Jednym z ulubionych argumentów, jaki chorwackie lewicowo-liberalne środowiska lubią wykorzystywać przeciwko swoim politycznym przeciwnikom, to artykuły zachodnich mediów na temat sytuacji w Chorwacji.
W ciągu ostatnich trzydziestu lat wolności zdarzało się, że media te we wręcz apokaliptyczny sposób pisały o „zagrożonej demokracji“ w Chorwacji. Wiele z tych ataków musiał przyjąć na siebie m. in. pierwszy chorwacki prezydent Franjo Tuđman, który był regularnie atakowany przez zachodnie media, najczęściej niesprawiedliwie.
Potrzeba było trochę czasu, przynajmniej dla tej części chorwackiej opinii publicznej, która nie boi się myśleć, aby zrozumiała, że to, co piszą zachodnie media nie jest pismem objawionym jak Biblia. Aby zrozumiała, że często nie chodzi tu o obiektywne i neutralne dziennikarstwo, ale o polityczne czy nawet ideologiczne interesy pojedynczych grup i państw, które się za tymi tytułami kryją.
Potrzebowaliśmy czasu, aby zrozumieć, że kiedy media zachodniego establiszmentu piszą dobrze o którymś z naszych polityków, znaczy to najczęściej, że chodzi o kogoś, kto nie sprzyja chorwackim interesom narodowościowym. Te media opisywały takie osoby jako„politycznych mesjaszy“, którzy naprawią „ciemnogród“ chorwackiej demokracji.
Myślałem o tym, widząc pełne euforii wypowiedzi niektórych niemieckich mediów, piszących o prezesie Porozumienia Jarosławie Gowinie. Natychmiast umieściły go one w podręcznikach historii, ponieważ odważył się przeciwstawić „konserwatywno-patriotycznemu” Jarosławowi Kaczyńskiemu w kwestii daty wyborów prezydenckich.
Nie wiem, jak ten ton, niesmacznych i lekko histerycznych wypowiedzi niemieckich dziennikarzy („on uchronił swój kraj przed wstrząsem, który mógł stać się najpoważniejszym kryzysem od upadku komunizmu”, piszą) przyjął sam Gowin. Mam nadzieję, że mimo wszystko zmobilizuje go to do rozmyślania o konsekwencjach niektórych z jego ostatnich posunięć. Etykietę „mesjasza” przypięły Gowinowi te z niemieckich mediów, które są silnym krytykiem politycznego wzmacniania polskiej suwerenności. A jest to projekt, którego on sam jest częścią… Jeśli to nie dało mu nic do myślenia, nie wiem co może je zmienić.
Byłoby dla nas – państwa „w tranzycie”, jak nas nazywają – lepiej, abyśmy z o wiele większą ostrożnością przyjmowali to co pisze się i mówi o nas na zachodzie.
Dobrym przykładem jest niedawne badanie przeprowadzone przez amerykańską organizację Freedom House na temat stanu demokracji w Polsce, które twierdzi, że „polska demokracja znajduje w odwrocie”. Niedługo później odkryto, że analizę dla Freedom House przygotowywali ludzie ze środowiska Agory. Znaczy to ni mniej ni więcej tyle, że neutralność i obiektywizm potrzebne do przygotowania takiej analizy w tym przypadku nie miały miejsca.
Podobna rzecz stała się w przypadku innych badań na temat wolności prasy przeprowadzonych przez Reporterów bez Granic, w których Polska znalazła się za Chorwacją i Bośnią i Hercegowiną. Czytając tę analizę mogłem się jedynie roześmiać. Idea, że Chorwacja ma bardziej pluralistyczną i bardziej demokratyczną scenę medialną niż Polska jest po prostu zabawna. Wiem o czym mówię, bo piszę dla obu. O BiH, gdzie nie można znaleźć ani jednego silniejszego niezależnego medium wolę nie wspominać. Wygląda na to, że dla „Reporterów bez Granic” media są wolne tylko wtedy, gdy przedstawiają ich wartości i poglądy polityczne.
Jeśli przestaniemy patrzeć z podziwem na zachodnie media i zachodnie instytucje, zrozumiemy jedną rzecz: często za nimi stoją konkretne interesy określonych państw. I niestety często są one sprzeczne z naszymi interesami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/499947-jesli-zachod-kogos-chwali-z-naszego-regionu-trzeba-uwazac