Kolejne fakty i wypowiedzi świadczą o tym,, ze tzw. afera hejterska była sfabrykowana, a udział jej kreacji mogli mieć politycy opozycji oraz część środowiska medialnego, które z opozycją jest związane. Dziś mówili o tym na antenie telewizji wPolsce.pl sędzia i b. wiceminister sprawiedliwości Łukasz Piebiak, oraz Bartosz Lewandowski, który jest pełnomocnikiem procesowym pomówionych sędziów.
Działanie pani Emilii Szmidt nie było działaniem samodzielnym i podjętym pod wpływem impulsu. Było to działanie zaplanowane i to bardzo dobrze. Onet i ci, którzy podchwycili narrację Onetu i pani Emilii, to ta część mediów, która jest jednoznacznie kojarzona z opozycją. Pani Szmidt ze swoimi fejkami, dziwnymi skanami i opowieściami nie byłaby w stanie samodzielnie nikogo zainteresować, a tym bardziej doprowadzić do zmian personalnych bez wsparcia medialnego, a być może i politycznego
– przekonywał dziś sędzia Łukasz Piebiak.
Zdjęcie mówi więcej niż tysiąc słów
Łukasz Piebiak przedstawił też na antenie telewizji wPolsce.pl zdjęcie, które przedstawia dobrych znajomych, czyli Krystiana Markiewicza, szefa stowarzyszenia „Iustitia”, Borysa Budkę oraz jednego z adwokatów „Małej Emi”
Wszyscy ci trzej panowie są wielkimi zwolennikami rewelacji pani „Emi”, stąd pozwalam sobie na tezę, że tzw. „afera hejterska”, czy tzw. afera „Małej Emi” nie miałaby szansy wybuchnąć, gdyby nie to, że byłą ona na rękę bardzo potężnym środowiskom, czy to politycznym, czy innym. Byłem kiedyś wiceprezesem „Iustitii” i wiem, że pod kierownictwem sędziego Markiewicza zajmuje się polityką, a to nie jest rola sędziów
– powiedział Łukasz Piebiak.
Co wiedziała prezes Gersdorf?
Z kolei mec. Bartosz Lewandowski, które reprezentuje w sądzie sędziego Konrada Wytrykowskiego odniósł się do sprawy, którą ujawniliśmy w portalu wPolityce.pl. Chodzi o fakt, że sam sędzia, już w kwietniu 2019 roku, czyli na 4 miesiące przed wybuchem afery poinformował I Prezes Sądu Najwyższego, że ktoś próbuje wmanewrować jego osobę w hejterską akcję wymierzoną w prof. Gersdorf.
Zrzuty z rzekomego „tajnego” komunikatora sędziów pojawiały się w przestrzeni medialnej już znacznie wcześnie. W kwietniu 2019 roku „Gazeta Wyborcza” zadała pytanie sędziemu Wytrykowskiemu - największej ofierze „afery”, w sprawie tych zrzutów. Pan sędzia, niezwłocznie po zapoznaniu się z absurdalnymi zrzutami, udał się z własnej inicjatywy, wspólnie z sędzią Przesławskim do I Prezes Sądu Najwyższego. Pani Prezes nie poinformowała o tej rozmowie opinię publiczną. Stwierdziła, ze już na pierwszy rzut oka widać, że te zrzuty wyglądają na materiały absolutnie sfabrykowane i uznała wyjaśnienia pana sędziego Wytrykowskiego za wystarczające. Sprawa przycichła. Redakcja „Gazety Wyborczej”, w kwietniu 2019 uznali te materiały za niewiarygodne. W sierpniu pojawiły się zrzuty, które uznane zostały jednak za wiarygodne. to co pojawiło się w mediach to jakieś kserokopie zrzutów. (…)
– mówił Bartosz Lewandowski.
Sprawa ugrzęzła w sądach
Mec. Lewandowski zwrócił też uwagę na fakt, że sprawy z powództw pomówionych sędziów oraz postępowania z prywatnego aktu oskarżenia są traktowane przez sądy, jak „gorące kartofle”.
Mamy problem z masowym wycofywaniem się sędziów z tych spraw. W jednej z nich wycofało się już ok. 30 sędziów. W innych sprawach, w tym karnych, także mamy z tym problem. Sprawy są kierowane są z jednego sądu do drugiego, na podstawie rzekomego braku właściwości sądów. Zarówno stowarzyszenie „Iustitia” i „Themis” w uchwałach swoich zarządów już zasadniczo przesądziły o udziale m.in. sędziego Piebiaka, Wytrykowskiego i innych w tej „aferze”. Skoro sędziowie należący do tych stowarzyszeń nie wystąpili z tych dobrowolnych zrzeszeń, to podpisują się pod tezami uchwał. Nie wiem jak będzie rozstrzyganie w tych sprawach, gdyż żadna ze spraw karnych, które zostały zainicjowane już we wrześniu 2019 roku nie rozpoczęła się, gdyż sędziowie traktują ją niczym gorącego kartofla i przekazują te sprawy do innych sędziów, wydziałów i sądów. Jeden z sądów skierował do Sądu Najwyższego wniosek o przekazanie, sprawy, poza właściwością wynikającą z kodeksu postępowania karnego, z uwagi na jakieś dobro wymiaru sprawiedliwości. Sąd Najwyższy tego wniosku nie uwzględnił wskazując na to, że te sprawy nie są o skomplikowanym charakterze i sąd rejonowy spokojnie może sobie z nimi poradzić.**
– relacjonował mecenas Lewandowski.
sprawa Onetu i Węglarczyka
Sędzia Łukasz Piebiak, w rozmowie z telewizją wPolsce.pl mówił też o słynnej już aferze Onetu i naczelnego tego portalu Bartosza Węglarczyka.
W odpowiedzi na pozwie Onetu wyczytałem o „deepfake”. Niektórym, temu koncernowi i redaktorowi naczelnemu wydaje się, że są ponad prawem i rzeczywistością. Dzięki swoim wpływom i pieniądzom są w stanie wmówić opinii publicznej różne rzeczy lub zaprzeczać rzeczywistości. Złapano za rękę Węglarczyka i jego koncern więc jego prawnicy mĻówić: to nie była Węglarczyk. Po publikacjach portalu wPolityce.pl koncern zareagował kłamstwem. Tym pierwszym było kłamstwo Węglarczyka, który zarzucił mi użycie słów wobec I Prezes SN, którymi się nie posługiwałem. Potem było oświadczenie, z którego wynikało, że „deepfake” nie jest stosowany. Gdy portal ujawnił pisma procesowe prawników Onetu i Węglarczyka, to RASP oświadczył, że to nie koncern, ale kancelaria. Ci ludzie nie potrafią powiedzieć „przepraszam”. Dobrze wiedzą, że droga procesowa jest długotrwała i kosztowna, a sprawiedliwość, dla tych których zmieszano z błotem, przyjdzie do nich bardzo późno.
– podsumował sędzia Łukasz Piebiak.
WB
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/499034-czy-za-sfabrykowana-afera-malej-emi-stala-takze-opozycja