Jarosław Gowin sprawia dziś wrażenie człowieka, który myślami jest już gdzie indziej. Nie można wykluczyć, że wraz ze swoją drużyną, liczącą od pięciu do siedmiu posłów, chce wyruszyć na nową wyprawę, budując tzw. Nowe Centrum - z Kosiniakiem, Kukizem i częścią Platformy. Pokusa jest zrozumiała: Platforma stoi nad przepaścią, i można sobie wyobrazić, że schodzi ze sceny. Ktoś będzie musiał przejąć jej wyborców, „pożywić się jej trupem”. Może Hołownia, może lewica, może ktoś inny.
Rzecz jasna, w przypadku Gowina to wyprawa więcej niż desperacka. W ramach Zjednoczonej Prawicy miał kilkunastu posłów, wicepremiera, ważnych ministrów, mógł wpływać na bieg spraw. I to przez co najmniej trzy lata. W ramach nowej formacji będzie tym najsłabszym, a trzeba pamiętać, że tryumwiraty zazwyczaj nie są trwałe. Gowin nie ma też rozbudowanych struktur (te, co miał, rozpadają mu się w rękach), nie ma też dużego poparcia - realnie poniżej 1 procenta. Ale cóż, jego wybór. I jego ludzi. Być może pokusa jest zbyt silna, by się jej oprzeć, nawet jeśli wymaga tego elementarny interes Polski.
Co dalej? Są zasadniczo cztery drogi:
Jeśli ustawa o głosowaniu korespondencyjnym upadnie, lub jeśli nie będzie głosowana w przekonaniu, że i tak upadła, przyspieszone wybory parlamentarne, być może przeprowadzana razem z wyborami prezydenckimi, mogą okazać się nie do uniknięcia. Obóz rządzący nie będzie chciał czekać na śmierć w męczarniach, czyli rządzić bez większości, za to w ekstremalnie trudnych warunkach kryzysu gospodarczego, mając pewność, że jego szanse prawdopodobnie malały. To jednak także scenariusz niełatwy: w tzw. drugim kroku inicjatywę ma Sejm, i nie można wykluczyć, że koalicja od Biedronia po Konfederację jednak wyłoni jakiś rząd techniczny, który - jak to bywało w historii - może przetrwać dłużej niż sądzimy. To będzie rozgrywka o wyniku trudnym do przewidzenia.
Czy możliwe jest inne rozwiązanie, a więc np. wprowadzenie stanu wyjątkowego (nie z powodu epidemii, ale kryzysu państwa), i dojście do wyborów np. za rok? Znów, być może liderzy PiS nie będą mieli innego wyjścia, ale to scenariusz także bardzo niebezpieczny, właśnie ze względu na konieczność walki w okresie post-pandemicznej depresji gospodarczej. Ale też taki, który daje czas, i daje jakąś szansę na wyjście cało z tej opresji.
Jest także trzecie wyjście, czyli próba odbudowy jedności Zjednoczonej Prawicy. Mimo wszystko, a więc mimo konieczności przełożenia wyborów prezydenckich, mimo wysokiej ceny w sferze prestiżu. I ze świadomością, że będzie to już inna relacja niż do tej pory. Opcja ta jest wydaje się dziś najtrudniejszą, ale nie można jej wykluczyć. Byłaby ona odłożeniem pewnych rozstrzygnięć, ale odłożeniem w tych warunkach korzystnym dla Polski, i dla obozu niepodległościowego.
Wreszcie opcja czwarta, czyli jednak przegłosowanie wyborów korespondencyjnych, jedynych możliwych zarówno w maju, jak i w sierpniu, bo nawet latem samorządy z pewnością zarządzą obstrukcję głosowania klasycznego. Do większości w tej sprawie, jak to ujął jeden z moich rozmówców, „brakuje półtora posła”. I mało, i dużo jednocześnie, w tym gęstym, zdyscyplinowanym partyjnie parlamencie. Ale i wówczas możemy nie uniknąć przyspieszonych wyborów, bo przepaść między społecznym poparciem dla PiS a jego pozycją w parlamencie będzie zbyt duża.
Liderzy PiS szukają rozwiązania na różnych polach. Zdecydować mogą drobiazgi, pojedynczy posłowie, konkretne kalkulacje. Nie ma co ukrywać: sytuacja jest bardzo trudna. Ale bądźmy dobrej myśli. W końcu historia się nie powtarza, a 4 czerwca 1992 roku już za nami.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/498962-co-dalej-cztery-mozliwe-scenariusze-rozwoju-sytuacji