Dodatkowe kilka tygodni kampanii tylko pozornie jest szansą dla Platformy Obywatelskiej i jej kandydatki w wyborach prezydenckich. Pani marszałek Małgorzata Kidawa-Błońska musi dziś nie tylko wygrzebać się z sondażowej zapaści, ale również odzyskać wyborców, którzy odpłynęli do Szymona Hołowni i Władysława Kosiniaka-Kamysza. Ale zanim w ogóle przystąpi do tej rozgrywki, musi obronić swoją pozycję w partii, a to nie będzie ani łatwe, ani oczywiste.
Kandydatka ugrupowania niepotrafiąca wyjść poza żelazny elektorat własnej partii to zawsze powód do obaw dla kierownictwa danego ugrupowania. Jak jednak myśleć o sytuacji, w której pani marszałek nie tylko nie dodaje niczego od siebie dla całego projektu KO, ale po prostu ciągnie go w dół? Poparcie dla głównej partii opozycyjnej przecież wcale nie stopniało: te 25-30 procent w wyborach jest w zasięgu możliwości, a umiejętne wykorzystanie struktur i pieniędzy w terenie powoduje, że ani Koalicja Polska, ani Lewica nie potrafią skutecznie wyprzedzić Platformy.
W wyborach prezydenckich jest jednak inaczej. Małgorzata Kidawa-Błońska straciła lwią część wyborców PO-KO z powodu swojej rozchwianej strategii co do startu w wyborach. Jednego dnia zapewniała o ich bojkocie, by drugiego dnia przekonywać, że owszem, na liście wyborczej jednak się znajdzie, choć swoich wyborców do głosowania zachęcać nie będzie. Z czasem pojawiły się mgliste opowieści o udziale, owszem, ale w wyborach na jej zasadach, a gdy inni konkurenci Andrzeja Dudy zaczęli do bólu tę niepewność wykorzystywać, kandydatura Kidawy-Błońskiej wpadła w zapaść. Efekt? Rosnące notowania lidera PSL i Hołowni, którzy wyłuskiwali sfrustrowanych zwolenników Platformy i całej KO. Można też przyjąć, że część wyborców Koalicji Obywatelskiej po prostu posłuchała apelu swojej kandydatki i na pytanie o głos w wyborach, przekonywała ankieterów, że nie weźmie w ogóle ich udziału.
Nic dziwnego, że przy swoistym restarcie kampanii wyborczej na stole pojawił się scenariusz, w którym Platforma wymieniłaby Kidawę-Błońską na kogoś innego. Giełda nazwisk nie jest taka długa: Rafał Trzaskowski, Tomasz Grodzki, Borys Budka, bo na Donalda Tuska liczyć chyba nie można: nie w takich okolicznościach, nie w tak skróconym polu gry kampanijnej, nie przy tak niepewnych warunkach. Każdy z wyżej wymienionych dżentelmenów miałby jednak na koncie w tych kilku tygodniach kampanii grzech pierworodny - i powracające regularnie pytanie o to, dlaczego PO musiała wymienić panią marszałek, która zresztą rezygnować nie chce.
Problemem jest też rzeczywistość prawna, którą proponuje dziś PiS. Nowe zapisy prawa są tak naszkicowane, by maksymalnie utrudnić taką procedurę wymiany kandydata. Z jednej strony zebranie 100 tysięcy podpisów przez PO nie powinno być problemem nawet w czasie epidemii, z drugiej jednak okrojone budżety na kampanię i skrócone terminy skutecznie zniechęcają majstrowanie przy całym tym mechanizmie kampanijnym. A przecież już słychać zapowiedzi, że Senat ustawę potrzyma.
Platforma stoi dziś przed gardłowym wyborem, który można streścić do prostej kalkulacji: i tak źle, i tak niedobrze. Przy utrzymaniu się kandydatury Małgorzaty Kidawy-Błońskiej trzeba będzie bowiem tytanicznych wysiłków, by wrócić na poziom dwucyfrowego wyniku i minimalnej powagi, która pozwoli myśleć nie tylko o wyprzedzeniu Krzysztofa Bosaka, ale także Biedronia, Hołowni czy Kosiniaka-Kamysza. Może być o to trudno, bo nikt nie zamierza oddawać tych wyborów walkowerem: ani SLD, ani PSL-K‘15, ani tym bardziej były prezenter TVN. Dla kandydatki PO i całej tej partii będzie to więc walka o życie. Przy wymianie kandydatki sukces też nie jest wcale gwarantowany, a lawina krytyki, jaka spadnie i na samą panią marszałek, i na kierownictwo partii będzie ogromna, de facto przygniatająca tę kampanię na samym starcie.
Wszystko może rzutować na kolejne miesiące: o ile Platforma nie powinna spaść do kilkuprocentowych notowań w rankingach parlamentarnych, o tyle spodziewany kiepski wynik Kidawy-Błońskiej może pociągnąć w dół ugrupowanie, sprowadzając PO do roli partii może i dużej, ale jednak totalnie nieskutecznej, a nowe kierownictwo Borysa Budki do - z punktu wyjścia - nieporadnego. Nic dziwnego, że presja na Budce od działaczy Platformy jest duża: poświęcenie pani marszałek byłoby problemem, ale w dłuższej perspektywie chyba jednak nie tak dużym jak kilkuprocentowy wynik w wyborach prezydenckich. I tak źle, i tak niedobrze.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/499995-gardlowy-wybor-przed-platforma-i-tak-zle-i-tak-niedobrze