Stanęli przed dylematem, czy szanować rządowe decyzje, czy spotykać się z klientami w swoich domach. Fryzjerskie i kosmetyczne podziemie działało, ale to nie znaczy, że fryzjerki i kosmetyczki się nie bały. Zmusiła je sytuacja.
Decyzją premiera Mateusza Morawieckiego zakłady fryzjerskie, kosmetyczne i częściowo, gastronomia, mogą wracać do pracy.
Branża usługowa kwitła od lat. Pandemii koronawirusa nie sposób było przewidzieć. Z dnia na dzień salony trzeba było zamknąć. A pracowników odesłać do domów. Odcięci od pieniędzy ludzie musieli radzić sobie sami. Niejednokrotnie był to wybór pomiędzy obawą o zdrowie, a pieniędzmi na jedzenie.
Spora część radziła sobie sama, ale byli też tacy, którzy odmawiali świadczenia usługi, choć klientki pytały o możliwość spotkania. Druga część fryzjerów nie chciała ryzykować zakażenia, ale też słonego mandatu. O ile szefowie salonów mogli ratować się sprzedażą kosmetyków on-line, czy udostępnianiem bonów na usługi świadczone później, tak pracownicy już takiej możliwości nie mieli.
A to właśnie za fryzjerami Polacy, bez względu na płeć, tęsknili najbardziej. Jak pokazywały badania IMAS International dla Krajowego Rejestru Długów, to właśnie do salonów urody chcieliśmy wybrać się na początku. Zapytano w nich, gdzie udamy się w pierwszej kolejności, jeśli zniesione zostaną ograniczenia w korzystaniu z usług i handlu. Dopiero jako drugą, utęsknioną potrzebę wskazywano zakupy w sklepach odzieżowych i obuwniczych, a na końcu załatwianie zaległych spraw w urzędach.
Od marca zamkniętych zostało ok. 130 tys. punktów usługowych. Sytuacja branży beauty jeszcze przed pandemią nie była łatwa, ponieważ jej zaległości, widniejące w bazie danych Krajowego Rejestru Długów, wynosiły na koniec marca 37,7 mln zł i były o 13,7 mln zł większe niż trzy lata temu.
Obecna sytuacja to dla salonów być albo nie być. Na rynku funkcjonują głównie małe salony, które opierają działalność niemal wyłącznie na grupie stałych i lojalnych klientów. Nie ponoszą dużych nakładów na reklamę, bo jest to zbyt kosztowne, a zarobione pieniądze wolą inwestować w materiały, sprzęt i szkolenia. Równolegle na polskim rynku rośnie udział zachodnich salonów franczyzowych. Ekspansja nowych graczy wymaga od małych salonów podnoszenia jakości swoich usług i dbania o stałych klientów. Wprowadzone zawieszenie działalności będzie bardzo trudne do udźwignięcia zwłaszcza dla małych salonów, które w ramach jednoosobowych działalności gospodarczych prowadzą głównie kobiety.
Stowarzyszenie Na Rzecz Rozwoju Kosmetyki i Kosmetologii „Przyjazna Kosmetyka” stworzyło już listę problemów branży beauty. Wskazuje m.in., że przy obecnych zerowych przychodach nie mogą jako pracodawcy wypłacić pracownikom 40 proc. średniej krajowej. Jako mikro-przedsiębiorstwa nie mają żadnych rezerw finansowych. Jedyną perspektywą bywało rozstanie z pracownikami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/500031-nie-o-fryzury-chodzi-o-ludzi-branza-czekala-na-te-decyzje