„Antysemickim chowem, antysemicką polską kulturą” można tłumaczyć masowy, jak zakłada profesor Grabowski, udział Polaków w Holokauście. Takich słów używa profesor Piotr Forecki w dyskusji nad książką Grabowskiego. Na te słowa profesor Grabowski reagował raczej z aprobatą, a nawet tę myśl rozwijał, więc można śmiało stwierdzić, że podpisuje się pod takimi tezami, z takimi właśnie sformułowaniami jak „antysemicki chów”.
Silnie indoktrynowanie czytelników i słuchaczy środowiska próbującego udowodnić instytucjonalny udział Polaków w mordowaniu Żydów w czasie II wojny światowej, przybierze pewnie na sile, bo Instytut Pamięci Narodowej właśnie opublikował recenzję tej książki autorstwa Michała Chlipały. Można śmiało podejrzewać, że tak jak dr Tomasz Domański, autor recenzji poprzedniej publikacji Grabowskiego, tak i ten historyk stanie się zapewne obiektem ataku a nawet inwektyw ze strony profesora Grabowskiego i jego stronników.
CZYTAJ WIĘCEJ:
W dyskusji Jana Grabowskiego i Piotra Foreckiego nie ma ani krzty krytyki wobec źródeł, żadnej wzmianki o metodologii, żadnych wątpliwości co do ich tezy - Polacy zabijali z „morderczą pasją” (cytat z Grabowskiego). Dla obu panów patriotyzm, katolicyzm, polskość „doskonale idą w parze” z antysemityzmem.
Jest to już zasada środowiska profesora Grabowskiego, że podczas dyskusji nad pytaniem zawierającym tezę o zaangażowaniu Polaków w mordowanie Żydów, w kategorii przyczyn rozważanych przez rozmówców nigdy nie pada oczywista odpowiedź: okupacja niemiecka. A przecież zarówno prawo międzynarodowe zakłada, że za zbrodnie na terenach okupowanych odpowiada okupant, jak i przedwojenna Polska, mimo wielu konfliktów na tle narodowościowym, w najmniejszym stopniu nie zbliżyła się do zbrodni III Rzeszy. Tego jednak nie dowiemy się ani z książek profesora Grabowskiego, ani z jego wypowiedzi.
PRZECZYTAJ TAKŻE:
Zresztą w publicznych debatach profesor Grabowski konsekwentnie ignoruje głosy historyków, którzy się z nim nie zgadzają. Nie odnosi się uczciwie do argumentów profesora Musiała, doktora Mateusza Szpytmy, doktora Domańskiego czy choćby węgrowskiego nauczyciela historii Radosława Jóźwiaka, który przyłapał Grabowskiego na kłamstwach w pracy „Dalej jest noc”, albo ich przemilcza albo wyzywa lub po prostu wyśmiewa, deprecjonując Instytut Pamięci Narodowej i Muzeum Getta Warszawskiego.
Recenzja Chlipały
Tymczasem Michał Chlipała, który w najnowszym numerze Biuletynu IPN zrecenzował ostatnią książkę Grabowskiego, natrafił na te same schematy błędów Grabowskiego, co w poprzednich publikacjach profesora. Zawyżanie liczby Polaków, zaniżanie liczby Niemców, mylenie elementów biogramu opisywanych postaci, nieznajomość struktur administracji, dokumentów niemieckich i - oczywiście - tak wybiórcze cytowanie źródeł, by pasowały pod tezę.
Podajmy przykład, w którym Grabowski zupełnie myli fakty, a w którym posuwa się do daleko idących wniosków. Autor „Na posterunku” omawia opublikowane przez siebie zdjęcie, które ma dowodzić ciepłych relacji polskiej i niemieckiej policji w czasie okupacji:
Uśmiechający się mężczyzna siedzi wygodnie odchylony, z nogą założoną na nogę i pali cygaro. Jest on bez wątpienia postacią centralną. Być może są to jego urodziny albo imieniny, być może okazją do biesiady jest jego awans. Tego nie wiemy. Widać jednak, że podczas gdy jego towarzysze mają na sobie ciemnogranatowe mundury polskiej policji, on nosi jaśniejszy mundur niemieckiej żandarmerii. Ot, ilustracja zależności służbowej Polaków i Niemców służących na jednym posterunku, a przy okazji odbicie »wtopienia się« polskich policjantów w lokalną społeczność.
Powinno więc nas zaskoczyć, że autor obszernej i szczegółowej książki o policji granatowej… nie umie rozpoznać niemieckiego munduru! Bo oto Michał Chlipała wykazuje, że na zdjęciu nie ma munduru funkcjonariusza III Rzeszy:
Wbrew twierdzeniom Grabowskiego na zdjęciu nie ma ani jednego niemieckiego żandarma, wszyscy mężczyźni są bowiem funkcjonariuszami Polnische Polizei. Rzeczywiście, mundur jednego z nich wydaje się nieco jaśniejszy, może to jednak wynikać z padającego inaczej światła lub materiału wykorzystanego do jego uszycia. Nie jest to natomiast z całą pewnością mundur niemieckiej żandarmerii, lecz regulaminowy mundur policji „granatowej”.
Nie pierwszy raz Jan Grabowski podaje liczby niezgodne z rzeczywistością.
Autor popełnia też błędy – nie wiem, czy świadomie – ocierające się o granicę przekłamania. A to zamienia trzynaście batalionów policyjnych (każdy po mniej więcej 500 osób) stacjonujących w GG na trzynaście kompanii (każda kompania to 140–150 ludzi), wydatnie zmniejszając liczebność niemieckiej policji na okupowanych ziemiach polskich.
-komentuje Chlipała. W innych miejscach autor książki nie podaje dokładnej struktury i liczebności niemieckich sił policyjnych, a bez znajomości skali niemieckiego terroru na terenach okupowanych nie da się uczciwie opisać i wyjaśnić zachowań Polaków, którzy przecież w doktrynie III Rzeszy byli podludźmi, których inteligencja także miała zostać poddana całkowitej eksterminacji.
Tendencyjność obrażająca bohaterów
Jednak recenzent, koncentrując się na weryfikacji samych informacji (a to zawsze trudniejsze, bo wymagające sprawdzania autora w każdym twierdzeniu), pominął jedną z głównych metod pracy profesora Grabowskiego. Naukowiec podaje niesłychanie mocne tezy, ale argumenty już do tych tez niekoniecznie odnoszą się wprost, są bardziej emocjonalnymi sugestiami, a nie naukowym wywodem.
Autor np. pisze:
Prawie we wszystkich znanych mi przypadkach ratujący ukrywali swoje bohaterstwo przed światem i - co niesłychanie symptomatyczne i ważne - konspiracja ta trwała także po wyzwoleniu, nierzadko przez dziesiątki lat. Przyczyna była prosta: „ujawniając się”, ratujący narażali siebie i swoje rodziny na wrogość sąsiadów, dla których przechowywanie Żydów było złamaniem tabu.
Grabowski z faktu, że bohaterowie nie chwalili się ratowaniem Żydów, czyni zarzut - że robili to ze strachu przed Polakami - w domyśle: „antysemitami”. Tymczasem znaczna liczba Sprawiedliwych Wśród Narodów Świata nie epatowała swoim heroizmem. Włoski kolarz Gino Bartali został za swoje zasługi doceniony dopiero 13 lat po swojej śmierci, bo nigdy nie mówił o swoich działaniach, mających uratować od Holokaustu. Podobnie Sir Nicholas Winton ukrywał fakt, że uratował setki żydowskich dzieci z terenów Czechosłowacji. Czy więc Włosi i Brytyjczycy także byli takimi antysemitami, że bohaterowie wstydzili się przyznawać do swoich czynów?
W 1988 roku telewizja BBC zrealizowała wzruszający program, do którego sprowadziła część uratowanych przez Wintona Żydów i posadziła bohatera wśród ocalonych przez niego ludzi - o czym on sam nie wiedział. Dopiero w trakcie programu zobaczył, że wszyscy wokoło, teraz będąc już dorosłymi ludźmi, zawdzieczają mu życie.
ZOBACZ PROGRAM BBC Z 1988 ROKU:
Ta piękna karta historii ludzkości, w której odważni i prawi ludzie nigdy nie wykorzystali swojej dobroci dla zaszczytów i sławy, byłaby pięknym tematem badań, niestety priorytety nieuczciwych naukowców, bywają teraz inne. Oprócz zastrzeżeń merytorycznych, jakie nieustannie wystosowują wobec profesora Grabowskiego historycy, zdumiewa i zasmuca podejście tego naukowca do ludzkich losów, jego przekonanie o przeniknięciu wiedzą wszystkich dylematów i postaw z czasów okupacji. Wielu ludzi krzywdzi on swoimi pospiesznymi osądami, stawiając się w zdumiewającej roli arbitra nad całą ludnością żyjącą pod nazistowskim butem.
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/498846-zapomnieli-o-niemcach-dziwna-debata-o-holokauscie