Dość tych popisów narcyzmu, próżności i manii wielkości u poruczników, a często tylko sierżantów i kaprali.
Niepotrzebnie zjednoczona prawica przykłada rękę do budowania atmosfery zamętu i chaosu. Totalny zamęt i kompletny chaos to są po stronie opozycji. Jak się rządzi, to nigdy nie jest lekko, szczególnie w takim kraju jak Polska, gdzie od co najmniej XVIII wieku prawie każda władza ma równoległy gabinet potworów (nie cieni) za granicą. A krajowa opozycja ma bliżej to tego gabinetu potworów niż własnego rządu. Ale czas był przywyknąć – jak mawiała babcia Pawlakowa („Sami swoi”). A jeśli tak, to po co dokładać do pieca i pomagać opozycji.
Mamy najtrudniejszy czas od 1989 r. i napięcia są oczywiste, także w obozie władzy. Jeśli rząd, jest koalicyjny, a jest, zawsze się znajdą chętni do zmiany układu sił i wzmocnienia kogoś kosztem kogoś innego. Gdyby polityka była racjonalna, takich gier by nie było, bo nic dobrego z tego nie wynika. Ale nie jest do końca racjonalna, bo ambicje ludzi są często niewspółmierne do ich kwalifikacji i umiejętności, ale oni w żadnym razie nie chcą tego przyjąć do wiadomości. Uważają, że się wzmacniają kombinując jak szkapa pod górę, że stają się prawdziwymi, a nie kieszonkowymi demiurgami. Taka już natura polityki.
Prawica w Polsce nigdy nie potrafiła sobie nałożyć samoograniczeń, gdy chodzi o kłapanie dziobem i fajerwerki próżności. Przez ostatnie 5 lat było znacznie lepiej, ale znowu wzięły górę stare narowy. I trudno jest wytłumaczyć niektórym politykom zjednoczonej prawicy, żeby nie biegali do mediów, szczególnie tych, które udając przyjaciół, utopiłyby sowich informatorów w łyżce wody, bo działa tu właśnie próżność i przemożna chęć demonstrowania, jakim to jest się ważniakiem i osobą najlepiej poinformowaną. Ale szefowie koalicyjnych partii mogliby tym kłapaczom, szczególnie z jednej partii koalicyjnej, uświadomić, że to wszystkim szkodzi, nawet im samym. A próżność to nie jest w polityce żaden atut, chyba że chce się być celebrytą, czyli dekoracją do ścianek i innych głupiutkich wygibasów.
Mimo fajerwerków próżności i biegania do rzekomo zaprzyjaźnionych mediów, co psuje wiele krwi w obozie zjednoczonej prawicy i wygląda na jakiś nieuleczalny masochizm, w najważniejszych sprawach nie ma ani sytuacji bez wyjścia, ani jakichś nierozwiązywalnych kłopotów. A byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie owe fajerwerki próżności i gierki z mediami w stylu dawnego Kazimierza Marcinkiewicza (że też one niczego nie nauczyły), co zawsze kończy się totalną żenadą. Ale mimo wszystko najważniejsze sprawy są pod kontrolą, co w takim czasie jak obecny jest wręcz mistrzostwem świata. Gdyby nie awanturnictwo związane z lojalnością wobec równoległych, zagranicznych gabinetów potworów (nieobecne poza Polską), byłoby jeszcze lepiej. Ale trzeba sobie radzić w takich warunkach, jakie są.
Zjednoczona prawica nie powinna sama sobie rzucać kłód pod nogi, jeśli nawet opozycja nie jest w stanie tego robić. Dojrzała polityka polega na samoograniczeniach i eliminowaniu postawy swawolnego Dyzia, bo mówiąc brutalnie, to po prostu polityczne gówniarstwo. W tej grze chodzi przecież o państwo i 38-milionowy naród. I to główne zadanie rządzących jest realizowane wyjątkowo dobrze, jak na polityczne i pozapolityczne uwarunkowania. Żadna inna ekipa nie poradziłaby sobie z tym. Wystarczy sobie przypomnieć, co robiły różne poprzednie rządy, szczególnie w krytycznych momentach. Zjednoczona prawica i jej rząd się po prostu sprawdzają. Nie ma więc najmniejszego powodu do pomagania opozycji i zewnętrznym gabinetom potworów. Wystarczy sobie nie szkodzić. Skądinąd, kim trzeba być (aż takim narcyzem?), żeby tego nie rozumieć.
To nie opozycja narzuciła narrację o chaosie i zamęcie w obozie władzy, lecz sami ludzie z tego obozu i właśnie to komplikowało sprawy, bo reagowano na medialne doniesienia, niewspółmierne do rzeczywistych problemów. Można było nawet odnieść wrażenie, że ten zbiorowy masochizm sprawia niektórym przyjemność. Ale skoro udało się w miarę to wszystko wyprostować, teraz trzeba się wziąć w garść i przestać pomagać opozycji. A ona sama jest przecież w kompletnej rozsypce. W PO trwają rozliczenia za błędną strategię partii od czasu wyłonienia kandydatki na prezydenta.W strukturach partii trwa wojna ludzi Schetyny (niektórzy wrócili do niego po krótkim romansie z Borysem Budką) z ludźmi nowego przewodniczącego.Budka próbował karać zwolenników Schetyny, ale nie ma żadnych narzędzi po temu, zaś samorządowcy PO decydujący o posadach nie chcą słuchać nowego przewodniczącego partii, a wręcz to oni stawiają mu żądania.
Pozycję Borysa Budki osłabia to, że fatalnie rozegrał sprawę bojkotu wyborów, a w efekcie nikt, nawet członkowie PO, nie wiedzieli, jaka jest strategia partii.Schetyna i jego zwolennicy już przeprowadziliby zamach przeciw Budce, tym łatwiejszy, że nie został on wybrany w powszechnych, partyjnych wyborach, lecz przez niewielką liczbę elektorów, ale nie mogą tego zrobić za względu na wybory. Także w PO coraz powszechniejsze jest przekonanie, że im później odbędą się wybory, tym partia będzie słabsza, a jej elektorat zostanie rozebrany przez nowy projekt Szymona Hołowni, PSL i Lewicę. Lewica też zresztą ma same kłopoty, bo Robert Biedroń mało kogo już mobilizuje. A w PSL nie zrealizowały się sny o potędze i stworzeniu projektu nowej chadecji jako najważniejszej siły opozycyjnej. Kiepsko jest w ledwie trzymającej jedność Konfederacji. Na tym tle zjednoczona prawica może uchodzić za siłę spokoju.
Ludzie zjednoczonej prawicy powinni przestać pomagać opozycji i osłabiać swoją formację wrzutkami o chaosie i zamęcie. Jest masa pozytywnych zadań do zrealizowania. I jest poważny kryzys zewnętrzny. Niech samozwańczy Napoleonowie schowają buławy do plecaków i zajmą się rozwiązywaniem problemów państwa, a nie stwarzaniem kłopotów we własnym zapleczu. Dość tych popisów narcyzmu, próżności i manii wielkości u poruczników, a często tylko sierżantów i kaprali.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/499705-najwyzszy-czas-by-ludzie-zp-przestali-pomagac-opozycji