Spodziewam się, że w środę, najdalej w czwartek marszałek Sejmu Elżbieta Witek ogłosi datę wyborów prezydenckich - mówił szef Porozumienia Jarosław Gowin.
Gowin pewny wyborów 28 czerwca
Lider Porozumienia mówił w sobotę w RMF FM, że wszystko wskazuje na to, że wybory prezydenckie odbędą się 28 czerwca.
Od 6 sierpnia będziemy znali nazwisko nowego prezydenta Polski. Wierzę, że będzie nim ponownie pan prezydent Andrzej Duda
—oświadczył.
Pytany, kiedy marszałek Sejmu ogłosi datę wyborów, Gowin wyraził przekonanie, że będzie to kolejny tydzień.
Wszystko wskazuje na to, że Senat zgłosi swoje poprawki do ustawy w poniedziałek. Wtedy we wtorek zostaną one ocenione - przyjęte bądź odrzucone - przez Sejm i to otwiera drogę do decyzji pani marszałek Witek. Spodziewam się, że to będzie środa, najdalej czwartek
—mówił Gowin.
Te obawy polityków Koalicji Obywatelskiej, że my, obóz z Zjednoczonej Prawicy i sama pani marszałek Witek będziemy chcieli ograniczyć czas na zbieranie podpisów przez Rafała Trzaskowskiego są wyssane z palca. Reguły tego wyścigu prezydenckiego powinny być uczciwe i obóz Zjednoczonej Prawicy stanie na straży uczciwości tych zasad
—zapewnił szef Porozumienia.
Opozycja zgłasza poprawki do ustawy
Gowin mówił też o możliwych do zaakceptowania przez PiS poprawkach opozycji do ustawy ws. organizacji wyborów prezydenckich, m.in. o propozycji PSL mówiącej o tym, by głosowanie trwało od 6.00 do 23.00.
To jest rozwiązanie, które możemy przeanalizować. Osobiście nie miałbym nic przeciwko temu, żeby czas wyborów został wydłużony, ale niestety, zgodnie z polską konstytucją muszą one zamknąć się w jednej dobie
—podkreślił.
Gowin poinformował też, że według jego wiedzy, poprawka zgłoszona przez wicemarszałek Senatu Gabrielę Morawską-Stanecką (Lewica), zgodnie z którą ustawa ta miałaby wejść w życie 6 sierpnia zostanie wycofana.
Jeśli nie zostanie wycofana to zostanie odrzucona głosami senatorów Zjednoczonej Prawicy i opozycji
—przekazał.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Wybory 10 maja. Kto zawinił?
Lider Porozumienia był pytany w sobotę w RMF FM, czy nie żałuje swojego uporu, by wyborów 10 maja nie było. Co zadziwiające, Gowin bronił swojej decyzji.
Gowin wyraził przekonanie, że wybory 10 maja przebiegłyby w „aurze chaosu”.
Byłoby tyle bałaganu, tyle zastrzeżeń, że Sąd Najwyższy - obojętnie, czy w składzie tzw. starych sędziów, czy w składzie nowych sędziów - na pewno by wyników tych wyborów nie uznał. One nie mogły odbyć się w formie korespondencyjnej ani 10, ani 23 maja
—mówił polityk.
Jego zdaniem, sprzeciwiając się majowym terminom wyborów „uchronił Polskę przed głębokim, wieloletnim kryzysem konstytucyjno-ustrojowym”. Jak mówił, gdyby wybory prezydenckie zostały zakwestionowane przez SN, Polska na wiele lat pogrążyłaby się w chaosie, a na arenie międzynarodowej spadłaby do statusu takich krajów, jak Białoruś.
Nikt nie jest winien temu, że wybory 10, czy 23 maja się nie odbyły. O tym rozstrzygnęła pandemia. Ja nie powiedziałbym, że opozycja jest winna temu. Wiem, że takie interpretacje są popularne w części obozu Zjednoczonej Prawicy. Ale powiedzmy sobie otwarcie, Senat miał prawo do tego, żeby procedować ustawę o głosowaniu korespondencyjnym przez 30 dni. Nie złamał tutaj przepisów. Tym bardziej nie złamali przepisów również samorządowcy, którzy bez wejścia w życie ustawy nie mieli podstaw prawnych do tego, żeby wydawać spisy wyborców. Tym bardziej nie jesteśmy brakowi wyborów winni my, politycy obozu Zjednoczonej Prawicy
—oświadczył Gowin.
O tym, że odpowiedzialność za nieodbycie wyborów prezydenckich 10 maja ponosi opozycja - Senat i samorządowcy - mówili wielokrotnie politycy obozu rządzącego. Rzecznik rządu Piotr Müller już 8 maja ocenił, wybory nie odbędą się w zaplanowanym terminie, ponieważ „samorządy związane z opozycją zablokowały proces wyborczy”, a także „złożył się na to również klincz w Senacie”.
Także szef Komitetu Wykonawczego PiS Krzysztof Sobolewski wskazywał, że za nieprzeprowadzenie wyborów odpowiadają marszałek Senatu Tomasz Grodzki, senatorowie większościowej koalicji w Senacie, złożonej z PO, SLD i PSL, a także „osób, które wprost wypowiedziały posłuszeństwo, zastosowały obstrukcję w samorządach”.
Szumowski i sprawa NCBR
Mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem, że minister Łukasz Szumowski żadnych decyzji w sprawie grantów przyznawanych przez NCBiR nie podejmował - powiedział w sobotę były szef resortu nauki i szkolnictwa wyższego Jarosław Gowin.
Lider Porozumienia był pytany w RMF FM, czy w czasie, kiedy kierował resortem nauki i szkolnictwa wyższego, a Łukasz Szumowski był wiceszefem tego ministerstwa, zrobił wszystko, bo nie doszło do konfliktu interesów ws. przyznawania dotacji z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju.
Tak, zrobiłem wszystko i żadnego konfliktu interesów nie było. To jest zupełnie pozorna zbieżność dat
—oświadczył Gowin.
Podkreślił, że kiedy zaproponował Łukaszowi Szumowskiemu stanowisko w MNiSW, uprzedził on, że firma jego brata stara się i skutecznie zdobywa granty w NCBiR.
Ustaliliśmy wtedy, że Łukasz będzie się trzymał jak najdalej od NCBiR, nie będzie podejmował żadnych decyzji
—zapewnił były minister.
Natomiast w każdym ministerstwie jest tak, że gdy jeden z wiceministrów wyjeżdża np. na negocjacje do Brukseli, zastępuje go inny z wiceministrów. To jest zastępstwo czysto formalne. Mogę powiedzieć z pełnym przekonaniem, że pan minister Łukasz Szumowski żadnych decyzji w sprawie grantów przyznawanych przez NCBiR nie podejmował
—oświadczył Gowin.
Zapewnił też, że temat ewentualnej dymisji ministra Szumowskiego nie był podnoszony podczas czwartkowej narady w siedzibie PiS.
„Gazeta Wyborcza” napisała we wtorek w artykule „Biznesowa ośmiornica braci Szumowskich”, że Łukasz Szumowski i jego brat Marcin Szumowski „stworzyli sieć powiązań”. Gazeta wskazywała, że spółka OncoArendi, której prezesem jest od początku Marcin Szumowski, a udziały w której - poprzez inne firmy - ma żona Łukasza Szumowskiego, dostała ok. 300 mln zł dotacji z Narodowego Centrum Badań i Rozwoju, które podlega ministerstwu nauki i szkolnictwa wyższego.
Łukasz Szumowski był wiceszefem MNiSW od końca 2016 do początku 2018 roku, kiedy stanął na czele resortu zdrowia.
Z informacji uzyskanych przez posłów Koalicji Obywatelskiej Dariusza Jońskiego i Michała Szczerbę podczas kontroli poselskiej w NCBiR wynika, Łukasz Szumowski jako wiceminister nauki i szkolnictwa wyższego przez 56 dni zastępował wiceministra Piotra Dardzińskiego, nadzorującego NCBiR.
Minister zdrowia zapewniał, że jako wiceminister nauki nie nadzorował NCBiR-u i nie wydawał żadnych decyzji, które ingerowały w wydawanie środków ani w funkcjonowanie tej instytucji. Potwierdził to szef resortu nauki Wojciech Murdzek. Zaznaczył też, że nie ma możliwości proceduralnych, aby resort nauki wpływał na rozstrzygnięcia dotyczące poszczególnych programów.
Posłowie KO Michał Szczerba i Dariusz Joński mówili, że według nich nie jest prawdą, że Łukasz Szumowski jako wiceminister nauki (od listopada 2016 roku do stycznia 2018 roku) nie nadzorował działań NCBiR i nie podejmował w jego sprawie działań. Jak twierdzą posłowie KO, świadczą o tym dokumenty. Według nich Szumowski, reprezentując resort nauki, podpisał umowę na przekazanie Centrum ok. 58 mln zł.
Jeden z dokumentów, które otrzymali podczas kontroli posłowie, to pełnomocnictwo wystawione 15 grudnia 2016 roku przez ówczesnego ministra nauki Jarosława Gowina, który upoważnia Łukasza Szumowskiego m.in. do „dysponowania środkami budżetowymi” w części budżetowej „nauka”.
Na podstawie upoważnienia Szumowski w lutym 2017 roku podpisał z Aleksandrem Nawratem, wiceszefem Narodowego Centrum Badań i Rozwoju umowę, na podstawie której resort przekazał do NCBiR dotację wysokości 57 950 000 zł. Fundusze były przekazane do NCBiR w ramach unijnego programu operacyjnego Inteligentny Rozwój.
kk/PAP
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/502559-gowin-probuje-wybielic-opozycje