Znam człowieka, polskiego przedsiębiorcę (i to napiszę bez cudzysłowiu), który robi biznes w Niemczech. Interes budowany jest od lat, dobrze idzie. Człowiek jeździ skodą, mimo, że stać go na każdego mercedesa. Tłumaczył mi, że w trosce o relacje z kontrahentami nie może/nie chce mieć lepszej fury niż oni. Niemieccy przedsiębiorcy wyjątkowo źle by to znieśli - tak twierdzi człowiek - gdyby ktoś (a szczególnie Polak) w jakimś elemencie był widoczne lepszy od nich. I on po cichu, bez epatowania ten swój biznes popycha do przodu.
Nie do końca go rozumiem (pewnie dlatego, że nie robię biznesu z Niemcami), włącza mi się jakaś godnościowa lampka, dlaczego mam nie mieć czegoś, czego przecież nie ukradłem, tylko na co sobie zapracowałem.
Protest tzw. przedsiębiorców w Warszawie pokazuje, owszem ich odklejenie od rzeczywistości. Apele o przynoszenie naładowanych iphone’ów to jest jakiś surrealizm. To może śmieszyć, to może wkurzać. Mnie nie oburza. Może oni innego świata nie znają. A poza tym, jeśli na coś ich stać, jeśli tego nie ukradli, tylko na to zapracowali, to nie mnie oceniać fury jakimi pod KPRM przyjechali.
Problemem jest coś innego. W proteście „przedsiębiorców” widzę skrajnie cyniczną, zaplanowaną z najdrobniejszymi szczegółami akcję na rozbicie finału wyborów prezydenckich. Przecież na wiec zaprosił wszystkich podczas debaty jeden z kandydatów, Paweł Tanajno. Chciałem napisać „były palikociarz”, ale z tego się chyba nie wyrasta, to jest stan umysłu. Widzę, że ten ruch para-obywatelski jak w masło weszli tez „konfederaci”. Maski spadły. To wystarczy, by nie mieć do nich sympatii i nie dać się złapać na ich „uliczność” i „oddolność”.
Jest do wytłumaczenia pewna desperacja ludzi, których interesy z powodu koronawirusa nie idą tak, jak przedtem. Tracą. Ale bezrefleksyjne żądanie „otwórzcie gospodarkę” pokazuje, że to skrajni egoiści. Naprawdę uważacie, że rząd utrzymuje pewien reżim, bo chce wasze firmy położyć? To byłby spisek, który jest w stanie wytropić chyba tylko sam Grzegorz Braun.
Jest jasne, że jeśli coś „dzieje się” na ulicy, to są w Polsce grupy, które natychmiast się przyłączą, bo zadyma to ich żywioł. A potem organizator powie: sorry, przyszli sami, nikt ich nie zapraszał, nie byliśmy w stanie ich kontrolować. Na takim etapie nie ma już żadnych intencji, jest zwykła bandydterka. Nie ważne, czy z mercedesa, czy z warszawskiej komunikacji miejskiej.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/499474-w-protescie-przedsiebiorcow-nie-raza-mnie-ich-mercedesy