Polska, na tle całego Zachodu, wyjątkowo dobrze radzi sobie z pandemią koronawirusa. Również wywołanemu nią kryzysowi, gospodarka nasza, jak dotąd, przeciwstawia się zdumiewająco skutecznie.
Odnotowują to światowe agencje ratingowe i poważne instytuty ekonomiczne. Wiadomości na ten temat znajdujemy nawet, choć niespecjalnie wyeksponowane, w niechętnych obecnej władzy mediach, które stanowią na Zachodzie zdecydowaną większość. Spadek polskiego PKB jest najniższy w UE, prognozy należą do najlepszych, a polska waluta trzyma się bardzo dobrze. Wszystko to wskazuje, że pozycja naszego kraju w UE po zakończeniu pandemii może się znacząco poprawić. Równocześnie jednak narasta agresja dominujących ośrodków politycznych i opiniotwórczych UE przeciw naszemu krajowi oraz Węgrom, które także odważyły się wybrać ugrupowanie niewpisujące się w dominującą na naszym kontynencie ideologię i dobrze radzą sobie z obecnymi problemami. Czy nasilanie się tych nacisków nie wiąże się więc z obawami establishmentu europejskiego, że to ostatni moment, aby przywołać niepokorne narody do posłuszeństwa? Czy nie jest to ewidentny przejaw neokolonializmu z jego strony?
Sprawa sądownictwa
Dobrą ilustracją tej postawy jest sprawa sądownictwa. Niemiecki Trybunał Konstytucyjny domaga się od TSUE, aby powstrzymał Europejski Bank Centralny przed masowym wykupywaniem obligacji państw strefy euro. Z właściwą sobie subtelnością niemiecki TK dał instytucjom europejskim trzy miesiące czasu na rozwiązanie tego problemu. W tym wypadku sąd niemiecki nie zajmuje się wewnętrznymi sprawami swojego kraju, ale uznaje się za władny regulować sprawy całej Unii. Wyobraźmy sobie, że polski Trybunał domaga się zmiany działania instytucji europejskich. Możemy mieć pewność, że wystąpienie takie spotkałoby się co najmniej z rozbawieniem również w opiniotwórczych ośrodkach w naszym kraju. A przecież formalnie kraje UE winny być równouprawnione.
Niemiecki sąd nie chce jednak, aby jego decyzja potraktowana została jako precedens, zwłaszcza przez Polskę. Kilka dni po przywołaniu do porządku TSUE odchodzący prezes niemieckiego TK Andreas Vosskuhle ogłosił, że polski Trybunał Konstytucyjny nie jest już poważnym sądem, lecz „marionetką”. Ta skandaliczna i niemieszcząca się w żadnych cywilizowanych standardach wypowiedź miała groteskowy odcień, gdyż jego następca zajmujący właśnie to stanowisko Stephan Harbarth był przez długi czas aktywnym politykiem i posłem CDU, nie mówiąc o tym, że związany był z wielkimi koncernami samochodowymi, które reprezentował jako adwokat, co wytykają mu zresztą niemieckie media.
Reforma wymiaru sprawiedliwości
Oburzenie zachodniej Europy na reformę polskiego wymiaru sprawiedliwości, włącznie z „wyrokami” TSUE w tej sprawie, jest jaskrawym przykładem podwójnych standardów, gdyż wpływ polityków na obsadzanie stanowisk sędziowskich w głównych krajach Europy z Niemcami włącznie jest znacznie większy niż w Polsce nawet po ostatnich reformach. Niekiedy komentatorzy czują się zobowiązani wytłumaczyć te niekonsekwencje i ogłaszają, że kultura demokratyczno-prawna na Zachodzie została już utrwalona. Wynika z tego, że Polacy nie dorośli jeszcze do demokracji, którą w ich wypadku muszą nadzorować niekontrolowani przez nikogo bramini sędziowskiej kasty.
Ten stosunek do naszego kraju możliwy jest wyłącznie dlatego, że kolonialne standardy są nie tylko popierane, ale wręcz propagowane przez establishment III RP. „Europejskość” w jego wydaniu oznacza, że Polacy muszą podporządkowywać się arbitrom z Brukseli (w rzeczywistości głównie z Berlina), którzy lepiej wiedzą, co jest dla nas dobre. Biorąc pod uwagę, że elity III RP mają w dużej mierze komunistyczny rodowód, mamy do czynienia ze stałością postaw, tyle że zmieniło się umiejscowienie patronów, a Moskwę zastąpiła Bruksela. Często zresztą opisane opinie reprezentują te same ośrodki i te same osoby. To, że szantaż sowieckich czołgów zastąpiła groźba ekonomicznych sankcji, należy uznać za postęp, ale z perspektywy niepodległościowych ambicji jest on dalece niewystarczający. Jednakowoż środowiska III RP chętnie zapłacą za sprawowanie władzy nad tubylcami podległością swoim zachodnim patronom. Postawę taką w całej okazałości prezentował rząd PO i jego lider Donald Tusk. Polityków można zmienić, poważniejszym problemem jest jednak orientacja dominujących ciągle w kulturze czy nauce środowisk opiniotwórczych, która zmienia się zdecydowanie trudniej. W tej sprawie czeka nas długa praca nad przełamywaniem zadawnionych kompleksów i dominującej ideologii, która je podsyca. To w tej kulturalno-mentalnej dziedzinie upatrywać należy największych przeszkód w odbudowie podmiotowej pozycji Polski.
Felieton Bronisława Wildsteina ukazał się w tygodniku „Sieci” nr 22/2020.
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/502670-stawka-konfliktu-w-polsce