W sprawie Trójki niemal wszyscy po prawej stronie pomstują dziś na byłego szefa tej anteny, bo dał się urządzić jak dziecko starym radiowym wyjadaczom. Kłopot jednak nie polega tylko na tym, że zarządowi stacji zabrakło wyobraźni lub umiejętności. Problem ma także charakter strukturalny i wziął się stąd, że – wbrew obiegowym opiniom – obóz PiS nigdy nie przejął całkowitej kontroli nad anteną, choć wziął za nią pełną odpowiedzialność.
Trójką z pewnością nie jest łatwo zarządzać. Od dawna spadała słuchalność anteny (co wcale nie ma związku z polityką), a zespół tworzący stację składał się głównie z dawnych gwiazd, ludzi powiązanych ze sobą towarzysko od wielu lat i uważających się – słusznie lub niesłusznie – za kręgosłup i legendę stacji. Każdy, kto przychodził z zewnątrz, albo miał krótszy staż, musiał zmierzyć się z ludźmi, którzy byli faktycznymi gospodarzami anteny.
W takiej sytuacji były dwa sposoby działania, albo metoda brutalna – czyli czystka personalna w radiu i budowa anteny od nowa, co jest może skuteczne, ale nieetyczne i nie gwarantuje sukcesu ani prestiżu, albo podejście koncyliacyjne – czyli w praktyce podporządkowanie się regułom ustalonym przez stary zespół, co z kolei prowadzi do wzięcia odpowiedzialności za coś na co nie ma się wpływu. Oczywiście najlepszym wariantem byłaby zgodna współpraca, ale to okazało się niemożliwe, bo obie ekipy: starą i nową dzielił nie tylko staż i koneksje towarzyskie, ale również polityka. W rezultacie mieliśmy więc do czynienia z wewnętrzną wojną podjazdową, w której strzelano do siebie z kapiszonów, przedstawiając to na zewnątrz jako walkę sił światła z siłami ciemności.
Nikogo ta walka nie interesowała do czasu gdy jeden z tych kapiszonów nie okazał się małą bombą. Chodzi oczywiście o piosenkę Kazika. Gdyby zarząd stacji nie usunął jej z anteny, pozostałaby tylko kolejnym kapiszonem wystrzelonym w radiowej piaskownicy. Nie wiem, co zdecydowało o takiej reakcji kierownictwa Trójki, nadgorliwość, strach, stres? W każdym razie, w efekcie tych emocji, zarządzający stacją, wycofując piosenkę Kazika, stracili najwyraźniej kontakt z rzeczywistością. W dobie internetu nie da się niczego wycofać i ocenzurować, a robiąc to można narazić się jedynie na śmieszność. Być może jednak szefostwo anteny uwierzyło w legendę roztaczaną przez starą ekipę, że ich stacja i emitowana na antenie lista przebojów Marka Niedźwieckiego kształtują jeszcze czyjekolwiek postawy i gusta. Prawda jest jednak taka, że Trójka – niezależnie od tego jak to ocenimy – od dawna nie ma już na nic większego wpływu. I nie warto wytaczać tak wielkich dział w tak błahej sprawie.
Nie oznacza to jednak, że szkody nie ma. Z igły udało się zrobić widły, a w Polskę poszedł przekaz, że reżim cenzuruje muzykę. Przy okazji tej afery zarząd Trójki wspomógł też akcję promocyjną nowej stacji tworzonej przez Wojciecha Manna. A można było po prostu dalej odbijać niegroźne kapiszony do czasu aż strzelającym w końcu się znudzi albo wyczerpie się im amunicja.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/501846-wielka-bitwa-na-kapiszony-ktora-zachwiala-polska-polityka