Od kilku dni z narastającym zdziwieniem obserwuję dziwaczne widowisko, jakie działacze Platformy Obywatelskiej organizują wokół zbiórki podpisów pod kandydaturą pana Rafała Trzaskowskiego.
Rozumiem, że takie ćwiczenia terenowe pozwalają sprawdzić strukturę, policzyć się, zaktywizować ludzi. Rozumiem także, że po kompromitacji jaką była żałosna kampania pani Małgorzaty Kidawy - Błońskiej każde działanie zacierające tamto wrażenie jest bezcenne. To chyba rodzaj terapii, w tych warunkach bezcennej dla poobijanej opozycji. Tym zresztą łatwiejszej, że dzięki prezentowi od pana Jarosława Gowina opozycja wymieniła w środku straszliwie męczącej dla wszystkich startujących kampanii swojego kandydata. Co zresztą przyniosło cuda w postaci zniknięcia zabójczych kopert, formularzy i stolików na ulicach.
Ale jednak są granice! To puszenie się, to przekonywanie o wielkim zwycięstwie polegającym na zebraniu w wielkich miastach deklarowanych półtora miliona podpisów (wedle mediów zbieranych nielegalnie już wcześniej), przekracza już granice śmieszności. Warto przypomnieć, że zwolennicy prezydenta Andrzeja Dudy bez takiej propagandy zebrali więcej: Dwa miliony podpisów już w PKW. Kandydatura Andrzeja Dudy zarejestrowana z rekordowym poparciem
I wciąż utrzymuje niezwykły kontakt z Polakami:
Warto widzieć, jakie sztuczki tu są stosowane. Z jednej strony podobno zgłosiły się tabuny chętnych do zbierania podpisów, z drugiej było ich tak niewielu, że nie dało się postawić dwóch stolików w centrum miasta, by ludzie nie stali w kolejkach! Wynaleziono też nowatorski kolejkowy sposób wnoszenia kartonów do siedziby Państwowej Komisji Wyborczej:
Samochodem podjechać i wyładować pudeł się najwyraźniej nie dało.
Fakty są dla pana Trzaskowskiego mniej optymistyczne. Na odpowiednim etapie kampanii Małgorzata Kidawa - Błońska miała lepsze wyniki sondażowe. Miała też większe szanse na wygraną w II turze, była mniej oczywista. Prezydent stolicy to polityk radykalny, skrajny, ekstremistyczny w swoich poglądach i działaniach, o czym więcej w najnowszym wydaniu tygodnika „Sieci”:
Omawiam też temat w mojej „Piątce…”:
Swoją drogą, po prawej stronie po takiej kompromitacji jak oni zaliczyli z Kidawą-Błońską, liderzy musieliby się przynajmniej wytłumaczyć. Tu cisza. Ani słowa o tym, że miała być rewolucja kobiet, klasa i styl powalający na kolana, siła, której nic już nie zatrzyma.
Skończyło się żałośnie.
Wiele wskazuje, że tym razem Platforma też postawiła na „wielkie zwycięstwa” w swoich matecznikach, które w finale dadzą porażkę. Owszem, odbuduje się po stronie opozycyjnej, Władysław Kosiniak - Kamysz i Szymon Hołownia popierając wymuszenie przeniesienia wyborów ten prezent im dali, ale na nic ponadto się nie zanosi. O ile oczywiście Zjednoczona Prawica nie da się uśpić i postawi na dynamizm, a nie tłuste koty. Ale to temat na inny komentarz.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/503957-trzaskowski-i-podpisy-te-bebny-pychy-to-rodzaj-terapii