To może być szokujące, ale Lech Wałęsa był o rok młodszy od „młodego” Rafała Trzaskowskiego, gdy zostawał prezydentem RP.
Wokół Rafała Trzaskowskiego powstało wiele mitów i złudzeń. Jest zrozumiałe, że mitologizacja ma uczynić z polityka kogoś znacznie ważniejszego i poważniejszego niż jest w istocie. Mit zawsze heroizuje, nawet gdy ten, kogo to dotyczy, chce i woli być postacią antyheroiczną. Mamy więc opowieści, że Rafał Trzaskowski jest politykiem nowej, młodej fali. Że jest osobą samodzielną i mającą własne zdanie. Że szybko podejmuje decyzje. Że jest dobrym organizatorem. Że jest przyjacielski i obcy mu jest wodzowski styl zarządzania. To bajki.
Kwestia pierwsza z brzegu: atutem Rafała Trzaskowskiego jest młodość. Jaka młodość? Ma 48 lat, więc jest równolatkiem Andrzeja Dudy, a ten ma już za sobą pięć lat prezydentury. Gdy Aleksander Kwaśniewski zostawał prezydentem, miał 41 lat. To może być dla wielu wręcz szokujące, ale gdy prezydentem zostawał Lech Wałęsa, miał lat 47, czyli był o rok młodszy niż jest obecnie Trzaskowski. Młody to był Waldemar Pawlak, gdy jako 33-latek zostawał premierem. Młodzi to są premier Finlandii Sanna Marin (34 lata) i kanclerz Austrii Sebastian Kurz (33 lata).
Tylko 40 lat miał Jan Krzysztof Bielecki zostając prezesem Rady Ministrów. Hanna Suchocka była o dwa lata młodsza od Trzaskowskiego, gdy stawała na czele rządu. Niecałe 46 lat miał premier Włodzimierz Cimoszewicz, podobnie jak Kazimierz Marcinkiewicz. A Józef Oleksy był tylko o rok starszy od Trzaskowskiego, kiedy został prezesem Rady Ministrów, zresztą podobnie jak Mateusz Morawiecki. Atut wieku wciąż obecnego prezydenta Warszawy to bajka.
Bajkami są samodzielność i decyzyjność Rafała Trzaskowskiego. Gdy się rozmawia z urzędnikami warszawskiego ratusza, opowiadają o niekończących się naradach szefa, dzieleniu włosa na czworo, przeciąganiu każdej decyzji, niepewności, czy postąpił słusznie, gdy już zdecydował się coś podpisać. O przewracaniu do góry nogami własnego stanowiska po rozmowie z każdym nowym gościem, uważanym przez niego za ważnego i opiniotwórczego. Albo czekanie, aż problem sam się rozwiąże, czyli pozostawianie („w załatwianiu” – jak to zgrabnie podkreślał Nikodem Dyzma) spraw bez jakiejkolwiek decyzji. Podobnie sposób funkcjonowania prezydenta Warszawy opisywali rozmówcy prof. Antoniego Kamińskiego, socjologa z PAN (rozmawialiśmy o tym 11 czerwca 2020 r. na antenie Polskiego Radia 24).
Niesamodzielność i niedecyzyjność na stanowisku prezydenta miasta (nawet tak dużego i ważnego jak Warszawa) może nie być wielkim problemem. Ale dla prezydenta państwa, członka NATO, państwa frontowego sojuszu i granicznego UE oraz strefy Schengen, sąsiada Rosji to może być największa wada. To może być wada decydująca nawet o życiu i śmierci milionów ludzi. Przede wszystkim w roli zwierzchnika sił zbrojnych. Nawet wielcy zwolennicy Rafała Trzaskowskiego mają ogromny problem, by go sobie wyobrazić w takiej sytuacji, w jakiej znalazł się prezydent Lech Kaczyński w sierpniu 2008 r. w związku z agresją Rosji na Gruzję. Trzaskowski nie jest zdolny do takich decyzji jak był zdolny Lech Kaczyński – to zgodna opinia wielu jego oddanych stronników.
Mitami są przyjacielskość, kultura i łagodność Rafała Trzaskowskiego. To działa tylko wobec osób, na których mu zależy. Bardzo nielicznych. Wobec innych nie ma nawet cienia takiego nastawienia. Jest w najlepszym razie paternalizm w stosunku do tych, których jeszcze można reedukować. Ale dominuje poczucie wyższości, lekceważenia, ignorowania, pouczania, stawiania na baczność. I przekonanie, że właściwie wszyscy są głupcami, z którymi współpraca jest prawdziwą męką. Podobnie jak wielką męką jest załatwianie codziennych, przyziemnych spraw. Nad tym Rafał Trzaskowski kompletnie nie panuje, stąd opóźnienia i często sprzeczne decyzje.
Prowadząc przez kilka tygodni kampanię można zagrać postać kandydata na prezydenta Polski, którym się nie jest nawet w minimalnym stopniu. Można się oderwać od tego wszystkiego, co w ratuszu nudzi i irytuje, a co jest skutkiem fatalnej organizacji, niesamodzielności, niedecyzyjności, a także pychy. To można zagrać, szczególnie gdy się ma za najbliższych przyjaciół zawodowych aktorów: Michała Żebrowskiego, Tomasza Karolaka czy Piotra Adamczyka. Ale poza tym teatrem na pokaz nic nie działa. Wszystko jest inne, niż się zdaje. A przecież prezydent Polski nie może być aktorem, a tym bardziej statystą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/504416-jesli-chca-za-prezydenta-aktora-niech-wybiora-trzaskowskiego