Niemieckie strategie wobec polskich elit można podzielić na trzy zasadnicze modele. Pierwszy zakłada po prostu skorumpowanie - hodowanie klienta - przez stypendia, granty, medale, dystrybucje prestiżu za pomocą niemieckich mediów dla Polaków. Z tej szkoły mieliśmy nawet premiera.
Drugi model, stosowany wobec tych, którzy zrazu w ten mechanizm nie weszli lub się na niego nie załapali, polega na wciąganiu w taki „dialog” - za pomocą mieszanki pochwał i kar - żeby delikwenta zneutralizować. Może nie zhołdować, ale skłonić do przyjęcia bajeczki o braku znaczenia państw narodowych w Europie, uznaniu faktycznego zwierzchnictwa niemieckich elit i w finale zaniechania aktywnej pracy na rzecz podmiotowości państwa polskiego.
Dla opornych jest strategia trzecia: brutalny, często wulgarny atak za pośrednictwem zależnych od niemieckich ośrodków decyzyjnych mediów i próby „wychowywania” przez negatywny stosunek instytucji unijnych i innych europejskich struktur, zrzeszeń, formalnych lub nie sieci.
Prezes polskiego Trybunału Konstytucyjnego Julia Przyłębska jest poddawana takiej nagonce od grudnia 2016 roku, kiedy została przez Prezydenta RP powołana na to stanowisko. Okazała się być jednak dzielną w obronie niezależności sędzią i odporną na takie presje Polką. Szczytem chamskiej brutalności były próby nacisku poprzez kampanie uderzające kłamliwymi zarzutami wobec Ambasadora RP w Berlinie prof. Andrzeja Przyłębskiego. Ale i to chybiło.
Prezes Przyłębska nie dała się sprowokować, nie dała się wciągnąć w pułapkę pyskówki, która miała odebrać jej powagę. Jest odwrotnie - mimo nagonki zabiera głos spokojnie, odpowiedzialnie i niezależnie kieruje pracami TK. Po okresie upolitycznienia w końcówce rządów poprzedników, wciągnięcia Trybunału na partyjne barykady, instytucja ta odzyskuje prestiż i zyskuje szacunek za prawdziwą wierność polskiej konstytucji.
Za ten właśnie kierunek działania pani prezes Przyłębska została uznana przez Czytelników i kolegium redakcyjne tygodnika „Sieci” Człowiekiem Wolności 2017. Ani przez moment nie żałowaliśmy tamtej decyzji, ani przez moment nadzieje Polaków na normalne państwo, nie przeżarte sieciami patologicznych powiązań - takie samo do jakiego prawo przyznają sobie Niemcy - nie zostały zawiedzione.
W tym właśnie kontekście należy odczytywać słowa prezesa niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego Andreasa Vosskuhle, który zdecydował się na wejście na szczytowy poziom w próbach „wychowywania” prezes Przyłębskiej - obelgi. Powiedział w środę, że polski Trybunał Konstytucyjny nie jest już poważnym sądem, lecz „jest marionetką” - podał w środę Reuters.
Julia Przyłębska i tym razem nie dała się sprowokować.
Skandaliczna wypowiedź prezesa niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego nie mieści się w żadnych kanonach rzetelnej debaty publicznej. Jestem zażenowana, że osoba pełniąca tak ważną funkcję, wypowiada się w taki sposób
— oświadczyła tylko.
Obelgi, jakie Niemcy miotają wobec prezes Julii Przyłębskiej, to najlepszy dowód, że zadanie oderwania Trybunału od wpływów politycznych i zewnętrznych zostało zrealizowane. Wystawiają też jak najgorsze świadectwo tamtejszym elitom. Coś z postawy wyższości wobec Polaków jak widać zostało. Znowu tam, w Berlinie, tworzy się jakiś ośrodek reedukujący Polaków.
Ale sprawa ma jeszcze drugie dno. Trudno nie pamiętać o gorącej jeszcze i przełomowej decyzji niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego ws. orzeczenia TSUE dotyczącego działań Europejskiego Banku Centralnego.
Skrótowo mówiąc: w tej skomplikowanej sprawie niemiecki Trybunał Konstytucyjny uznał iż kompetencje TSUE są ograniczone literą unijnych traktatów, a do konstytucyjnych trybunałów państw narodowych należy ostatnie słowo.
Od razu podniosły się w Berlinie głosy, że to wyrok z jednej strony dobry dla Niemiec, bo wzmacnia niemiecką suwerenność, ale z drugiej zły, bo przecież w Budapeszcie i Warszawie też podobnie myślą. I teraz dostali do ręki ważny argument.
Myślę, że w podłym ataku sędziego Vosskuhle chodzi także o zniwelowanie konsekwencji wyroku niemieckiego Trybunału - skoro nie można tego zrobić za pomocą argumentów prawnych i politycznych, to używa się broni dostępnej - niemieckiej soft power, zasobów medialnych i próbuje nakręcić akcję prowadzącą do zaniżenia znaczenia polskiego Trybunału Konstytucyjnego. Po to właśnie, by Polacy nie mieli narzędzia, które ich suwerenność i konstytucję postawi wyżej niż wychodzące poza traktaty wyroki TSUE.
Stawka jest więc bardzo wysoka, kluczowa dla Polski, a od prezes Julii Przyłębskiej zależy bardzo dużo. Gdyby Niemcy mieli tu, w polskim TK, swojego człowieka - wyczarowałby z paragrafów wniosek, że co wolno Niemcom, nie działa nad Wisłą. Podżyrowałby Europę podwójnych standardów. Nie takie cuda się działy. Ale nie mają.
Niestety, cena jaką płaci prezes Przyłębska za prawdziwą niezależność od prawdziwych potęg jest bardzo wysoka. Niewielu by taką nagonkę wytrzymało. Ona wytrzymuje.
Co możemy zrobić? Dużo.
Pokazywać solidarność. Wspierać. Protestować przeciw obelgom. Nie pozwolić, by niemieccy politycy, niemieckie media dla Polaków i niemieccy sędziowie urządzali polowania na czarownice wśród propolskich elit państwowych.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/500138-o-co-chodzi-w-niemieckiej-nagonce-na-prezes-przylebska