Czytając wywiad w portalu Oko.press z typowanym przez „kastę” sędziowską na I Prezesa SN prof. Włodzimierzem Wróblem, nie ma się żadnych wątpliwości, jaki był plan zbuntowanych środowisk sędziowskich na najważniejszy sąd w Polsce. Cała operacja była obliczona na podważenie statusu Izby Dyscyplinarnej oraz Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych (IKNiSP). To groźne tym bardziej, że ta druga Izba ma decydować o ważności wyborów prezydenckich.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Prezydent Duda przypomniał stanowisko SN z 2017 r. Chodzi o wybór Gersdorf. „W zasadzie bez komentarza. Nie jest potrzebny”
Sąd Najwyższy z pewnością jest instytucją zmieniającą się. Z uwagi na to, że w SN mamy dwie nowe izby. Jedna z tych izb – Izba Dyscyplinarna – nie jest sądem. Taka ocena nie odbiega od tego, co w orzeczeniach mówi sam Sąd Najwyższy i Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej
– twierdzi Włodzimierz Wróbel.
Rodzi się pytanie do pana profesora, w którym orzeczeniu TSUE wyczytał on, że Izba Dyscyplinarna nie jest sądem? A może pan sędzia Wróbel nie zapoznał się z niedawnymi orzeczeniami Trybunału Konstytucyjnego? Ciężko w to jednak uwierzyć. Bardziej pasuje to do propagandy „kasty” sędziowskiej, która boi się postępowań dyscyplinarnych.
Uderzenie w Izbę Kontroli
Drugim problemem jest Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, stworzona jako izba ze specyficznym instrumentarium. Po wejściu w życie tak zwanej ustawy kagańcowej, ta izba uzyskała status kolejnego nad-sądu nad Sądem Najwyższym, czy sądu w sądzie. Wymaga to przemyślenia. Obecna sytuacja także powoduje perturbacje, prowadzi do dysfunkcji organizmu, jakim jest Sąd Najwyższy, jako jeden sąd. Nie może być tak, że część sądu jest super-sądem w stosunku do pozostałego SN. Konstytucja nie przewiduje takiej sytuacji. Jest tylko jeden Sąd Najwyższy
– przekonuje sędzia Wróbel.
To także osobliwa koncepcja, w której tak naprawdę chodzi o to, by uderzyć w Izbę, która będzie decydowała o ważności wyborów prezydenckich.
KRS upolityczniona?
Sędzia Wróbel podważa też status „nowych” sędziów Sądu Najwyższego. Robi to wbrew konstytucji, ustawom i orzeczeniom Trybunału Konstytucyjnego. To oczywisty delikt dyscyplinarny, który prof. Wróbel popełnia z pełną świadomością. O co chodzi w tej zabawie? Chce usłyszeń zarzuty dyscyplinarne, by móc obwołać się męczennikiem?
Ponadto istnieją zasadnicze wątpliwości co do statusu osób, które prezydent powołał do SN po upolitycznieniu Krajowej Rady Sądownictwa. Te osoby przeszły wadliwą procedurę. Jej wady były związane między innymi ze statusem samej Krajowej Rady Sądownictwa, który też jest kwestionowany przez Trybunał Sprawiedliwości UE. Dochodzi jeszcze jest element upolitycznienia procedury wyboru sędziów. To problem bez względu na intencje osób, które startowały w konkursach na sędziów
– twierdzi prof. Wróbel, który jednocześnie broni kuriozalnej uchwały niepełnych trzech Izb Sądu Najwyższego ze stycznia tego roku.
Wydanie w styczniu 2020 roku uchwały trzech izb SN było próbą stabilizacji sytuacji. Natomiast doszło do działań, które miały tę stabilność znowu podważyć – do Trybunału Konstytucyjnego kierowano wnioski dotyczące pozorowanych sporów kompetencyjnych. W rezultacie ponownie weszliśmy w fazę wielkiego zamieszania. Rykoszetem uderza ono w osoby powołane na stanowiska sędziów SN
– przekonuje w Oko.press.
Prof. Włodzimierz Wróbel lubi bawić się w rewolucjonistę, który próbuje sprowokować obóz władzy i tych, którzy, zgodnie z oczekiwaniem społecznym, reformują polskie sądownictwo. Dziś już wiemy także jak miał wyglądać Sąd Najwyższy pod jego rządami. To dobra lekcja dla wszystkich i miejmy nadzieję, że dobrze zapamiętana.
WB
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/502237-wrobel-chcial-byc-prezesem-sn-a-dzis-podwaza-status-kolegow