Niesamowita frustracja, a pod jej wpływem piekielna wściekłość opanowała sympatyków opozycji, zawiedzionych – jak sami określają – „przepchnięciem” przez Sejm ustawy o korespondencyjnym głosowaniu.
Zwolennicy obozu rządzącego, w tym dziennikarze, publicyści, komentatorzy, zdawali sobie sprawę z realnego zagrożenie rozbicia obozu Zjednoczonej Prawicy. Pisząc i mówiąc o takim niebezpieczeństwie, wskazywali jednak na element odpowiedzialności nie tylko za losy koalicji Zjednoczonej Prawicy, ale skazanie państwa na niesamowity chaos. Mówiono, że trudno sobie wyobrazić świadome powiększenie kryzysu związanego z pandemią oraz kryzysu ekonomicznego o kryzys polityczny, siłą rzeczy zmniejszający skuteczność państwa w walce z dwoma pierwszymi nieszczęściami. Rozpad rządzącej koalicji mógł nastąpić podczas dzisiejszego – czwartek 7 maja - głosowania, w którym znalazłaby się większość, opowiadająca się za decyzją Senatu o całkowitym odrzuceniu tej ustawy.
Stan niepewności, a nawet lęku zaczął towarzyszyć wszystkim sympatykom prawicy od momentu, w którym Jarosław Gowin rozpoczął rundę intensywnych spotkań i konsultacji z przedstawicielami opozycji, w poszukiwaniu sojuszników, popierających jego fundamentalny projekt, zakładający konieczność przesunięcia czasu wyborów prezydenckich z terminu majowego na późniejszy. Obawy o rozpadnięcie się obozu Zjednoczonej Prawicy narastały z każdym kolejnym dniem. Część posłów Porozumienia zaczęła oficjalnie kontestować możliwość poparcia stanowiska Prawa i Sprawiedliwości. Mówili, że opowiadają się stanowczo za stanowiskiem swego lidera Jarosława Gowina, który zapowiadał, że będzie głosował za odrzuceniem ustawy, a więc tak jak Senat. Gdyby więc w wyniku „rozbijackiej” postawy kilku posłów Porozumienia pojawiła się w Sejmie nowa większość po stronie opozycji, groziłoby to dymisją rządu i koniecznością przeprowadzenia nowych wyborów parlamentarnych.
Czy tak się stanie, czy też są to nieuzasadnione obawy, nikt nie miał pewności. Jedno jest pewne, do wieczora w przeddzień głosowania, czyli do późnych godzin w środę, opozycja liczyła na korzystne dla niej rozwiązanie następnego dnia w Sejmie. Nadzieja ta zniknęła jednak wieczorem w przeddzień posiedzenia Sejmu po przekazaniu we wszystkich mediach treści porozumienia zawartego między Jarosławem Kaczyńskim i Jarosławem Gowinem. Najważniejszą informacją było to, że Porozumienie Gowina pozostaje integralną częścią obozu Zjednoczonej Prawicy i jego posłowie będą głosowali tak jak ich dwoje koalicjantów – PiS i Solidarna Polska. Potwierdzeniem materialnym tego porozumienia było głosowanie w Sejmie, które zdecydowało o przyjęciu ustawy o wyborach drogą korespondencyjną.
Dopiero wynik tego głosowanie uświadomił, jakie nadzieje łączyła nie tylko opozycja polityczna, ale przede wszystkim jej sympatycy z działaniami Jarosława Gowina i zapowiedziami części posłów Porozumienia o gotowości głosowanie, które przesadzało o ich pożegnaniu się ze Zjednoczoną Prawicą. Najwyraźniej od wielu dni zżyli się z przekonaniem, że to koniec przewagi koalicji rządzącej w Sejmie, a być może w konsekwencji w niedalekim czasie odsunięcie od władzy znienawidzonego PiS, kierowanego przez Jarosława Kaczyńskiego. Dla zwolenników opozycji ta wizja nie była widać tylko perspektywą nadziei. Przyjęli tę wizję, jako coś realnego, co za chwilę nastąpi. Ich idolem, w którym widzieli twórcę tej wizji był Jarosław Gowin. Gdyby zawiódł ich nadzieje, mieliby do niego prawdopodobnie pretensje, wyrażane w mniej lub bardziej eleganckiej formie. Ale w tej chwili uważają go za oszusta. A nawet zdrajcę. Stek błota, inwektyw, jaki wylewa się teraz na jego głowę można traktować w kategoriach humorystycznych, choć starają się na poważnie je formułować ludzie o wysokiej pozycji społecznej. Ich język nie zawsze idzie w parze z tą pozycją.
Oto kilka próbek wyrazów „uznania” dla Jarosława Gowina ze strony zawiedzionych.
Stracił Pan u mnie zaufanie, szacunek i honor. Jest Pan nikim! Miał Pan swoje 5 minut by raz i na zawsze odsunąć PiS od władzy. Podał Pan Kaczyńskiemu rękę i pociągnął Pan Polskę na dno!
Zero godności i honoru.
Dno, panie Gowin, dno
Zdradził pan ludzi.
Człowieku bez kręgosłupa.
Piszę o tym, bo okazuje się, że zwykli ludzie potrafią żyć w większym amoku nienawiści niż politycy. Choć niektórzy - co taki człowiek robi jeszcze w polityce i dlaczego? – jak Włodzimierz Cimoszewicz też są nieźle zakręceni.
W rozmowie radiowej mówił: Oglądałem ostatnio film dokumentalny o historii Kuby i reżimie Batisty. Kubańczycy 70 lat temu potrafili obalić takiego swojego Kaczyńskiego, bo mieli go serdecznie dosyć. A Polacy milczą.
Zapomniał uzupełnić, kim był Fidel Castro i że zaprowadzał na Kubie dobrze znany Cimoszewiczowi ład komunistyczny przez lat 50.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/499255-skutki-frustracji-wywolane-porozumieniem-kaczynski-gowin