Kolejne newsy i pseudonewsy pojawiające się w mediach, a dotyczące planów Prawa i Sprawiedliwości w związku z głosowaniem ustawy o wyborach korespondencyjnych oraz z samymi wyborami, są albo celowym „paleniem” pomysłów przez polityków im przeciwnych, albo testowaniem opinii publicznej. Nawet te, które zostały oficjalnie zdemontowane, mogły więc być rzeczywiście rozważane, choć niekoniecznie na oficjalnych spotkaniach.
To w sumie jednak mało istotne, ponieważ te wszystkie doniesienia składają się na jeden, rzeczywiście ważny komunikat: sytuacja jest naprawdę poważna. Jarosław Kaczyński z jednej strony wciąż ma wszystkie opcje na biurku, z drugiej gotowy jest na rozwiązania nawet najdalej idące, włącznie z - moim zdaniem - wyborami parlamentarnymi. Oczywiście o ile pojawi się możliwość ich ogłoszenia, bo przecież nie jest to proste.
Dlaczego lider PiS jest zdeterminowany? Dlatego, że wie jedno: bez sprawnej większości w Sejmie nie da się długo rządzić skutecznie. Lekcja z drugiego okresu lat 2005-2007, gdy PiS próbowało utrzymać się przy władzy za pomocą rządu mniejszościowego, została zapamiętana. Nie jest przypadkiem, że PiS czekało później aż 8 lat na kolejną szansę. Zdecydował o tym m. in. trudny i pełen chaosu okres rządu mniejszościowego. Rządu wyjątkowo mocno atakowanego. Cena za te kilka miesięcy była wysoka.
Sądzę więc, że Jarosław Kaczyński nie żartuje, i głosowanie w sprawie wyborów korespondencyjnych nie będzie epizodem, nawet jeśli Porozumienie chciałoby z tego uczynić mało znaczący incydent (podobny do sprzeciwu wobec zwiększenia składek na ZUS dla najlepiej zarabiających), by później znów dołączyć do Zjednoczonej Prawicy, jak gdyby nic się nie stało.
Wskazują na to choćby dzisiejsze komunikaty polityków PiS.
Głosowanie w sprawie ustawy wracającej z Senatu będzie więc czymś więcej niż opowiedzeniem się za wyborami korespondencyjnymi lub przeciw nim; będzie w istocie nieformalnym wotum zaufania dla rządu.
Przed posłami Porozumienia trudny wybór. Z pewnością powinni mieć świadomość, że nie będzie im łatwo o mandaty po stronie opozycyjnej. Startując samodzielnie, mają niewielkie szanse na przekroczenie progu, nie mówiąc już o zdobyciu większej liczby mandatów. Z kolei jeśli wystartują z list opozycyjnych, też nie będzie to droga usłana różami. Owszem, obóz opozycyjny przygarnia tych, którzy zaszkodzą Kaczyńskiemu, ale to jednak wymaga i czasu, i takiego radykalizmu w neofickim wydaniu, o który w ich przypadku będzie trudno. Zniszczą dobrze działającą konstrukcję polityczną, w której mieli poważne wpływy, z przyczyn w istocie nadal nieznanych. Bo przecież dziś jest już jasne, że 10 maja mogłyby się odbyć normalne, tradycyjne, bezpieczne wybory. Jest też jasne, że wybory takie - bądź korespondencyjne - można przeprowadzić 23 maja. Rzekomy potwór, który miał nas zjeść, rozpuścił się w promieniach majowego słońca.
Najważniejsze w tym wszystkim jest być może wysokie poparcie Polaków dla obozu rządzącego. To jest fundament, który trudno skruszyć takimi zagraniami. Więcej, na tym właśnie tle ich sens jest szczególnie jaskrawo widoczny.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/498725-widac-ze-pis-gotowe-jest-na-kazdy-wariant-takze-radykalny