Platforma Obywatelska w styczniu będzie obchodzić 20-lecie istnienia. Ale… czy na pewno? Wydaje się, że jedyne, o co dziś walczy ta partia poprzez wybory prezydenckie, to przetrwanie. Dlatego zmienia kandydata. Pozostawanie z Małgorzatą Kidawą-Błońską na froncie skutkowałoby dalszym rozpływaniem się poparcia dla partii na rzecz PSL i nowej formacji tworzącej się wokół Szymona Hołowni. Niezależnie od tej walki, domyka się na naszych oczach szalenie interesująca historia politycznej głupoty, upadku, dezercji, sabotażu. Obserwujemy też konsekwencje politycznej pychy.
Kidawa-Błońska popełniła ciężki grzech. Dała się przekonać, że może te wybory wygrać, oraz że ma kompetencje, które wystarczą do pokonania kandydatów, którzy lepiej myślą, lepiej mówią i mają lepsze zaplecze. Również ci, którzy ją wystawili, mają z czego robić rachunek sumienia.
Wiele osób dziś współczuje Kidawie-Błońskiej. Ja nie. Dawno temu pisałem, iż po ludzku szkoda mi pani wicemarszałek, której osobiste cechy tak zostały uwypuklone w trakcie jej otarcia się o polityczną ekstraklasę. Teraz już nie mam w sobie takich uczuć. Bo chłodnym okiem patrzę na oczywiste efekty politycznej niepełnosprawności.
Na marginesie, jeśli ktoś mówi, że szkoda mu dziś Kidawy-Błońskiej jako kobiety, jest seksistą. Bo jakie znaczenie ma to, jakiej płci jest potraktowana z buta przez partyjnych kolegów pani wicemarszałek? I wcale nie mam tu na myśli pozostawienia jej samotnej w czasie dzisiejszego oświadczenia po rezygnacji. To naturalne, że musiała przyjąć rolę niejako kozła ofiarnego i wziąć na własne barki winy swoje (przeogromne) i całego sztabu. Jeśli nie chce się żegnać się z polityką (a przypadek Cimoszewicza pokazuje, że nie ma do tego przesłanek), musiała przełknąć tę żabę.
Gdzie ta niepełnosprawność? W przepaleniu co najmniej kilku milionów złotych na najbardziej idiotyczną kampanię. Nie zaplanowano strategii (warto się uczyć od magików zatrudnionych przez Hołownię). Nie przygotowano programu kandydatce. Nie nakreślono jej celów i najważniejszych rywali (tu po naukę można się udać do sztabowców Kosiniaka-Kamysza). Nie zamknięto jej na miesiąc pod kluczem z armią specjalistów od wizerunku i publicznych występów. Nie zatrudniono ekspertów od prostych wydarzeń telewizyjno-internetowych, jakimi są np. czaty, czy wideo-komentarze. Czy dla Trzaskowskiego to wszystko powstanie? Wątpię. Kampanię oprą zapewne na politycznych troglodytach z „Soku z Buraka”, na co zacierać będą ręce pozostali opozycyjni kandydaci. Wreszcie – wywołano huragan niekonsekwencji ws. rzekomego bojkotu, czym sprawiono, że miliony wyborców Kidawy-Błońskiej błyskawicznie się rozpłynęły.
W sumie nic dziwnego, skoro tym wszystkim zarządzały takie tuzy. Jak można było dać kandydatce wsparcie w postaci pani Leszczyny, która w kluczowym momencie nie trzyma ciśnienia, obraża wyborców i awansem postponuje nowego kandydata? Jak można było rzecznikiem kandydatki uczynić takiego inteligenta jak pan Szłapka, który o istnieniu ongiś Chełmońskiego dowiaduje się na rozprawie od sędzi? Ktoś podjął takie decyzje. I niezależnie od tego, czy mieszka w Gliwicach, we Wrocławiu, czy w Brukseli, dziś musi przełykać tę żabę.
Tu chyba jest klucz – w tych trzech miastach, gdzie sypiają ciągnący w swoje strony platformerskie sukno. Paradoksalnie żaden z nich nie zapłacze nad upadkiem Kidawy-Błońskiej. Bo też żaden z nich nie chce tych wyborów wygrać. Chodzi przecież o ostateczne podporządkowanie partii tylko sobie. A właściwie o przejęcie masy upadłościowej i długi marsz ku rokowi 2023.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/500391-czas-zaplaty-za-grzech-pychy
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.