Niedawno w jednym z tekstów napisałam, iż obserwując to, co się obecnie dzieje w Sądzie Najwyższym podczas wyborów kandydatów na nowego prezesa SN, można się wahać, próbując odpowiedzieć na pytanie, czy sędziów SN, którzy będą rozstrzygać o ważności lub nieważności wyborów prezydenckich, stać na pełną bezstronność?
Musimy spojrzeć prawdzie w oczy. A jest ona taka, że ostateczny los wyborów prezydenckich leży w rękach Sądu Najwyższego. Nawet jeśli PiS postawi na swoim i - mimo sabotowania, kwestionowania przepisów ustawy o wyborach, podważania ich terminu, alarmowania przez zagranicę o faktach naruszania standardów europejskich - wybory prezydenckie odbędą się 28 czerwca, to na straży rzekomej praworządności i demokracji stanie kolejna przeszkoda, która może unieważnić ich wynik. Jestem pewien, że Sąd Najwyższy jest najbardziej niebezpieczną rafą, o którą może się rozbić wynik wyborów prezydenckich.
Niestety, przemawia za tym wiele przesłanek.
Jak wiadomo, sprawę ważności wyborów prezydenckich, zgodnie z kodeksem wyborczym, rozpatrywać będzie Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych. Jest to nowa Izba, powołana za czasów PiS w wyniku reformy wymiaru sprawiedliwości. Przeciwnicy PiS od początku atakowali te pomysł. Twierdzili - używając ich języka – że prawdziwą intencją powołania Izby było przygotowanie sobie gruntu pod proces bezbolesnego uznawania za zgodne z prawem wszelkich machlojek wyborczych PiS.
Absurdalność tego zarzutu w pełni ujawniła się przed tygodniem, kiedy szefowa tej Izby sędzia Joanna Lemańska wyraziła zdziwienie założeniem z góry, poczynionym przez dwóch liderów Zjednoczonej Prawicy Jarosława Kaczyńskiego i Jarosława Gowina, jak będzie treść orzeczenia SN w sprawie ważności wyborów w dniu 10 maja. Dodając, że treść tego orzeczenia zależeć będzie od składu orzekającego, podkreśliła tym samym pełną autonomiczność decyzji SN.
O wiele ważniejsza z punktu widzenia postawionej przeze mnie hipotezy jest inne sytuacja. Przypomnę słynną uchwałę połączonych Izb SN z 23 stycznia tego roku, która praktycznie była dokonaniem zamachu na polskie sądownictwa i zmierzała wprost do sparaliżowania polskiego wymiaru sprawiedliwości. Z tamtego posiedzenia wyłączono dwie nowe (pisowskie) Izby- Dyscyplinarną i Kontroli Nadzwyczajnej. W tamtej uchwale zawieszono działalność obydwu Izb. I teraz jest rzecz ważna. Decyzji tej uchwały nie podporządkowała się Izba Dyscyplinarna. Jej prawomocność uznała natomiast Izba Kontroli Nadzwyczajnej, co jest jednak symptomatyczne. Tym bardziej, jeśli wziąć pod uwagę, że po styczniowej uchwale trzy miesiące później Trybunał Konstytucyjny uznał, że jest ona niezgodna z Konstytucją RP, prawem unijnym i Europejską Konwencją Praw Człowieka.
A teraz sprawy z ostatnich tygodni. Niezwykle ważne dla stworzenia sobie obrazu Sądu Najwyższego. Od kilku dnie w całym Sądzie Najwyższym gotuje się od napięć i konfliktów. Pamiętajmy, że to najwyższe gremia Sądu Najwyższego występowały jawnie i w zakulisowych działaniach – przy wsparciu zagranicy – przeciwko reformie sądownictwa, w tym właśnie ich własnej niezdobytej do tej pory twierdzy. Dziś prezydent Andrzej Duda, będąc współtwórcą i realizatorem reformującej ustawy - w części obejmującej wybór I prezesa SN - przypuścił na tę twierdzę szturm. Używając w dodatku, zdaniem broniących się, najbardziej przykrego dla nich, by nie powiedzieć upokarzającego ich wariantu. Nasłał na nich – wedle ich mniemania – jakiegoś nuworysza sędziowskiego, nie bacząc na ich najwyższe kwalifikacje zawodowe, nieskazitelne morale oraz najwyższą kulturę osobistą i prawniczą. I ten parweniusz staje na drodze ich planów skompletowania takiej piątki kandydatów, z których każdy będzie ostoją porządku i komfortu, jaki tej najszacowniejszej instytucji w Polsce nadała poprzednia, nieodżałowana w swej doskonałości szefowa – Małgorzata Gersdorf. Tenże przejściowy nominat, czy może lepiej „komisarz prezydencki” poczyna sobie niczym słoń w składzie porcelany, zanim zaczął prowadzić wyborcze posiedzenia. Unieważnił zarządzenie poprzedniczki, zarządził ogołocenie ściany o muzealnej wartości z niektórych portretów. Co za porządki! Niebywały arogant!
-Musimy sprawdzić prezydenta – postanowili najbardziej aktywni i oddani SN sędziowie. Zgłosili do Andrzeja Dudy wniosek o odwołanie z powierzonej misji sędziego Kamila Zaradkiewicza.
Wykonali gest równy oświadczeniu: - Panie prezydencie, my to rządzimy i rządzić będziemy Jakiś „komisarz” nie może wprowadzać swoich antydemokratycznych zwyczajów i reguł, znanych z Sali sejmowej, uprawianych przez pewnego posła, którego nazwiska nie będziemy wymieniać – to ostatnie zdanie słyszałem na własne uszy w jednej z relacji telewizyjnych.
Od takich postaci roi się w Sądzie Najwyższym. A przecież są dziesiątki innych, którzy milczą, ale głosują jak w uchwale z 23 stycznia. Milczą, ale skreślali równo każdego kandydata do komisji skrutacyjnej.
Czy to przypadkiem nie wskazuje, że nie w każdym głosowaniu w Sądzie Najwyższym sprawy merytoryczne są priorytetem.
Obym się mylił.
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/500320-czy-mozna-ufac-najwyzszej-instancji-w-kwestii-wyborow