Zaimponował mi Grzegorz Schetyna. Wykazał się przezornością, znajomością rzeczy i realizmem. W 2019 r. się wykazał, gdy był jeszcze przewodniczącym Platformy Obywatelskiej. Musiał przecież znać swoją partię jak zły szeląg. Nawet obecny przewodniczący PO Borys Budka się wtedy trochę wykazał, ale to pewnie ze skąpstwa. Teraz by już się nie wykazał.
Chodzi o płacenie na fundusz wyborczy Platformy Obywatelskiej w 2019 r., a więc roku podwójnych wyborów: do europarlamentu oraz do Sejmu i Senatu. Z powodu tej podwójności osoba fizyczna mogła wpłacić maksymalnie 25-krotność płacy minimalnej, czyli 56 250 zł.
To, który z polityków (choć nie tylko oni) i jakie sumy wpłaca na fundusz wyborczy, sporo mówi o aktualnej pozycji w partii czy w ogóle w establishmencie. Niektórzy płacą, żeby awansować. Inni, żeby się odpłacić za to, co już otrzymali. Jeszcze inni, żeby nie wyszło, iż są niewdzięczni. I są też tacy, którym zależy, by ich gest zauważono. Frajersko raczej nikt nie płaci, przynajmniej z grupy polityków. Robotę źródłową w kwestii wpłat na fundusz wyborczy PO wykonał Łukasz Szpyrka z Interii, pozwolę więc sobie pójść na gotowe, gdy chodzi o niektóre dane.
Grzegorzu Schetyno, „jak ty mnie zaimponowałeś w tej chwili” – można by powtórzyć za Siarą Siarzewskim (wtedy mówiącym o niejakim Wąskim). No, bo mamy podwójny rok wyborczy, Schetyna jest szefem partii, walczy o jak najlepszy wynik, ale przecież nie jest naiwny. I nie jest rozrzutny. Wie, że inwestycja jest taka sobie, bo zna własną partię i ludzi kandydujących z jej list. Dlatego w 2019 r. na fundusz wyborczy PO nie wpłacił ani grosza. To się nazywa realizm. A przy okazji stoi za tym dojrzałość oraz wiedza, bo kto inwestuje własne pieniądze. A są takie inwestycje, na które nie ma najmniejszego sensu się zadłużać. I Schetyna tego nie zrobił.
Borys Budka szarpnął się na 10 tys. zł na fundusz, bo już wtedy aspirował do funkcji szefa PO. Na mieście mówią, że powinien dać więcej, ale nie jest znany z rozrzutności. No, ale Radosław Sikorski tym bardziej nie jest z tego znany, a nawet jest całkiem nieznany, a dał aż 56 tys. zł. No, ale dla Sikorskiego to była niepowtarzalna szansa, żeby przestać być wreszcie utrzymankiem własnej znanej żony, więc z wielkim bólem, ale wyszarpał sumę astronomiczną z punktu widzenia jego hojności i rozrzutności. Biznes to biznes – trudno. Małgorzata Kidawa-Błońska, późniejsza kandydatka PO na prezydenta, absolutnie nie była tak zdesperowana jak Sikorski, więc wpłaciła tylko 10 tys. zł.
Zainwestowała w fundusz wyborczy PO rodzina Wałęsów. No, ale mieli interes, by Jarosław Wałęsa znowu się znalazł w europarlamencie i solidnie zarabiał. W końcu ktoś z licznej rodziny noblisty i byłego prezydenta mógłby zadbać o własne utrzymanie, a nie tylko „wisiał” na ojcu. Zapewne dlatego pisarka Danuta Wałęsa, czyli mama wpłaciła 45 tys. zł, pisarz Lech, czyli tata – 30 tys., a sam Jarosław, na razie niemający na koncie pisarskich osiągnięć – 40 tys. zł. Do Brukseli i Strasburga dziedzic Wałęsowicz nie trafił, ale w nagrodę pocieszenia znalazł się w Sejmie.
Bartosz Arłukowicz, który dostał się do europarlamentu, sam nic nie wpłacił (Harpagon czy inny Ebenezer Scrooge), ale za to zmobilizował rodzinę: żona Edyta dała 55 tys. zł, mama Danuta – 45 tys. zł i ojciec Zygmunt – 30 tys. zł. To znacznie hojniej niż w rodzinie Cimoszewiczów (ojciec dostał się do europarlamentu, syn przepadł w wyborach do Sejmu), gdzie senior Włodzimierz dał ledwie 10 tys. zł, a junior Tomasz - 15 tys. zł. Hojniejsi od Cimoszewiczów byli małżonkowie Bury: senator Jacek (znany z tego, że 16 maja 2020 r. wszedł do radiowozu policji i tam sam się zatrzymał) wpłacił 47 tys. zł, a jego żona Urszula - 43 tys. zł.
Część polityków PO zwaliła na żony zaszczytne zadanie wpłacenia kasy za to, że mogą robić za polityków. Dorota Brejza, żona senatora Krzysztofa, szarpnęła się na przykład na 55 tys. zł, a Katarzyna Bosacka, żona senatora Marcina, dała maksymalne 56 250 zł (sam Marcin chyba się zreflektował, że coś jednak powinien wpłacić i było to 18 750 zł). Sami w siebie zainwestowali Róża Thun (56 250 tys. zł), znana z porównania wizyty Rafała Trzaskowskiego w Zakopanem do pielgrzymowania tam Jana Pawła II - Jagna Marczułajtis-Walczak (56 250 tys. zł), Jerzy Buzek (56 250 tys. zł), Dariusz Rosati (56 250 tys. zł), Michał Boni (56 tys. zł) czy Robert Tyszkiewicz (47 tys. zł). Trudno powiedzieć w co zainwestował „niezależny” politolog Marek Migalski (dał 17 tys. zł na fundusz PO), bo nie startował, a gdy zarabiał kasę jako europoseł w Brukseli i Strasburgu, znalazł się tam dzięki Jarosławowi Kaczyńskiemu.
Wracając do Grzegorza Schetyny: w 2019 r. musiał on już wiedzieć, ile jest warta „jego” Platforma Obywatelska, więc finansowo zachował się rozsądnie. Tym bardziej że wkrótce partia okazała się niewdzięczna i wykopała go z funkcji przewodniczącego. Czy Borys Budka jako szef PO przetrwa, bo jednak w 2019 r. szarpnął się na 10 tys. zł? Wpisowe może się okazać za małe. Tym bardziej jeśli w 2020 r. się poprawił, to zapewne wpłacił na Małgorzatę Kidawę-Błońską. A ta inwestycja okazała się całkiem nietrafiona. Borys Budka może się za to okazać trafiony. Zatopiony. A Grzegorz Schetyna przynajmniej nie wyszedł z tymi wpłatami tak, jak Jan Himilsbach z angielskim.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/504280-grzegorzu-schetyno-jak-ty-mnie-zaimponowales-w-tej-chwili