Ubiegłotygodniowe wystąpienie w Hudson Institute Marshalla Billingslea, wiceszefa Departamentu Stanu i głównego amerykańskiego negocjatora w trakcie rozmów nad ewentualnym przedłużeniem układu rozbrojeniowego START-3 jest najlepsza okazją aby zorientować się jak wyglądała będzie amerykańska strategia w najbliższej przyszłości. Nie chodzi w tym wypadku wyłącznie o rozmowy w sprawie broni nuklearnej, ale o wielka strategię powstrzymywania i pokonania, czego Billingslea nie skrywał w trakcie wystąpienia, zarówno Rosji jak i Chin. Miejsce jest też nieprzypadkowe, bo ten konserwatywny think tank założony jeszcze w latach sześćdziesiątych ubiegłego wieku przez Hermana Kahna, wybitnego geopolityka i futurologa amerykańskiego, który przewidział m.in. wzrost znaczenia Japonii i był jednym z głównych autorów amerykańskiej strategii nuklearnej, stał się ulubionym miejscem ważnych wystąpień przedstawicieli administracji Trumpa. Dość przypomnieć wystąpienie wiceprezydenta Michaela Pence’a z listopada 2018 roku, które uznawana jest za początek otwartego antychińskiego zwrotu w polityce Stanów Zjednoczonych.
Marshall Billingslea powiedział kilka rzeczy, o których mówił już wcześniej, ale też uzupełnił swe wypowiedzi o elementy zupełnie nowe, wręcz o znaczeniu rewolucyjnym, również dla naszego bezpieczeństwa i dla sytuacji politycznej w Europie.
Po pierwsze powtórzył, wielokrotnie akcentowane przez Donalda Trumpa przekonanie, że celem negocjacji nie jest ich prowadzenie. W tym sensie rozmowy z Rosją, a być może również z Chinami mają w jego opinii sens jeśli doprowadzą do pozytywnych efektów z punktu widzenia amerykańskiego interesu narodowego i bezpieczeństwa Stanów Zjednoczonych oraz ich sojuszników. A zatem administracja amerykańska nie zawaha się zakończyć negocjacje jeśli uzna, że nie wróżą one pozytywnego rezultatu. Ich wynik, i to druga istotna, ale często zapominana prawda, musi uwzględniać obecny układ sił, a nie to działo się 30 lat temu. Dzisiejsze realia zdaniem Billingslea są następujące – zarówno Rosja, jak i Chiny już dawno rozpoczęły wyścig zbrojeń modernizując swe potencjały nuklearne, oszukując przy tym na wiele różnych sposobów swych amerykańskich partnerów. Rosja nie tylko wystąpiła z umów, które z jej punktu widzenia były niekorzystne (np. w sprawie zbrojeń konwencjonalnych w Europie), oszukuje na każdym kroku i łamie wszystkie podpisane i zawarte przez siebie porozumienia, ale również przyjęła „skrajnie prowokacyjną” jak ją określił Billingslea doktrynę użycia broni jądrowej określonej przez niego mianem „eskalacji po to aby wygrać”, przez innych strategów amerykańskich nazywanych doktryną eskalacji celem deeskalacji. Zakłada ona użycie tzw. taktycznych ładunków nuklearnych o niewielkiej mocy w pierwszej fazie konfliktu zbrojnego po to aby wymusić (zastraszając lub grożąc dalszą eskalacją) ustępstwa ze strony zaatakowanego przez siebie podmiotu. W związku z tak formułowaną oceną sytuacji amerykański dyplomata stawia fundamentalną, również z naszego punktu widzenia tezę – nie można dzisiaj rozmawiać o tzw. strategicznych rakietach które mogą przenosić ładunki nuklearne zapominając o istnieniu i możliwości użycia przez Federację Rosyjską rakiet określanych mianem taktycznych.
W tym miejscu trzeba przypomnieć, że wszystkie dotychczasowe porozumienia w sprawie ograniczenia liczby rakiet zdolnych do przenoszenia głowic nuklearnych dotyczyły albo rakiet międzykontynentalnych (umowy START), albo średniego i pośredniego zasięgu od 500 do 5500 km (Traktat INF). Nie obejmowały natomiast środków przenoszenia o mniejszym zasięgu. Nawet jeżeli pominiemy milczeniem wiele dowodów na to, że Rosja w ostatnich latach świadomie i celowo łamała traktat INF budując rakiety, które mogły razić cele zlokalizowane w odległości powyżej 500 km od miejsca ich odpalenia, to trzeba zwrócić uwagę na fundamentalną nierównowagę w zakresie rakiet tzw. niestrategicznego charakteru. Otwarcie trzeba powiedzieć, że dzisiaj nie wiadomo iloma głowicami o tym charakterze dysponuje Federacja Rosyjska. Głownie z tego powodu, że Moskwa nigdy nie zgodziła się na inspekcje jej arsenału, nie była zresztą do tego zobligowana, bo tych ładunków nie obejmowały żadne rozmowy rozbrojeniowe. Najwięksi optymiści z grona amerykańskich ekspertów są zdania, że w rosyjskich arsenałach jest obecnie od 840 do 1000 głowic nuklearnych które mogą być przenoszone na odległość do 500 km, pesymiści uważają, że może ich być nawet 5400. Scenariusze gier wojennych przeprowadzanych przez Stany Zjednoczone po konflikcie w Donbasie i aneksji Krymu zakładały, że Rosja dysponuje potencjałem 2000 głowic zamontowanych na niestrategicznych platformach ich przenoszenia. NATO, może przeciwstawić im w najlepszym razie maksimum 500. Jest to efekt ugruntowanego, po rozpadzie ZSRR przekonania Stanów Zjednoczonych, że Europa nie jest zagrożona ze strony Rosji oraz, że prawdopodobieństwo, iż stanie się teatrem działań wojennych jest niewielkie a w związku z tym nie ma sensu prowadzenia na naszym kontynencie tradycyjnej polityki odstraszania, w tym nuklearnego.
Teraz ten pogląd, jak mówi Billingslea w Hudson Institute ulega rewizji i Stany Zjednoczone nie chcą rozmawiać wyłącznie o rakietach strategicznych, ale o każdym środku przenoszenia ładunków nuklearnych, w tym tych, które nie były do tej pory nigdy objęte rozmowami rozbrojeniowymi.
I to jest wyraźny sygnał wysłany przez Waszyngton Rosji, podobnie jak i Chinom, które zdaniem amerykańskiego dyplomaty prowadzą obecnie forsowny program zbrojeń nuklearnych. Jego celem jest osiągnięcie parytetu w zakresie liczby głowic ze Stanami Zjednoczonymi i Rosją. Do tego, aby ich liczba będąca w posiadaniu Pekinu z obecnych 300 wzrosła do 1000 Stany Zjednoczone zdecydowane są nie dopuścić. W jaki sposób? Wiece-szef Departamentu Stanu bez specjalnego skrępowania powołuje się w tym wypadku na swoje dotychczasowe doświadczenia w administracji prezydenta Trumpa gdzie odpowiadał w ostatnich latach za strategiczne kwestie finansowe. Mówi też, że Ameryka umie rozpocząć i tak prowadzić wyścig zbrojeń aby w nim wygrać. Ma w tym zakresie doświadczenia z czasów Reagana i nie zawaha się pójść tą samą drogę. A zatem będziemy mogli najprawdopodobniej obserwować jak Waszyngton używa dolara w charakterze oręża, które ma zapewnić mu strategiczny sukces, zwłaszcza w rywalizacji z przeciwnikiem tak gospodarczo osłabionym jak Rosja. Ale wydaje się, że to nie jest jedyny zamysł amerykańskich ekspertów.
W ubiegłym tygodniu, na łamach specjalistycznego periodyku strategicznego Texas National Security Reviev ukazał się długi artykuł dwóch znanych strategów (Luisa Simona i Aleksandra Lanoszki) w którym argumentują oni, że w sytuacji po Covid-19, w obliczu nieuchronnych cięć w budżetach obronnych, NATO winno istniejącą nierównowagę sił, głównie o charakterze taktycznym, uzupełnić tanimi i pewnymi środkami odstraszania. Ich zdaniem takie kryteria spełniają rakiety zamontowane na ruchomych platformach zdolne do przenoszenia ładunków nuklearnych. W tym zakresie mamy do czynienia z najbardziej niebezpieczną nierównowagą między Rosją a NATO, na korzyść Rosji. A to oznacza, ich zdaniem, że w Polsce i w Rumunii, trzeba zacząć instalować nowoczesne mutacje pamiętnych z lat 80-tych Pershingów.
Ten głos ekspercki, w zastanawiający sposób zgodny jest z tym co mówi Marshalla Billingslea. Proponując objęcie rosyjskich ładunków o charakterze taktycznym negocjacjami wysyła do Moskwy wyraźny sygnał. Jeśli nie to my postawimy na tanie, w dużej liczbie i bardzo niewygodne (bo znajdujące się blisko) rakiety zainstalowane na wschodniej flance NATO, które mogą, ale oczywiście nie muszą, choć tego nigdy się nie wie, być zaopatrzone w głowice nuklearne.
Billingslea w trakcie swego wystąpienia przypomniał też strategię negocjacyjną prezydenta Trumpa, która jego zdaniem polega na stawianiu ambitnych celów, a potem wywieraniu maksymalnej presji by w efekcie coś osiągnąć. Wydaje się, że mamy do czynienia z taką właśnie „pokerową” zagrywką, choć to Putina amerykański dyplomata określa mianem „pokerzysty, który licytuje ze słabymi kartami” czy „taniego sztukmistrza”. Myślę, że w najbliższym czasie rozpocznie się sondowanie Warszawy w kwestii wysłania do naszych baz nowych Pershingów. Chyba, że jest już po konsultacjach.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/501648-nastepca-pershingow-w-polsce