Za co kochamy debaty prezydenckie? Dlaczego są tak ważne? Amerykańscy eksperci wskazują na nieprzewidywalność widowiska, wymuszaną przez formę drapieżność kandydatów i prawdę, którą niosą te spektakle o kandydatach na chwilę choć pozostawionych na scenie bez doradców.
Debata zorganizowana przez Telewizję Polską potwierdziła tę prawdę. Bo dziwny to czas, nietypowa kampania, duża niepewność nawet co do terminu głosownia - a jednak dla osób zainteresowanych polityką było to ciekawe widowisko. Duże uznanie należy się prowadzącemu spotkanie redaktorowi Michałowi Adamczykowi. Był zdecydowany, przezroczysty, precyzyjny - taki, jak powinien być dziennikarz w tym miejscu. Dobry był też dobór pytań - właściwa mieszanka koniecznych ogólnych spraw z dociśnięciem o konkrety, jak teoretyczna ustawa o tzw. „małżeństwach homoseksualnych” oraz o ewentualnym podwyższeniu wieku emerytalnego.
A kandydaci?
Notuję na gorąco kilka wniosków.
Po pierwsze - prezydent Andrzej Duda skutecznie przetrwał prawdziwą nawałnicę. Potwierdza się, jak silnym jest kandydatem, jak zdecydowanym liderem tej kampanii. Naliczyłem aż 25 ataków na niego, a prym wiedli Władysław Kosiniak-Kamysz oraz, co zaskakujące, Krzysztof Bosak i Mirosław Piotrowski (kiedyś europoseł wybrany z rekomendacji PiS). Prezydentowi udała się w tych warunkach sztuka niesamowita - umiał się - potocznie mówiąc - odwinąć, ale jednocześnie zachował powagę, postawę prezydencką. Zdecydował się też na ton spokojnego optymizmu co do wyjścia Polski z wywołanych epidemią turbulencji, woli walki o ten cel, na podkreślanie korzyści płynących ze współpracy głównych ośrodków władzy politycznej. Na końcu skutecznie przypomniał zabójczy dla opozycji prorodzinny i społeczny dorobek tych rządów.
Po drugie, przekonaliśmy się po raz kolejny, że na populistę zawsze znajdzie się większy populista. Krzyki pana Pawło Tanajno i jego konsekwetna linia licytowania straszliwymi słowami o świadomej rzekomo eksterminacji polskich przedsiębiorców przez rząd bardzo utrudniły robotę trzem kandydatom opozycji, którzy idą podobną drogą, ale nie umieją/nie chcą aż takich słów używać: Władysławowi Kosiniakowi-Kamyszowi, Szymonowi Hołowni i Robertowi Biedroniowi.
Po trzecie, ten ostatni (Biedroń) nie zdołał zmazać wrażenia iż średnio mu się w ogóle chce w to wszystko bawić. Był raczej znudzony i zniesmaczony, że musi w tym uczestniczyć, niż pełen wiary w możliwość zmiany świata. Zmarnował też w tej debacie wiele szans,by punktować różnice między sobą a pozostałymi, ale z jednej skorzystał: jako jedyny zaprezentował się jako konsekwentnie lewicowy polityk, popierający tak zwane małżeństwa homoseksualne, wołający o rzekomym „piekle kobiet”, zapewniający iż „nie będzie klękał przed biskupami”. Przy okazji dał kilka prztyczków pani Kidawie - Błońskiej, sugerując, że ona boi się powiedzieć, co myśli.
Po czwarte, kandydatka Platformy Obywatelskiej pani Małgorzata Kidawa-Błońska nie zdołała odwrócić fatalnego dla niej przebiegu kampanii wyborczej. Wyborcy nie dowiedzieli się, czy w wyborach mają iść na nią głosować, czy też wymaga od nich, by bojkotowali. Apele Hołowni do jej wyborców, by poparli jego, bo on startuje, a ona nie, pozostały bez odpowiedzi - to fundamentalny błąd! Co więcej, zamiast drapieżności, zdecydowania, które były towarem deficytowym w jej kampanii pani Kidawa-Błońska zdecydowała się na powtarzanie banałów o konieczności „dialogu”, „zaufania”, „rozmowy z Polakami”. To są ważne przekazy, ale one nie mogą być odpowiedzią na każde pytanie, od polityki zagranicznej po sprawy społeczne i epidemię!
Po piąte, wyciągam wniosek, że Krzysztof Bosak zdecydował się na obronę podstawowego stanu posiadania, stąd zestaw jego odpowiedzi był jak przepisany z programu Konfederacji - nie tylko w treści, co normalne i oczywiste, ale i w formie. Żadna wypowiedź nie zaskoczyła, nie była wyjściem poza schemat. Od kandydata aspirującego do pierwszej ligi można by tego oczekiwać. Ale dużym plusem w kontekście przyszłości tego polityka jest to, że każda wypowiedź była przygotowana, przemyślana i dość sprawnie, choć bez iskry, zbyt seminaryjnym tonem, wygłoszona. Jakbym miał powiedzieć, kto naprawdę się do tej debaty solidnie przygotowywał, wskazałbym właśnie na Krzysztofa Bosaka. Inna sprawa, czy w sposób najlepszy.
Po szóste, Władysław Kosiniak - Kamysz chyba musi czuć się zagrożony przez radykalnego Hołownię, bo zdecydował się na frontalny atak na prezydenta Andrzeja Dudę i prawo i Sprawiedliwość. Podkreślił to jeszcze gadżetem, wielkim długopisem przypominającym ten Wałęsy z 1980 roku, ale z wizerunkiem nie Jana Pawła II, lecz prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Miał być to chyba w zamierzeniu cios osinowym kołkiem, ale wyszło niezręcznie, żenująco. Sam Kosiniak-Kamysz chyba to wyczuł, bo długopis szybko schował, za to atakował słowami o „latach rozwalania wspólnoty narodowej przez Andrzeja Dudę, przez ferajnę z Nowogrodzkiej”. Widać, że nie ma już wielkich marzeń o II turze, została rywalizacja na radykalizm z po stronie opozycji. Moim zdaniem błąd - nie tu była jego siła. W jakimś sensie się odsłonił, zmniejszył szanse na przyciągnięcie do siebie wyborców konserwatywnych, a lewicowi mają lepszych kandydatów.
Po siódme, najlepszym momentem Szymona Hołowni był ten już wspomniany - gdy zaapelował do wyborców Kidawy-Błońskiej by głosowali na niego, bo on startuje i na dodatek ma badania, które dają mu szansę na II turę. Kilkakrotnie pokazał niezły refleks. Ujawniła się jednak w tej debacie główna słabość tego kandydata - niezdolność do poważnej rozmowy o poważnych sprawach. Umie - jak to się potocznie mówi - „łapać gimbazę”, umie mówić do tych wyborców, których przyciągał do swoich ludycznych show w TVN. Ale zapytany o politykę zagraniczną, służbę zdrowia, gospodarkę mówi z tym samym uśmieszkiem cwanego nastolatka, który odbiera mu powagę. No i ta nieznośna maniera uciekania w tuskowe okrągłe równania, jak to, że „nie ma wyboru między Unią a Polską, możemy mieć i Polskę i Unię”.
Po ósme, zaskoczył pozytywnie Marek Jakubiak. Nie wiem dlaczego ten polityk nie znalazł na razie trwałego miejsca w polskiej polityce, bo mówi ciekawie, sensownie, bo jest przekonujący. Nie wszedł w kanał licytacji antypisowskiej, co zrobił w złym stylu Mirosław Piotrowski, kilkakrotnie w PiS uderzył, ale i zareagował, gdy padł nieprawdziwy zarzut iż ten rząd armię osłabił - jest akurat dokładnie odwrotnie. W sumie wrażenie świeżości, choć nieco skiszone ostatnim zdaniem iż „jako człowiek spełniony, chce teraz podarować Polakom Marka Jakubiaka”. Pewnie miał to być żart, ale nie wybrzmiał.
Po dziewiąte, debata nie zmieni chyba zasadniczo biegu kampanii, ale pokazała, że wybór stojący przed Polakami jest realny, że każdy miał możliwość zaprezentowania się. Jedno polegli, inni idą w górę - to realna walka. Sądziłem, że będzie ona mocniej toczyła się w cieniu epidemii koronawirusa, ale tu paradoks - chyba tylko prezydent Andrzej Duda zrozumiał jak wielkie wyzwania stoją przed Polską w tym czasie. I jako jedyny pilnował, by przekonanie iż ma plan, jak przez to przejść, wybrzmiewało w jego wypowiedziach. Pozostali zaprezentowali w tym temacie taki populizm, że aż zęby bolą.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/499086-duda-odparl-nawale-agresywny-kosiniak-tragiczna-kidawa