Nareszcie! Wczoraj Zjednoczona Prawica zorganizowała konferencję prasową, podczas której lider PiS Jarosław Kaczyński powiedział: „Nasze stanowisko jest jednoznaczne, wybory odbędą się. Jeżeli będą próby przeciwstawiania się temu, będziemy wykorzystywali wszystkie środki, jakie przynależą państwu, aby prawo zostało wykonane”. W tle wystąpień trzech przywódców koalicji była mowa o konstytucyjnej konieczności zorganizowania polling day 28 czerwca, o „wielkim hamulcowym” marszałku Grodzkim, o wziętych z księżyca sugestiach prof. Lętowskiej jakoby w kryzysie konstytucyjnym administrację państwa przejmuje nie druga, a trzecie osoba w państwie. Liderzy przypomnieli, że przeciąganie kampanii nie służy ani ratowaniu Polaków przed pandemią, ani polskiej gospodarce, oraz zaapelowali do przedstawicieli opozycji, aby zachowywali się odpowiedzialnie. Z przeproszeniem, mówił dziad do obrazu, a obraz ani razu.
Przecież od 4.5 roku trwa zajadła i brutalna wojna lewicowo-liberalnej lewicy, aby palec po palcu odebrać ster rządów koalicji i przy pomocy fake newsów w mediach, manipulacji w parlamencie, prób ogrania przeciwnika przez środowiska zawodowe, zdestabilizować kraj. Najpierw podczas manifestacji ulicznych wymachiwano Konstytucją - i ten napis znalazł się na sztandarach, koszulkach i stickerach - dziś zabrano się do interpretacji tekstu. Teraz każdy poseł i senator, związany z KO, ale także prawnik, lekarz, aktor, dziennikarz czy żul z KOD ma ambicję własnej interpretacji ustawy zasadniczej - a jedna bardziej absurdalna od drugiej! Prawo stanowi jasno, że proceduralnie, wybory muszą odbyć się do 28 czerwca, oni maja tysiące własnych pomysłów, które mają się z Konstytucją, zasadami, którymi kieruje się Państwowa Komisja Wyborcza, etc. jak pięść do nosa. Zła wola kierownictwa Senatu, zła wola ugrupowań opozycyjnych, podważanie podstawowych zasad funkcjonowania i negowanie autorytetów oraz instytucji państwa. A to nieważne powołanie sędziów – „dublerów” do KRS, a to do Sądu Najwyższego, to znów nowa prezes SN bez kompetencji,a wszystkie ustawy, przeciągnięte przez parlament, bezprawne.
Jeśli nie są to próby paraliżu państwa, to co to jest? Już chyba nikt rozsądny nie ma wątpliwości, że to nie pełzający, ale kroczący naprzód z brutalną bezwzględnością, zamach stanu, grożący stabilizacji kraju, procesowi ochrony Polaków przed COVID-em oraz ratowaniu nadwyrężonej przez pandemię gospodarki. Klasyczna próba zniszczenia konserwatywnego porządku lewicowymi metodami catch-as-can-catch, wolnoamerykanki. Diagnoza jest o tyle uprawniona, że już doskonale znamy historyczną tendencję lewicy do przemocy, zrównywania z ziemią dorobku wielu pokoleń, przelewania rzek krwi. Licząc od rewolucji francuskiej, poprzez meksykańską, sowiecką, kambodżańską czy mozambicką – aby zdobyć władzę, lewica nigdy nie cofnęła się przed najstraszliwszymi zbrodniami. To jej sposób na zdobywanie władzy, na życie, nie ma fair play i nie ma zmiłuj. Nie twierdzę, że polska opozycja sięgnie po rewolucję w formule znanej z historii – ale doprowadzić do kryzysu państwa – owszem, może.
A teraz kilka słów na temat roli opozycji w starej demokracji. Jest częścią, ale tylko częścią demokratycznego systemu sprawowania władzy. Ale to zwycięzca w wyborach parlamentarnych bierze wszystko! Jak socjalista Tony Blair czy konserwatysta David Cameron. Formuje rząd większościowy albo tworzy koalicję, ma bezpieczną większość parlamentarną, własną lub z koalicjantem, obsadza strategiczne resorty, spółki skarbu państwa, etc. I nie jest tak, że każdy projekt opozycji musi być procedowany lub ostatecznie realizowany, a zaproszenie do kolejnego „okrągłego stołu” przyjęte. Nie i nie! Bo jeśli w wyborach wygrywa prezydent Donald Trump czy Victor Orban, brytyjska Partia Konserwatywna czy PiS, to – przy wszystkich różnicach systemu prezydenckiego i kanclerskiego – to realizują swoje wizje państwa, a nie opozycji. A co do petycji, bywają rozmaite i różne zaspokajają interesy. Można sobie wyobrazić przedsiębiorców, upominających się o zniesienie podatków, homoseksualistów o adopcję dzieci, byłych SB-ków o skreślenie z listy ideologii zbrodniczych komunizmu czy o przeniesienie stolicy z Warszawy do Krakowa. W Wielkiej Brytanii środowiska lewicowo-liberalne zebrały ponad 2 mln podpisów pod petycją za powtórzeniem referendum ws. Brexitu i wręczyły marszałkowi Izby Gmin. I co? I nic. Kilka słów podczas obrad i to wszystko. 2 mln obywateli, najstarsza demokracja świata! Bo – powracając do głównego wątku - zwycięzca bierze wszystko, i PiS powinien o tym pamiętać. To po pierwsze.
Po drugie – i trzeba powtarzać to jak mantrę, bo to argument niezwykłej wagi - polski rząd ma bardzo silny mandat społeczny, bo dwa razy wygrał wybory parlamentarne. A ponadto zdążył już pokazać co potrafi, a potrafi wiele. Postawił państwo z głowy na nogi, gospodarka kwitnie, praworządność jest z trudem, lecz przywracana, zlikwidowano strefy biedy, obywatelom przybywa praw oraz pieniędzy na koncie bankowym. A teraz jesteśmy już na ostatnim wirażu śmiertelnej wojny z pandemią. Ile istnień ludzkich ten rząd swoją rozsądną polityką zdrowotną uratował? Jeśli powiem tylko, że w Polsce zmarło niewiele ponad 1 000 osób, a w Wielkiej Brytanii 35 000 obywateli, będzie to miara polskiego sukcesu.
Wspominam o tym wszystkim, bo nadchodzące wybory zadecydują o tym, czy partia rządząca będzie, wespół z Andrzejem Dudą, kontynuowała Dobrą Zmianę czy uczestniczyć w „wyścigu zahamowanych pojazdów” i użerać się z „dublerem”, który położył gospodarkę stolicy i przygotowuje się do ruiny krajowej? Co stałoby się wtedy? Polacy znowu poczuliby jak mało są ważni i jak niewiele im się należy. Ciągły konflikt na linii Sejm – Senat – Prezydent, osłabienie i ponowne zwijanie się państwa, powrót do post-komuny, triumf lewicowo-liberalnych elit, mizeria rodziny i LGBT szalejące w szkołach i przedszkolach.
I tu inwokacja do mediów, także konserwatywnych, bo widać tendencję do zapominania o atutach kandydata na prezydenta Andrzeja Dudy. Po pierwsze, jako jedyny w swoim expose zasygnalizował, że rozumie służebną rolę prezydenta dla kraju i obywateli. Podczas gdy inni w swoich wystąpieniach koncentrują się na „zniszczeniu państwa PiS” i „zatrzymaniu wszystkich większych inwestycji”, które przecież ożywią gospodarkę i wygenerują tysiące miejsc pracy. Po drugie, tylko Andrzej Duda przedstawił program, rozpisany na resorty, priorytety społeczne, cele gospodarcze, sprawy krajowe i zagraniczne, całościową wizję Polski. I wiadomo, że jest to Polska konserwatywna. A po trzecie – to jedyny kandydat, który już się sprawdził, udowodnił, że projekt nie tylko ma, ale i potrafi go realizować. Inni - nie mają tego wielkiego atutu. Gorzej, słuchając ich „sałaty słownej”, strach pomyśleć, co byłoby, gdyby któryś z nich bieg do fotela prezydenckiego wygrał!
A więc z jednej strony przynajmniej 3.5 lata spokoju, możliwości dalszej naprawy Polski, dokończenie ważnych reform, także socjalnych, infrastrukturalnych, sojuszów międzynarodowych – special relations ze Stanami Zjednoczonymi i partnerstwa z Unią. Albo wojna domowa na szczytach władzy, przekładająca się na sukcesywne pogorszenie bezpieczeństwa, „zwijanie się gospodarki” i ubożenie społeczeństwa. Wybór jest, w dużej mierze, w naszych rękach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/502435-grzechy-polskiej-opozycji