Sukces w polityce odnosi ten, kto popełni mniej błędów i ma więcej sprytu politycznego. Kosiniak-Kamysz przegrał tę batalię. Pokazał, że brakuje mu inteligencji politycznej, sprytu politycznego
— mówi w wywiadzie dla portalu wPolityce.pl politolog Artur Wróblewski (Uczelnia Łazarskiego).
wPolityce.pl: Najnowszy sondaż dla portalu wPolityce.pl pokazuje stabilizację poparcia dla kandydatów. Rafał Trzaskowski odrobił straty Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, ale nie zyskuje nowych wyborców. Czego możemy spodziewać się w najbliższych tygodniach?
Artur Wróblewski: Wydaje się, że kolejne dni nie wnoszą niczego nowego. Sondaże są prawie takie same, jeśli chodzi o pierwszą turę. Kluczowe będą dwa tygodnie w drugiej turze. Wtedy zobaczymy co się wydarzy – czy będą jakieś nowe afery, wpadki kandydatów, które będą decydowały o transferach głosów wyborców. Zobaczymy w jakim stopniu głosy Hołowni, Kosiniaka-Kamysza czy Biedronia przepłyną do Trzaskowskiego. Z drugiej strony zobaczymy jak będzie wyglądał transfer poparcia Kosiniaka-Kamysza czy Bosaka dla prezydenta Andrzeja Dudy. Bardzo ważna będzie również mobilizacja elektoratów – to, ilu wyborców pójdzie do wyborów w II turze. O poziomie mobilizacji przekonanych już wyborców zdecyduje to, który z kandydatów będzie bardziej aktywny. A może kandydaci odwołają się do jakichś nowych pomysłów, projektów, które przekonają również tych wahających się. Chociaż chyba gama projektów i pomysłów wyczerpała się. Trudno wymyślić np. kolejne projekty z plusem.
Czy wejście do gry Trzaskowskiego przesądziło o tym, że ostatecznie żegnamy się z projektem pt. Kosiniak-Kamysz liderem opozycji?
Absolutnie tak. Trzeba dodać, że sukces w polityce odnosi ten, kto popełni mniej błędów i ma więcej sprytu politycznego. Kosiniak-Kamysz przegrał tę batalię. Pokazał, że brakuje mu inteligencji politycznej, sprytu politycznego. Popierał przecież ideę, aby wybory nie odbyły się 10 maja i żeby pozwolić na eksperyment, absolutnie unikatowy w skali światowej, aby w czasie gry podmienić kandydata.
Platforma ograła Kosiniaka-Kamysza?
Oczywiście, że tak. Ograła go do tego stopnia, że z pretendenta na lidera i wybitnego polityka, który może odegrać ważną rolę w tych wyborach, nagle został zredukowany do poziomu poniżej Bosaka albo do poziomu 4 proc., a więc poziomu szorującego dno Biedronia. Nie tylko Kosiniak-Kamysz, ale również Biedroń pokazali pewnego rodzaju głupotę polityczną. Zgodzili się na zmianę konstytucyjnego terminu pod pretekstem walki z koronawirusem. Proszę zauważyć, że po 10 maja ten temat przestał być jakąkolwiek przeszkodą, a wręcz przeciwnie. Od kiedy sondaże skoczyły opozycyjnemu kandydatowi Trzaskowskiemu, jest wręcz pęd ku wyborom i nikt nie mówi już o kopertach śmierci czy naruszeniu bezpieczeństwa epidemicznego. Nikt już nie stosuje tej narracji. To pokazuje, że Kosiniak-Kamysz, Biedroń, w jakimś stopniu również Hołownia, dali się ograć jak dzieci. Być może nawet nie zasługują na wysokie notowania w sondażach. Stali się pośmiewiskiem, jako takie głuptasy polityczne, które wypromowały znakomicie Rafała Trzaskowskiego. Mieliśmy też wcześniej głuptasa politycznego Grzegorza Schetynę, który wypromował SLD z niebytu przy wyborach europejskich. Za błędy w polityce płaci się bardzo okrutną cenę – cenę niebytu i śmieszności.
A jak widzi pan szanse Szymona Hołowni – czy może zaistnieć na scenie politycznej?
To, że Hołownia również zgodził się na przesunięcie wyborów, czyli na podmianę Kidawy-Błońskiej, było ogromnym błędem. Oznacza to po prostu śmierć projektu pt. Hołownia. Hołownia miał szansę tylko w sytuacji ośmieszenia Platformy przez Kidawę-Błońską i wielkiej porażki w wyborach prezydenckich, co byłoby końcem tej partii. Podmienienie kandydata na Trzaskowskiego oznacza być może restart Platformy Obywatelskiej, nową energię, nową krew w PO i to jest koniec projektu Hołowni. Jeśli Hołownia chciał naprawdę zaistnieć i tworzyć formację mającą być pewną alternatywą do obciachu i afer, z którymi kojarzy się PO, powinien blokować wszelkie eksperymenty z podmienianiem kandydata na atrakcyjniejszego. Platforma wraca do gry. Trzaskowski, jeśli przegra wybory, to niewielkim ułamkiem procenta czy procentem głosów. To oznacza odnowę Platformy i nie ma miejsca na projekt Hołowni. On miał być alternatywą tworzoną przez pewnych oligarchów jak Kulczykowie czy TVN, do Platformy, która jest synonimem obciachu. Trzaskowski to zmienił i dla Hołowni nie ma miejsca. Energia odpłynie, ale przede wszystkim mecenasi, sponsorzy opuszczą go po 12 lipca czy nawet już po 28 czerwca. Hołownia stał się niepotrzebny. Zrobił swoje i może odejść. A nawet gdyby przetrwał z wynikiem z pierwszej tury 15-17 proc. i chciał kontynuować swój projekt, to po pierwsze nie będzie miał pieniędzy, a po drugie skończy tak samo jak pan Petru, Kukiz czy Palikot. To jest tego typu projekt, skazany na niepowodzenie. Zresztą pan Hołownia nie znam się na polityce i nie ma żadnej wizji. Nie wiadomo o co mu tak naprawdę chodzi. Natomiast tacy doradcy jak Różański czy Pełczyńska-Nałęcz raczej mu szkodzą, a nie pomagają. Generał Różański był przeciwny stałej bazie USA w Polsce, a pani Pełczyńska-Nałęcz z jakimś uporem osła brnie w koncepcję restartu relacji z Rosją, mimo że Rosjanie żadnego restartu nie chcą i nie oddali nawet wraku tupolewa. Na pewno dobrał sobie ciekawych, w jakimś sensie, ludzi, ale kompletnie nieatrakcyjnych z punktu widzenia politycznego. Dlatego ten projekt umiera w tej chwili na naszych oczach.
Not. xyz
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/504302-wywiad-wroblewski-kandydaci-opozycji-dali-sie-ograc-po