4 maja br. tymczasowy pierwszy prezes Sądu Najwyższego Kamil Zaradkiewicz wydał zarządzenie (nr 52/2020) nakazujące usunięcie z holu głównego portretów prezesów SN z okresu PRL. Swoją decyzję uzasadnił w prosty sposób: „w okresie władzy komunistycznej do 1990 r. nie funkcjonowało niezależne sądownictwo wolnego Państwa Polskiego, zaś osoby pełniące urząd sędziego były pozbawione podstawowych gwarancji niezawisłości, których w szczególności nie zapewniali im najwyżsi przedstawiciele ówczesnej władzy sądowniczej”.
30 lat po PRL-u usunięto portrety „prezesów” Sądu Najwyższego. To pewien symbol. Tak jak symbolem była rozbiórka pomnika Feliksa Dzierżyńskiego w 1989 roku czy innych pomników „wdzięczności żołnierzom radzieckim”. Po I wojnie światowej Polacy rozprawiając się z rusyfikacją burzyli pomniki i cerkwie postawione przez władze zaborcze na centralnych placach w Polsce (np. Warszawa, Lublin, Tomaszów Mazowiecki). Sprawą naturalną był fakt, że narzucone przez obce władze symbole podległości Polaków należy wyeliminować z krajobrazu suwerennego kraju. Polacy mieli własnych bohaterów na pomniki. A Car Aleksander II (pomnik na Jasnej Górze) czy generałowie, którzy odmówili walki w czasie powstania listopadowego (pomnik w Warszawie) powinni byli otrzymać swoje miejsca w parkach i na skwerach ulic Petersburga lub Moskwy. Polacy po I wojnie bardzo szybko dokonali derusyfikacji. Z pamięci narodu wyrzucono nawet dziewiętnastowiecznych królów –carów Polski.
Po roku 1989 rozpoczęto analogiczny proces związany z dekomunizacją. Tym razem nie chodziło tylko o sukcesję związaną z władzą sowiecką, ale również o odrzucenie dziedzictwa rodzimych komunistów. Celem nie było cofnięcie Polski do roku 1939 zapominając o 45 latach władzy ludowej. Chodziło jednak o zdjęcie z cokołów, nazw ulic, czy patronów szkół i organizacji tych wszystkich, którzy bezpośrednio, lub pośrednio służyli władzy sowieckiej w Moskwie. Przecież cały aparat represji i indoktrynacji jaki stworzono w Polsce po II wojnie światowej miał jeden nadrzędny cel: utrzymanie władzy komunistycznej. Wszystko zmierzało do tego by tak wychować kolejne pokolenia Polaków by z własnej woli godzili się na narzucony siłą system. Jak wiemy, mimo mordów represji, indoktrynacji czy wszelkich innych działań naród pozostał wolny. Wielokrotnie dawał temu wyraz w masowych protestach, a powstanie w roku 1980 dziesięciomilionowego ruchu „Solidarności” stało się tego dobitnym dowodem.
Kiedy jednak po roku 1989 Polska odzyskała suwerenność okazało się, że kwestia dekomunizacji jest bardzo trudna do przeprowadzenia. I o ile początkowo w euforii rozebrano wiele pomników czy odebrano nazwy ulic zbrodniarzom to po pewnym czasie do świadomości społecznej zaczęła sączyć się relatywizacja poszczególnych życiorysów. Wielu z komunistycznych działaczy wychowało swoich następców, uczniów, miało dzieci i wnuków. Ci często niezwykli wpływowi ludzie w III RP robili wszystko by nie dopuścić do wykreślenia z pamięci narodu swoich komunistycznych patronów.
Jedną z trudniejszych kwestii była dekomunizacja poszczególnych środowisk: politycznego, policji, wojska, czy sądownictwa. Sprawą naturalną, choć późną, jest symboliczne uznanie za niesuwerenne, narzucone, często zbrodnicze i wymierzone przeciwko narodowi polskiemu sądownictwo PRL-u. Znakiem takiego podejścia do sprawy jest właśnie usunięcie portretów Prezesów SN z okresu PRL. Bo jak napisał w Zarządzaniu dr Kamil Zaradkiewicz „etycznie i moralnie niedopuszczalne jest wyróżnienie współodpowiedzialnych za brak niezależnego sądownictwa osób poprzez upamiętnienie wraz z Pierwszymi Prezesami Sądu Najwyższego niepodległej Rzeczypospolitej (1918-1945 oraz od 1990 r.)”. Osobiście uważam, że właściwym miejscem dla portretów takich sędziów powinno być albo muzeum PRL, albo nawet muzeum w samym Związku Sowieckim. Tam w sali: sądownictwo w bloku sowieckim można by przewidzieć odpowiednie gabloty dla sędziów w Polsce, w Czechosłowacji, na Węgrzech… Proponowałbym podpis: Sędziowie, którzy firmowali komunistyczny aparat represji.
Przecież jakiekolwiek działania wobec „opozycji” jeszcze w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych wymagały zgody całego aparatu sądowego. Założenie podsłuchów zajęcie korespondencji itp. Pod takimi nakazami podpisywali się prokuratorzy. To nie było tak, że tylko esbecy i milicjanci działali przeciwko Polakom i uniemożliwiali nam odzyskanie suwerenności. Za to odpowiadał również represyjny aparat sądowniczy Polski Ludowej.
Na Pierwszych Prezesów Sądu Najwyższego w PRL wybierano osoby szczególnie oddane władzom komunistycznym. Ich życiorysy nie mogły pozostawiać żadnych wątpliwości, że zadanie podporządkowania sądownictwa władzy totalitarnej czy autorytarnej (o jakiej najczęściej mówimy po roku 1956) wypełnią z determinacją.
Pierwszym komunistycznym Prezesem Sądu Najwyższego został Wacław Barcikowski. Już w 1945 roku został posłem do Krajowej Rady Narodowej, której prezydentem (tak nazwano przewodniczącego KRN) był Bolesław Bierut. KRN działała wbrew temu, że Polska posiadała w tym czasie legalny Rząd Polski na emigracji w Londynie. KRN dysponowała jednak wsparciem Sowietów i narzucała własną władzę wydając m.in. dekrety nakazujące podporządkowanie się komunistom wszystkich polskich oddziałów wojskowych i władz. Formalnie to KRN tworzyła całą cywilną komunistyczną władzę w Polsce w pierwszych latach po II wojnie. Po sfałszowanych wyborach w 1947 roku Wacław Barcikowski w sejmie PRL I-ej kadencji został wicemarszałkiem i członkiem Rady Państwa. Po umiejscowieniu jej przez Konstytucję z 1952 jako kolegialnej głowy państwa Wacław Barcikowski został jej wiceprzewodniczącym. W tym czasie polscy patrioci byli w brutalny sposób przesłuchiwani i w majestacie prawa skazywani przez sądy „ludowe” na śmierć lub długoletnie więzienie. W 1945 roku Wacław Barcikowski został również pierwszym prezesem Zrzeszenia Prawników Demokratów (od 1950 roku pod nazwą: Zrzeszenie Prawników Polskich). Za pomocą ZPD dążył do całkowitego podporządkowania polskiego sądownictwa PZPR. Samo Zrzeszenie zaś miało być ośrodkiem ideologiczno-politycznego oddziaływania na prawników. Miało wykształcić w nich postawy zgodne z zasadami marksizmu-leninizmu i uczynić ich bardziej podatnymi na wpływ partii komunistycznej (A. Watoła, Geneza i działalność ZPD oraz jego wpływ na postawy sędziów w l. 1945-1956). W okresie kiedy Barcikowski był Pierwszym Prezesem SN w jego strukturach działała tzw. tajna sekcja (Wydział III Izby karnej SN). To tu rozpatrywano apelacje od kar śmierci orzeczonych w I-ej instancji. Sędziowie tajnej sekcji utrzymywali wiele wyroków (w tym m. in. wyrok śmierci na gen. Fieldrofie „Nilu”). Od najwyższych funkcji w totalitarnej władzy stalinowskiej w Polsce odsunięto Wacława Barcikowskiego dopiero po październiku 1956 roku. Wnuk Wacława Barcikowskiego Andrzej Barcikowski ideologicznie przygotowany w PZPR działał w strukturach SLD. Zajmował również wysokie funkcje w rządach postkomunistów, a w latach 2002-2005 był szefem Agencji Bezpieczeństwa Wewnętrznego.
Kolejnymi pierwszymi prezesami Sądu Najwyższego byli: Jan Wasilkowski (1956-1967) oraz Zbigniew Resich (1967-1972). Obaj poza swoimi prawniczymi zainteresowaniami byli żywo zaangażowani w budowę Polski Ludowej. Jan Wasilkowski od 1946 roku był członkiem komunizowanej PPS, a po zjednoczeniu z PPR Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej. Urząd Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego nie przeszkadzał mu w sprawowaniu od roku 1961 mandatu posła w komunistycznym sejmie (w klubie poselskim PZPR). Był również członkiem najważniejszego gremium w Polsce Ludowej: Komitetu Centralnego PZPR. Dla uczczenia jego zasług do dziś jedna z ulic na warszawskim Ursynowie nosi jego imię. Próbę dekomunizacji zablokował Naczelny Sąd Administracyjny, który w maju 2018 roku uchylił zarządzenie o zmianie nazwy ulicy (na Wojciecha Kilara) i przywrócił komunistycznego patrona. Zbigniew Resich sędzią Sądu Najwyższego został w roku 1953, w czasie kiedy w Polsce szalał najgorszy terror stalinowski. Jego życiorys w porównaniu do poprzedników i następców wydaje się jednak najmniej serwilistyczny wobec władz komunistycznych, a jednocześnie najmniej okrutny wobec narodu. Jego następca Lech Bafia (Pierwszy Prezes SN w l.1972-1976) rozpoczynał swoją karierę sędziowską w Sądzie Najwyższym od tajnej sekcji wydającej wyroki śmierci wobec wszystkich tych, którzy nie zgadzali się na sowietyzację Polski. Oficjalnie zaś Bafia był w Sądzie Najwyższym I sekretarzem Podstawowej Organizacji Partyjnej PZPR. Tak jak jego poprzednicy w czasie sprawowania swojego urzędu również zasiadał w ławach poselskich z Ramienia PRZR (1972-1980).
Kolejny Pierwszy Prezes SN (1976-1987) Włodzimierz Berutowicz jako milicjant utrwalał władzę ludową na tzw. ziemiach odzyskanych. W latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych wchodził w skład Centralnej Komisji Kontroli Partyjnej PZPR. Tak jak jego poprzednicy również w czasie pełnienia funkcji Prezesa SN sprawował mandat posła w sejmie PRL (w czasie stanu wojennego i tzw. powojennego).
Koniec PRL-u zastał na stanowisku Pierwszego Prezesa SN Adama Łopatkę. Na urząd Prezesa wstąpił w roku 1987 rezygnując z funkcji kierownika Urzędu ds. Wyznań. Warto przypomnieć, że ten osławiony Urząd zajmował się głównie prześladowaniem i blokowaniem działalności Kościoła Rzymsko-Katolickiego. Adam Łopatka w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych był członkiem Rady Redakcyjnej „Nowych Dróg”. Było to jedno z najbardziej propagandowych pism w PRL-u określane oficjalnie jako „organ teoretyczny i polityczny KC PZPR”.
Na funkcje Pierwszych Prezesów Sądu Najwyższego w PRL-u dobierano w PRL-u ludzi najbardziej zaangażowanych w budowę władzy ludowej. Komuniści uzyskali bowiem władzę nad narodem polskim poprzez uwięzienie, a nawet zamordowanie tych którzy mogli tworzyć suwerenną Polskę. Nad utrzymaniem raz zdobytej władzy czuwał cały aparat władzy policyjnej. Aby zachować pozory państwa prawa władza potrzebowała wsparcia ze strony ludowego wymiaru sprawiedliwości. Za zgodą na inwigilację, przeszukanie, areszt, więzienie czy wyrok śmierci stali konkretni ludzie z aparatu sądowniczego stworzonego przez komunistów. W myśl Konstytucji z 1952 roku Sąd Najwyższy pełnił funkcję „organu sądowego i sprawował nadzór nad działalnością wszystkich innych sądów w zakresie orzekania”. Tym bardziej dobór osoby na funkcję Pierwszego Prezesa Sądu Najwyższego był dla komunistów niezwykle istotny.
Współcześnie kiedy Polska od 30 lat jest suwerennym krajem sprawą naturalną wydaje się, że tych którzy działali przeciwko naszej wolności nie można stawiać na kartach historii na równi z tymi którzy tej wolności służyli i za nią walczyli.
Dr Robert Derewenda, ur. 1977. Historyk w Instytucie Historii Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego Jana Pawła II.
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/499202-dr-derewenda-symbol-dekomunizacji-w-polskim-sadownictwie