Jeszcze nie został nawet zarejestrowany jako kandydat na prezydenta RP, a już się nim czuje i gotów byłby dekrety wydawać. I, jak Twardowski w balladzie Adama Mickiewicza „Pani Twardowska”, „śmieszy, tumani, przestrasza”.
Półtora roku na posadzie prezydenta Warszawy nie nauczyły go za grosz pokory, mimo tak gigantycznych sukcesów, jak robienie przez kilka miesięcy z Wisły szamba, jak strefa relaksu z palet na Placu Bankowym czy pojawiająca się i znikająca plaża na Białołęce, czyli trochę wikliny oraz desek i bali w różnych konfiguracjach udających infrastrukturę.
Rafał Trzaskowski należy do tych ludzi, których żadna wpadka nie deprymuje, a wręcz motywuje do kolejnych. Na posadzie w warszawskim ratuszu zasadniczo wzmocnił w sobie butę, pychę, arogancję i bezczelność. Do tego stopnia, że już „na sucho” dekretuje w sprawach przyszłych ułaskawień czy audytów. Zapowiada np. audyt posunięć dotyczących walki z pandemią, w czym sam jest arcymistrzem, skoro Warszawa wlecze się w absolutnym ogonie miast najgorzej sobie radzących z pomocą dla przedsiębiorców czy pokrzywdzonych przez gospodarcze skutki koronawirusa.
To, co złego dzieje się w stolicy, to wina rządu, bo nie zrobił wszystkiego za Trzaskowskiego. On nie jest od jakiegoś trywialnego załatwiania ludzkich spraw, bo to może zrobić byle referent. On jest od spraw wielkich, większych i największych. Nie po to przemawia do mas z biblioteką w tle, pokazującą jego zaplecze intelektualne i kulturowe, żeby się rozmieniać na drobne w czymś tak banalnym jak zarządzanie miastem, nawet jak ma ono prawie 2 mln mieszkańców. Związek Rafała Trzaskowskiego z mieszkańcami jest zresztą przedziwny, bo przypomina relacje sado-maso, gdzie pan (a nawet panisko) jest sado, a mieszkańcy maso.
Najdziwniejsze w relacjach Trzaskowskiego z warszawiakami jest to, że miasto i jego mieszkańcy mają wyjątkową, niebanalną historię, zaś prezydent jest uosobieniem seryjności i banału. Należy bowiem do tej grupy polityków, jakich mnożna sobie zamówić w katalogu i podmienić, gdy się podniszczy, bo i tak nie widać różnicy. W efekcie stolica i największe miasto Polski ma za prezydenta najbardziej sformatowaną postać w polskiej polityce. Nie ma w nim za grosz spontanicznego buntu, a jeśli w młodości się buntował, to był to bunt w pełni katalogowy, bunt chłopca bez właściwości.
Jego kampanie w 2009 r. (do Parlamentu Europejskiego), w 2015 r. (do Sejmu) i w 2018 r. (samorządowa) pokazały, że Rafał Trzaskowski to klasowy prymus, który nie znosi, gdy ktoś lub coś go przyćmiewa. Prymusa wszyscy mają lubić, bo jest fajny, z dobrego domu, ustosunkowany, otoczony wianuszkiem równie fajnych i ustosunkowanych kolegów oraz stosownie zblazowany. Nie musi o nic walczyć, cierpieć, starać się, wylewać potu, bo ma wszystko na wyciągnięcie ręki. To jest jak arystokratyczne urodzenie w popularnych powieściach dla pensjonarek i w filmowych melodramatach dla kucharek. Bywa miły, pobłażliwy, wyluzowany i wesoły do czasu, aż ktoś nie zagraża jego popularności i towarzyskiej pozycji wiążącej się z pewnym stopniem samouwielbienia. Wtedy zamienia w skarżypytę, w dodatku wymachującego piąstkami (albo młotkiem).
Jakiś czas temu to, co reprezentuje Rafał Trzaskowski, nazwałem trzaskowszczyzną. Chodzi o pokoleniowe doświadczenie czterdziestolatków wywodzących się ze środowisk inteligenckich bądź twórczych, z wielkich miast, obyczajowo liberalnych, choć w żadnym razie nie eksperymentatorów, kulturowo europejskich i „otwartych” (jak otwarte są idee i projekty George’a Sorosa). Trzaskowszczycy pracują w korporacjach, jako twórcy, są obecni w wolnych zawodach, a najmniej jest ich w polityce. A to dlatego, że uważają się od przeciętnych polityków za inteligentniejszych, lepiej wykształconych, kulturowo bogatszych, mających lepsze pochodzenie, przeznaczonych do bycia elitą.
Trzaskowszczycy to kolekcjonerzy sprawności, tytułów, dyplomów, certyfikatów, stanowisk, znajomości i koligacji. Chcąc zastąpić tych, którzy zajęli ważne stanowiska w pierwszych dwóch dekadach istnienia III RP, muszą być poprawni politycznie, sformatowani ideowo, konformistyczni. W polityce są równie skonformizowani jak w korporacjach, gdzie „wychylanie się” uniemożliwia awans. Rafał Trzaskowski jest wręcz wzorcowym przykładem idealnie sformatowanego konformisty, który obawia się większego ryzyka we wszystkich ważnych kwestiach, a przede wszystkim w sprawie wartości dominujących w salonie czy warszawce.
Trzaskowszczyzna to wykastrowana z radykalizmu michnikowszczyzna. To nierewolucyjna i przesunięta w czasie wersja pokolenia marcowych i pomarcowych komandosów, wykorzystujących pozycję swoich mamuś i tatusiów, i ich grupowe powiązania oraz świadczone sobie przysługi. Tworzą ją ludzie wygodni, przyzwyczajeni do wysokiego poziomu życia, trochę dandysi. Są elitarystyczni, zamknięci i odwołują się do statusu, dlatego mają trudności z trafieniem do przeciętnych ludzi. Ale bardzo imponują „słoikom”, które chciałyby być tacy jak oni.
Rafał Trzaskowski ma już 48 lat, więc są marne szanse, żeby stał się kimś innym niż był dotychczas. Zresztą nie widzi takiej potrzeby, skoro ma niepodważalny status wzorcowego fajno-Polaka. A to, że z katalogu nie ma znaczenia, bowiem tacy jak on chcą przede wszystkim zarządzać obywatelami z katalogu. Jeśli zostałby prezydentem RP, obywatele powinni się dobrowolnie sformatować i skonformizować, bo tylko takie społeczeństwo może bezpiecznie i w miarę dostatnio trwać. Jako społeczeństwo bez właściwości, czyli w żadnym wypadku naród. Ten jest po prostu niebezpieczny. Że to już znamy z różnych antyutopii? Nie szkodzi. Trzaskowszczycy wiedzą lepiej, co jest dla ludzi dobre, a komu się to nie podoba, może wy…ć.
Gdyby żył pisarz Juliusz Kaden-Bandrowski, Rafała Trzaskowskiego uczyniłby zapewne współczesnym Mateuszem Bigdą. Bo dziś to nie żądny władzy prostak i cham jest problemem, tylko laluś z katalogu, który jest w stanie zaprowadzić taki zamordyzm, o jakim chamowi się nawet nie śniło.
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/501258-rafal-trzaskowski-to-wspolczesne-wcielenie-mateusza-bigdy