Ostatnie sondaże, badania opinii publicznej i prognozy dotyczące wyborów prezydenckich pokazują, że trwa zażarta walka o pozycję numer 2 i szansę na wejście do drugiej tury, gdzie reguły gry w wyścigu o Pałac Prezydencki mogą być zupełnie inne. Dla wielu nieoczekiwanie, ale to Szymon Hołownia wyrasta dziś na tego ze stawki kontrkandydatów Andrzeja Dudy, który mógłby stanąć w szranki z urzędującym prezydentem w ewentualnej dogrywce.
Dlaczego tak się dzieje? Dlaczego po kiepskiej, jak się wydawało, kampanii (a zwłaszcza jej początkach) były prezenter TVN wyprzedza w sondażach kandydatów dużych partii (czasem nawet zyskując 20 procent poparcia), no i wreszcie: czy jest to szczyt możliwości Hołowni, za którym czeka nas zjazd do poziomu 4-5 procent i sezonowej ciekawostki, czy jednak to historia, która może skończyć się drugą turą, a w niej poparciem ponad 45 procent wyborców, a nawet wygraną?
Oczywistość: Hołownia zyskuje na słabości Kidawy-Błońskiej
Odpowiedzi trzeba poszukać na kilku poziomach. Pierwszym z nich jest ten polityczny. Kandydatura Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, a także kompletnie niezrozumiałe dla większości wyborców zygzaki decyzyjne co do bojkotu wyborów lub uczestnictwa w nich otworzyły niedostępny magazyn z głosami wyborców krytycznie nastawionych do rządów PiS. Kandydatka Koalicji Obywatelskiej - cieszącej się, jak pokazują badania i wybory, poparciem ok. 30 procent Polaków - nie tylko nie sięga do poziomu swojego ugrupowania, ale spadła na pułap kandydatury dziwacznej, osobliwej, niepoważnej - po prostu niewybieralnej.
To oczywiście może się zmienić. Kilka dodatkowych tygodni kampanii wyborczej da Koalicji Obywatelskiej nie tylko możliwość na zmianę kandydatki, ale także - a może przede wszystkim - sama pani marszałek będzie miała szansę na mały reset swojej kampanii. Jeśli uda się przekonać (a w zasadzie odzyskać) wyborców negatywnie oceniających rządy PiS i Andrzeja Dudy, że Kidawa-Błońska mimo swoich wad jest jednak kandydaturą „wagi ciężkiej”, to notowania Hołowni w naturalny sposób zmaleją. Podobnie będzie w przypadku wystawienia Rafała Trzaskowskiego, Tomasza Grodzkiego czy Donalda Tuska. Jeśli jednak kurs na beznadzieję zostanie utrzymany, a pani marszałek utonie w swoich lapsusach, nieporadności i wygłaszanych ogólnikach, z których nic nie wynika, pozostanie w sondażowej zapaści, a Hołownia - a także Władysław Kosiniak-Kamysz - po prostu będą zyskiwać.
Hołownia bardziej wiarygodny niż Kosiniak-Kamysz i Biedroń?
Płynnie przechodzimy tutaj do drugiego powodu, z powodu którego Hołownia w ostatnim czasie zyskuje. Na zapaści kandydatury Małgorzaty Kidawy-Błońskiej mogliby przecież zyskiwać tacy kandydaci jak Władysław Kosiniak-Kamysz i Robert Biedroń. I o ile notowania prezesa Polskiego Stronnictwa Ludowego poszły w górę zgodnie z oczekiwaniami, o tyle kandydat Lewicy utknął w miejscu. Biedroń nie jest bowiem kandydatem na trudne czasy. Gdyby kampania odbyła się w momencie, w którym jedynym zmartwieniem Polaków jest to, gdzie pojechać na majówkę i co wrzucić na grilla, być może były polityk Ruchu Palikota byłby jakąś alternatywą dla znudzonych dotychczasowymi rozgrywkami wyborców. Ale czasy są inne.
Co ciekawe, tego rodzaju turbulencje społeczne, gospodarcze i polityczne powinny być żyzną glebą dla Lewicy. Postulaty ochrony praw socjalnych, pochylenie się nad najuboższymi i skupienie uwagi na pracownikach, a nie pracodawcach wydaje się oczywistym kierunkiem. Biedroń próbuje to zrobić, ale po prostu nie jest wiarygodny. Polityk ten jeszcze pół roku temu w swoim projekcie Wiosna gardłował za neoliberalnymi rozwiązaniami gospodarczymi i trudno dziś zauważyć błysk w jego oku, gdy mówi - jak w debacie TVP - o wyrzucanych na bruk lokatorach, historii Jolanty Brzeskiej czy bezrobotnych. Lewicy odbija się dziś czkawką, że postawiła na kawiorowego kandydata, a nie tego, który intuicyjnie rozumie tego rodzaju postulaty jak wcześniej wymienione. Ale Adrian Zandberg do startu się nie palił.
Z kolei kandydat PSL-Koalicji Polskiej rośnie w badaniach i ma podobną do Hołowni (przynajmniej na dziś) szansę, by przebić się do drugiej tury. Kosiniakowi-Kamyszowi ciąży jednak wciąż nie tylko historia pt. „Podwyższenie wieku emerytalnego za czasów rządów PO-PSL”, ale także szyld partyjny dla wielu wyborców po prostu niewybieralny. Lider PSL wykonał jednak w ostatnich miesiącach sporo pracy nad sobą, jego kampanię prowadzą kompetentni, konsekwentni ludzie i gdyby to w nadchodzący weekend doszło do wyborów, to o tym, czy szef ludowców wszedłby do drugiej tury, decydowałyby niuanse.
Hołownia jako poważna alternatywa - przepowiednia, która sama się sprawdza
W czym rzecz w trzecim poziomie, na którym Hołownia zyskuje? Wciąż pozostańmy przy wyborach opozycji - dobre badania i rosnące poparcie powodują efekt przepowiedni, która sama się spełnia. W momencie, w którym były prezenter TVN zaczyna być traktowany jako prawdziwa alternatywa i poważna kandydatura, a nie kolejna odsłona show przygotowanego przez media, poparcie nakręca się jeszcze bardziej. Im więcej osób wśród wyborców opozycji uwierzy, że Hołownia ma realną szansę wejść do drugiej tury, a może i pokonać Andrzeja Dudę, tym łatwiej będzie twórcy Fundacji Kasisi złowić kolejne głosy.
Czy Hołownia przekroczył już ten pułap? Trudno odpowidzieć na to pytanie jednoznacznie. Z jednej strony, jak się wydaje, przestał być traktowany jako maskotka tej kampanii (choć Radosław Sikorski i ludzie PO próbują zaszufladkować go jako „kandydata TVN”), z drugiej jednak odpowiedniej powagi i prezydenckiego formatu wciąż do końca nie zbudował. Ale że od losu dostał szansę na kolejne kilka tygodni - kto wie, czy jej po prostu nie wykorzysta.
Internet, internet, internet…
Sporo powiedziano o sukcesie Andrzeja Dudy i PiS w roku 2015 - tezy o tym, że ekipa „dobrej zmiany” wygrała te wybory w Internecie były dość powszechne, zresztą było w nich sporo prawdy. Od tamtego czasu jednak Prawo i Sprawiedliwość nie poszło znacząco do przodu, zostając na pewnym pułapie profesjonalizmu i ciekawostek. Owszem, urzędującego prezydenta udało się w końcu przekonać do formatu Q&A (pytania i odpowiedzi od internautów), premier Mateusz Morawiecki pokazał swoją wizytą u blogera, że widzi potrzeby otwarcia na inne kanały komunikacji, ale mimo wszystko to raczej jednostkowe wydarzenia, a nie konsekwentna ścieżka.
Hołownia robi zaś swoje - jego profil na Facebooku w ostatnich tygodniach zalicza rekordowe (w porównaniu z innymi kandydatami) skoki „polubień” i zainteresowania, a codzienne czaty i łączenia wideo pozwalają utrzymać odpowiednią temperaturę wokół swojej kandydatury. Nie ustrzegł się błędów i on, co widać na wycinanych 30-sekundowych fragmentach takich spotkań (nie mówiąc o spocie z początku kampanii, który będzie mu ciążył do samego końca), ale działa z godną podziwu konsekwencją, co przynosi efekty.
Emocje, „setki” i zmęczenie klasą polityczną
Wreszcie piąty poziom działalności, który pozwala Hołowni coraz poważniej myśleć o wejściu do drugiej tury. Chodzi o emocje. Łzy wyciskane nad lekturą konstytucji, opowieści o ugotowaniu bułki tartej (zamiast kaszy manny) dla córki i emocjonalne, często wręcz krzykliwe wystąpienia były - i są - na prawicy świadectwem niedojrzałości kandydata. Powagi mu to faktycznie nie buduje, ale świat istnieje i poza prawicą oraz wyborcami szukającymi wyłącznie ciężkiej polityki, a tam tego rodzaju gesty i słowa mogą być odbierane jako glejt wiarygodności. Abstrahując od tego, czy wszystkie tego rodzaju scenki są wyreżyserowane na potrzeby kampanii czy po prostu pokazują emocje kandydata, to po prostu chwyta. Zwłaszcza wśród tych wyborców z definicji wykluczających głosowanie na prezydenta Dudę, a którzy mają dość dzisiejszej nieporadności Platformy, cynizmu jej liderów i upartyjnienia naszego życia politycznego. Skoro Paweł Kukiz mógł dostać pięć lat temu 20 procent głosów (i to przy względnej powadze dwóch głównych kandydatów), to dlaczego Hołownia ma tego nie zrobić dzis, gdy kandydatka KO w zasadzie zdezerterowała?
Zamieszanie przy walce z koronawirusem i pór wokół daty i sposobu przeprowadzenia wyborów prezydenckich to kolejne sprzyjające kandydaturze Hołowni wiatry. Do stałego (a i tak niemałego) szeregu wyborców zmęczonych i zniechęconych dzisiejszą klasą polityczną (od lewa do prawa) dołączają kolejni, którzy tracą dziś pracę, borykają się z problemami natury ekonomicznej albo po prostu są sfrustrowani tym, że rządzący nie potrafili dogadać się z opozycją (i odwrotnie) w tak elementarnej sprawie jak głosowanie w wyborach. Hołownia skrzętnie to wykorzystuje, atakując tak PiS, jak i dystansując się od działania opozycji, a że umiejętności medialne (wypowiedzi w tzw. „setkach” widać było podczas debaty TVP) ma na wysokim poziomie, a kaznodziejski styl we krwi - zaczęło to grać i przynosić efekty.
Żadnych gwarancji, ale otwarte furtki już tak
Czy wszystkie te czynniki dają gwarancję, że Hołownia dowiezie dwucyfrowy wynik do końca kampanii i wejdzie do drugiej tury? Absolutnie nie. Niemniej jednak splot wielu czynników - tych, które sam zainteresowany wypracował i tych od niego niezależnych - spowodował, że były prezenter TVN staje dziś przed naprawdę dużą szansą. Co prawda przed nami swoisty reset kampanii, w ktorej Hołownia - jak i inni kandydaci - będą musieli znaleźć się na nowo, ale jedno jest pewne: ten kandydat nie startuje dziś od zera. W dobie rozchwianej kampanii i polityki, która stąpa dziś po wyjątkowo kruchym i nieprzewidywalnym lodzie, a także nieporadności głównej partii opozycyjnej może okazać się, że Hołownia dla wielu wyborców niechętnych PiS lub po prostu zmęczonych stanie się pewną alternatywą. A przypominam, że tak w roku 2015, tak i dziś rozkład głosów (przy zderzeniu jeden na jeden) jest generalnie 50:50 z odpowiednim przechyłem wywołanym kwestiami i wydarzeniami w wersji mikro.
Nawet jeśli Hołownia nie podoła, kampania przyspieszy tak, że wyrzuci go niczym z karuzeli w wesołym miasteczku i skończy na miejscu trzecim lub czwartym, a Andrzej Duda wygra już w I turze, to przecież jest za chwilę rok 2023, a na horyzoncie przetasowania nie tylko w obozie Zjednoczonej Prawicy, ale i w innych formacjach. Polityczna pogoda nie jest już tak bezwietrzna jak przed rokiem.
PS. Jesienią ubiegłego roku założyłem się z przyjacielem, że Hołownia przekroczy próg 10 procent. I choć z innych powodów niż wszyscy się spodziewaliśmy, w innej rzeczywistości politycznej i społecznej, to wydaje się, że była to całkiem niezła decyzja.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/499822-piec-powodow-dla-ktorych-holownie-trzeba-traktowac-powaznie