papieżami”.
Po tym opisie żadne dziecko nie będzie już mogło w sposób czysty i niewinny spojrzeć ani na Dzieciątko Jezus, ani na krzyż. Ten perfidny zabieg, z pozoru niezauważalny, ma zbrukać wyobraźnię we wszystkich wymiarach, także w sferze sacrum.
„Wielka księga cipek” jest dziecięcym seksporadnikiem dla dziewczynek. Na okładce widnieje ostrzeżenie, że może obrażać uczucia religijne. I w tym przypadku szwedzka para (Dan Höjer i Gunilla Kvarnström) nie omieszkała zbrukać obsceną sfery sacrum. Dzieci mają sobie wyobrazić, co by było, gdyby Jezus był kobietą. Bardziej opornym ma pomóc rysunek przedstawiający nastolatkę przybitą do krzyża. Narysowana tą samą, brzydką, niezdarną kreską, kilka stron dalej ogląda w lusterku swoje narządy płciowe, a w innym miejscu masturbuje się podczas odrabiania lekcji.
„Dość często się masturbuję. Czasami nawet kilka razy dziennie. Ale nigdy nikomu bym o tym nie powiedziała. Trochę to brzydkie, ale za to bardzo przyjemne. Zdaje mi się, że łatwiej jest być chłopcem. Oni mogą mówić o tym, że się masturbują, ale nigdy nie słyszałam, żeby jakaś dziewczyna się do tego głośno przyznała”.
Oto dylematy bohaterki, której największą radością było znalezienie punktu „G”. Dziesięcioletnie czytelniczki zachęca się poznawania zakamarków własnego ciała za pomocą lusterka.
Podręczniki dla uczniów i nauczycieli pisane przez organizacje LGBT
Zagraniczne przedruki kolorowych książeczek to nie wszystko. Środowiska LGBT zadbały już o stosowne materiały dla nauczycieli. Za rządów PO-PSL otrzymały również błogosławieństwo Związku Nauczycielstwa Polskiego. I choć, dzięki zmianom politycznym, nie udało się im wkroczyć do do szkół, deklaracja podpisana przez Rafała Trzaskowskiego daje im zielone światło.
W „Podręczniku do prowadzenia zajęć z młodzieżą na temat seksualności i relacji międzyludzkich. Edukacja Bez Tabu” czytamy:
„Najczęściej mówi się o tożsamościach: heteroseksualnej, biseksualnej i homoseksualnej, jednak każda osoba może określić swoją tożsamość seksualną w całkowicie niepowtarzalny sposób, zupełnie wyjątkowym określeniem”.
Liczba kombinacji jest w tej kwestii absolutnie nieograniczona. Pod niewinnym hasłem „promocji równości” drzemie bardzo niebezpieczny pakiet ideologiczny, który zdaje się groźniejszy niż sama edukacja seksualna. Z publikacji wydanej przez Kampanię Przeciw Homofobii wynika, że promocją zachowań LGBTQ powinny zostać nasączone WSZYSTKIE aspekty nauczania.
„Na zajęciach z języków obcych osoba nauczająca może przedstawić materiał źródłowy z gazety/radia/telewizji/Internetu, który odnosi się do tematyki LGBT, i omówić go w kontekście społecznym specyficznym dla kraju nauczanego języka. Tematami takimi mogą być na przykład: małżeństwa, związki partnerskie, homofobia lub coming out osób publicznych. Jednocześnie za materiał źródłowy posłużyć mogą teksty kultury i popkultury (na przykład filmy, książki) podnoszące tematykę i zawierające wątki LGBT. Podczas włączania tematyki LGBT do lekcji należy być ostrożnym, aby nie zakończyć lekcji stereotypowymi przekazami oraz nie spowodować homofobicznej dyskusji i obraźliwych komentarzy”
– czytamy w poradniku wydanym w 2013 r. przez Kampanię Przeciw Homofobii: „Lekcja Równości – materiały dla nauczycieli i nauczycielek. Jak rozmawiać o orientacji seksualnej w szkole i wspierać młodzież”.
Nauczyciele zostają też wyposażeni w przykazania równościowego pedagoga. Oto wybrane:
Wprowadzaj temat LGBT i homofobii naturalnie, regularnie, nie jedynie przy wyjątkowych okazjach. Pokaż, że jest to temat ważny i powszechny, a nie marginalny.
Nie dopuszczaj do głosu homofobicznych i krzywdzących wypowiedzi. Gdy się pojawią, od razu reaguj, nazywając je i wyrażając swój sprzeciw. Pamiętaj, że w klasie mogą być osoby, które może to osobiście zaboleć, a mogą nie mieć siły stanąć we własnej obronie.
Nie dopuszczaj wartościowania orientacji seksualnych i podziału na »bardziej« i »mniej« naturalne. Nie pozwalaj, by jakaś orientacja była przedstawiana jako ważniejsza lub pośledniejsza.
Wprowadzaj tematykę LGBT przy wielu okazjach. Pokazuj, że obecność osób LGBT w społeczeństwie i homofobia to pełnoprawne tematy, nie marginalne.
Afirmuj obecność osób LGBT w społeczeństwie i ich wkład w naukę oraz kulturę. Orientacja seksualna nie powinna być pokazywana jako najważniejsza cecha osoby, ale ważne jest, żeby wszyscy uczniowie i uczennice poznali pozytywne postacie, z którymi mogą się identyfikować.
Podawaj przykłady, nie zakładając powszechnej heteroseksualności. Zamiast: »Książę William był obiektem westchnień nastolatek«, możesz powiedzieć: »[…] był obiektem westchnień wielu osób« lub »[…] był obiektem westchnień wielu nastolatek i nastolatków«.
Właśnie taki jest ideał edukacji równościowej. Trzeba zauważyć, że blokada samej edukacji seksualnej w programach szkolnych nic nie da. Rekomendacje środowisk LGBTQ wciskają się bowiem tylnymi drzwiami. Cytowana powyżej publikacja rekomendowana jest przez Związek Nauczycielstwa Polskiego oraz pisma branżowe: „Głos Nauczycielski”, „Głos Pedagogiczny”, „Mentor – magazyn nauczyciela”.
Obrona przed ideologią jest konieczna!
Każdy, kto twierdzi, że nie ma ideologii gender czy ideologii LGBT+ jest podłym kłamcą. Mamy przecież gotowe materiały szkoleniowe, wytyczne dla nauczycieli i podręczniki. Organizacje LGBT od dawna czekają w blokach startowych, by móc wreszcie zrealizować swój plan i móc domknąć swoje zobowiązania wobec swoich mocodawców. Rafał Trzaskowski jako pierwszy prezydent otworzył im drzwi warszawskich szkół. Uruchomił nawet instytucję „latarnika”, który ma kontrolować działalność szkół w tym zakresie. Jak to możliwe, że dziś, jako kandydat na prezydenta Polski wszystkiemu zaprzecza? Czyżby jako włodarz Warszawy był aż tak nieprzytomny, nieświadomy i niezorientowany, że podpisywał deklarację bez poznania jej podstaw?
Nie ma wątpliwości, że Karta Rodziny podpisana przez prezydenta Dudę oraz jego jednoznacznie negatywne stanowisko wobec ideologii gender to sprawy fundamentalne dla zdrowego społeczeństwa.
Nie życzę sobie, żeby edukatorzy wysłani przez różne organizacje LGBT w szkołach edukowali seksualnie małe dzieci, bo jest to według mnie indoktrynacja ideologiczna
— powiedział dziś prezydent Duda. Atak, który go za te słowa spotkał jasno pokazuje, jak silne i wpływowe jest lobby LGBT. Rafał Trzaskowski zamiast stanąć w prawdzie i powiedzieć ludziom jakiej chce Polski, atakuje przekonując, że nie ma żadnej ideologii gender. Otóż jest. I jak dotąd spośród wszystkich kandydatów jedynie prezydent Andrzej Duda ma odwagę, żeby się jej przeciwstawić.
Tekst zawiera fragmenty mojej książki „Pułapka gender”
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/504608-nie-ma-ideologii-lgbt-prezydent-przesadza-to-przypomnijmy