Duda w roli prezydenta, Kidawa-Błońska jako ona sprzed nominacji, recenzent Kosiniak-Kamysz, kujon Hołownia, komiwojażer Biedroń, korepetytor Bosak.
Debata prezydencka została „zjedzona” przez zgodę Jarosława Kaczyńskiego i Jarosława Gowina oraz ich wspólne stanowisko w sprawie wyborów. Dwaj liderzy po prostu ukradli show. Ale debata w TVP była mimo wszystko interesująca, tym bardziej że kandydaci bardzo się starali nie wypaść z ról, w jakich się obsadzili (albo ich sztaby). I tak mieliśmy Andrzeja Dudę w dość oczywistej roli prezydenta, Małgorzatę Kidawę-Błońską jako ją sprzed nominacji, Władysława Kosiniaka-Kamysza w roli recenzenta, Szymona Hołownię w roli prymusa kujona, Roberta Biedronia jako komiwojażera postępu, Krzysztofa Bosaka w roli korepetytora, Marka Jakubiaka jako starego wiarusa (nie wiekiem oczywiście), Mirosława Piotrowskiego w roli ważnego nieznajomego, Stanisława Żółtka jako ekscentrycznego krewnego oraz Pawła Tanajnę w roli swawolnego Dyzia. Najbardziej kurczowo i poważnie ról trzymali się Małgorzata Kidawa-Błońska i Szymon Hołownia, przez co chyba ani raz się nie uśmiechnęli.
Przegląd odegranych ról zacznijmy od Pawła Tanajno. Zaczął nawet swawolniej niż pozwalała mu konwencja postaci, czyli od pierwszej wizyty zagranicznej u pani Doroty, pana Jacka oraz Tadeusza Gołębiewskiego. Wszyscy ci państwo mieszkają oczywiście w Polsce. Po czym uzasadniał, że jedynymi ważnymi i poważnymi ludźmi są przedsiębiorcy, których on reprezentuje. Pytanie – dlaczego jako swawolny Dyzio. A przedsiębiorcom strasznie podpadli prezydent Andrzej Duda oraz premier Mateusz Morawiecki. Podpadli, bo niszczyli przedsiębiorców, za co należy im się Trybunał Stanu. W ogóle największym zagrożeniem jest rząd, czyli „grupka szaleńców” i „partyjna hołota”. I ten rząd zmusza przedsiębiorców do zwalniania ludzi, czemu patronuje „dyktator z Nowogrodzkiej”. Tanajno wykorzystał debatę do podania bezpłatnie ogłoszenia, iż 7 maja w Warszawie zorganizuje największy w galaktyce protest przeciw politykom.
Stanisław Żółtek jako ekscentryczny krewny odkrył, iż polskie elity muszą mieć pana, bo najlepiej się czują jako „piesek na łańcuchu obszczekujący pana”. Tyle że kogoś takiego nikt nie szanuje. Nie wiadomo, czy urzędnicy to też elita, w każdym razie uosabiają zło. Takie zło, że i tak Polska by upadła nawet bez koronawirusa. I te niedojdy pozwalają Amerykanom przenosić konflikt na nasze terytorium. Oni bronią swoich interesów, my dajemy im dudki. A jakby tego było mało, rządzą Polską Niemcy i Francja. Problem małżeństw jednopłciowych Żółtek załatwiłby jednym sztachem, bo przecież chodzi tylko o kasę, czyli wspólne opodatkowanie i spadki bez podatku. Gdy się wiec podatki skasuje, homoseksualiści stracą motywację do małżeństw. W ogóle trzeba zlikwidować co się da, a wtedy dopiero będzie dobrze.
Mirosław Piotrowski jako ważny nieznajomy (chyba prosto z Ameryki) wskazał na straszną ustawę 447, którą on by załatwił w mig, a w zasadzie w tydzień, podobnie jak konflikty z Komisją Europejską. On mógłby, a oni nie mogą, bo są amatorami. Ogrywanymi przez pazerne banki, dla których są wszelkie tarcze antykryzysowe, bo przecież nie dla ludzi. On jako prezydent skupiłby się na chronieniu obywateli przed rządem, przesunąłby wojska na wschód i dyslokował broń rakietową. Trzy razy podkreślał, że głosował na Andrzeja Dudę i tak się zawiódł (razem z rodziną), że teraz sam musi startować.
Stary wiarus Marek Jakubiak nie mógł zapomnieć o braciach Madziarach, z którymi z niejednego kotła jedliśmy. Bo Węgrzy są wierniejsi Polsce niż niektórzy polscy europosłowie, nie przestrzegający zasady, że „żaden orzeł do własnego gniazda nie robi”. Żeby nie robił do naszego gniazda też żaden obcy, „armia musi być armią”, bo obce czołgi stoją u bram. I nikt Polski realnie nie obroni, bo nie zdąży, skoro wojny trwają obecnie 2-4 dni. W dodatku „eurokołchoz się rozpycha”, a szczególnie Niemcy i Francja. Stary wiarus od 18. roku życia ciężko pracuje, dzięki czemu uratował kilka fabryk w czasie zamykania wszystkiego, co polskie. Czas zatem najwyższy, by człowiek sukcesu dał coś z siebie wszystkim.
Korepetytor Krzysztof Bosak najczęściej wymieniał nazwy Polski, USA oraz Izraela. I zapewniał, że jako prezydent będzie prowadził politykę propolską, czyli taką jak Węgry, które są wzorem polityki wielowektorowej. I to takiej, że nie trzeba szukać poklepywania po plecach w USA czy Izraelu. Korepetytor Bosak skarcił prezydenta Andrzeja Dudę, że nie dość, iż nie rozwijaliśmy się w ostatnich latach szybko, to jeszcze złamał on różne obietnice (kwota wolna, sprawa kredytów frankowych). A tarcza antykryzysowa to nie tarcza, tylko „betonowe koło ratunkowe”. Właściwie to wszystko szło ostatnio źle: własne wojsko słabe, F-35 za drogie, F-16 niesprawne, baterii Patriotów za mało. A jeszcze gorzej było dawniej, bo Andrzej Duda nie sprzeciwiał się traktatowi lizbońskiemu, choć to samo zło. Z Krzysztofem Bosakiem może być tylko lepiej, szczególnie że ma on „tezy konstytucyjne” i może zaprowadzić „nowy porządek”. Tym łatwiej że nie jest z establishmentu i reprezentuje patriotów, a nie interesy USA czy Izraela.
Komiwojażer postępu Robert Biedroń zapowiedział „otwarcie na wschód”, bo jak mówili w „Seksmisji” – tam musi być jakaś cywilizacja. Może jeszcze w przyjaznych owej wschodniej cywilizacji Berlinie i Paryżu, bo przecież nie w Waszyngtonie Trumpa. Wielki świat to zresztą nie problem, bo to nie kręci pana Michała z Podlaskiego, a kręci 3 mln ludzi na śmieciówkach, które Biedroń w ciągu 100 dni zlikwiduje. On się przejmuje problemami pana Michała, a Andrzej Duda „z Macierewiczem bawili się ołowianymi żołnierzykami”. A tu susza zajrzała nam w oczy. A generalnie trzeba mieć odwagę, by dać ludziom szczęście i pamiętać, że jak równość, to równość. A co to za równość, gdy 4 mln osób ma kredyty hipoteczne, a 3 mln nie ma mieszkań. To powiedział on, „prosty chłopak z Krosna”. A taki „nie będzie klękał przed nikim”, szczególnie biskupami, a będzie walczył jak w Słupsku.
Prymus kujon Szymon Hołownia najpierw wyznaczył kierunek na Kijów, Berlin i Paryż, a później stwierdził, że Polska nie powinna być głośna, tylko skuteczna. A nie jest. A nawet jest to „państwo z kartonu”. On je zmieni na murowane, ale nie z cegieł, tylko różnych narzędzi cyfryzacji, bo gospodarka musi być 3.0. A państwo stanie się bezpieczne, gdyż BBN będzie centrum bezpieczeństwa, a RBN zwoływana co rusz i Hołownia zaprosi nawet do tego ciała Andrzeja Dudę, kiedy już zainstaluje się na jego miejscu. Nie widzi sensu w bojkocie wyborów, bo przecież wygra z wszystkimi. Wycofać się nie chce także z tego powodu, że „jeżeli nie siedzisz przy stole, wylądujesz w karcie dań”.
Recenzent Władysław Kosiniak-Kamysz tak usilnie pytał Andrzeja Dudę, kiedy będą wybory, aż w trakcie debaty przyszła odpowiedź. Tyle że z zewnątrz i w czasie, gdy prezes PSL był zajęty debatą. Ale za to wspomniał o „pierwszym pocztowcu Jacku Sasinie”, zapewnił, że nie siądzie w oślej ławce i nie zamierza kucać przy stole. W ogóle to skończy z „państwem w rozgardiaszu” i z „samowładztwem”, co potwierdził dzierżąc w dłoni wielki długopis z wizerunkiem Jarosława Kaczyńskiego, czyli parodiując Lecha Wałęsę z długopisem sprzed 40 lat. Swoje ideowe meandry wytłumaczył tym, że „tylko fanatyk nie zmienia poglądów”. On fanatykiem nie jest, dlatego przywróci normalność po koronawirusie i uczyni wszystkich równymi. Największą przyjemność sprawiło mu wymienienie przez prezydenta Andrzeja Dudę – jako znak ważności, strachu przed nim i zwycięstwa.
Małgorzata Kidawa-Błońska w wersji sprzed nominacji doceniła, że „po czterech latach po raz pierwszy znalazła się w TVP”. Ale przecież mogła się znaleźć wcześniej, gdyby PO nie bojkotowała TVP, a Grzegorz Schetyna chciał, żeby to ona reprezentowała partię w programach na antenach TVP. Nie chciał. Po kombatanckim wspomnieniu skarciła rząd, że się nie przygotował na kryzys, a fryzjerzy i szewcy nie mogą liczyć na pomoc państwa. Polacy nie mogą czuć się bezpieczni, bo nie ma bezpieczeństwa bez rozmowy i współdziałania. Nie tylko tego zresztą nie ma, bo jeszcze tarczy, śmigłowców, samolotów na lotniskach. A są hasła zamiast modelu. I był Misiewicz. A teraz nie ma jeszcze testów, a właściwie to nic nie ma. W dodatku 500+ nie rozwiązało problemów społecznych. Ona rozwiąże wszystkie problemy, będzie strażnikiem konstytucji, każdy Polak jest dla niej ważny, a dialog i rozmowa z Polakami najważniejsze, podobnie jak zasypywanie podziałów. Wygrała z Jarosławem Kaczyńskim w Warszawie, to wygra z PiS w całej Polsce, choć PiS w wyborach prezydenckich nie startuje.
Andrzej Duda w roli prezydenta nie różnił się od Andrzeja Dudy prezydenta, więc w przeciwieństwie do pozostałych nie musiał zapowiadać, a tylko wyliczał to, co już zrobił. Wyszło tego sporo. W sam raz na „pięć dobrych lat”, na lepsze życie polskich rodzin, seniorów, młodych, a pożytek wszystkich, także tych, którzy go nie wybrali.
Debata skończyła się w dobrej atmosferze. A po włączeniu telefonów i wyjściu ze studia okazało się, że Polska żyje już czymś całkiem innym, ale to nie wina kandydatów.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/499102-porozumienie-prezesa-pis-z-gowinem-zjadlo-debate-prezydencka