Gazoport w Świnoujściu powstał nie DZIĘKI rządom PO, lecz POMIMO ich. Słowa byłej premier Ewy Kopacz, która dziś domaga się wdzięczności, to czysta kpina.
Nawiązując do słynnej impertynenckiej odzywki Jacques’a Chiraca, można stwierdzić, że dziś, po tym jak prezydent Andrzej Duda poinformował o rozpoczęciu budowy gazociągu Baltic Pipe, Ewie Kopacz przeleciała obok nosa dobra okazja, by siedzieć cicho.
Nie znalazł się w jej otoczeniu nikt, kto mógłby ją powstrzymać przed tym tweetem:
Zamiast oczekiwanej przez media dymisji, Prezydent Andrzej Duda ogłasza budowę gazociągu Baltic Pipe, zapominając, że inwestycja ta nie byłaby możliwa gdyby nie gazoport w Świnoujściu, który powstał za czasów rządów PO-PSL i który osobiście otwierałam.
A skoro była premier dotknęła tej struny, niech wybrzmi ona w pełni. Spójrzmy, jaka naprawdę jest historia Terminala LNG im. Prezydenta Lecha Kaczyńskiego i jakie są dla tej inwestycji „zasługi” ekipy Platformy Obywatelskiej oraz samej Kopacz.
Inicjatywa Lecha Kaczyńskiego i rządu PiS
Spośród licznych zasług dla Polski tragicznie zmarłego prezydenta jedną z najważniejszych jest dążenie do bezpieczeństwa energetycznego naszego kraju. Odłożę tu na bok inne wątki tego tematu (a jest o czym pisać, choćby w kontekście jego pilnowania negocjacji gazowych z Rosją przed dekadą), a skupię się wyłącznie na gazoporcie.
Wszystko zaczęło się w pierwszej połowie 2006 r., czyli na początku rządów Prawa i Sprawiedliwości oraz Lecha Kaczyńskiego. 3 stycznia 2006 r. rząd Kazimierza Marcinkiewicza przyjął uchwałę zobowiązującą do budowy terminalu LNG na polskim wybrzeżu. 22 maja 2006 r. Lech Kaczyński zwołał posiedzenie Rady Bezpieczeństwa Narodowego poświęcone importowi gazu. Wnioski z tego spotkania znajdziemy tutaj. Jeden z nich brzmiał tak:
Budowa terminalu do odbioru gazu skroplonego na polskim wybrzeżu oznacza konieczność przygotowania warunków przystąpienia do tej inwestycji, określenia najdogodniejszej lokalizacji oraz zawarcia umów na dostawy gazu skroplonego. W przygotowaniu są akty prawne uwzględniające także niekomercyjny charakter tego przedsięwzięcia.
Efektem tego spotkania była uchwała Rady Ministrów z 31 maja 2006 r. zobowiązująca ministra gospodarki do ustalenia warunków inwestycji, lokalizacji gazoportu i zawarcia kontraktów na dostawę gazu. Do grudnia 2006 r. powstało studium wykonalności, a 15 grudnia zarząd PGNiG zdecydował o lokalizacji terminala w Świnoujściu. 22 marca 2007 r. rząd Jarosława Kaczyńskiego przyjął „Politykę dla przemysłu gazu ziemnego w Polsce”. Dokument zakładał, że jednym z kluczowych warunków zapewnienia Polsce bezpieczeństwa energetycznego jest budowa gazoportu.
W marcu 2007 r. do budowy i obsługi terminala w Świnoujściu powstaje spółka celowa Polskie LNG. W czerwcu ogłoszony zostaje przetarg na projekt gazoportu. W tym samym czasie minister gospodarki opracował listę barier prawnych w realizacji inwestycji infrastrukturalnych sektorów, w tym dotyczących gazu ziemnego.
Krótko mówiąc, cały czas coś się działo. Temat był konsekwentnie i dynamicznie prowadzony. Pomiędzy styczniem a kwietniem 2007 r. rząd prowadził już rozmowy o dostawach gazu LNG z rządami Algierii, Kataru i Jemenu. A pomijam tu wiele innych elementów przygotowania tej inwestycji (m.in. wycinki drzew, zmian administracyjnych etc.). Projekt zakładał, że terminal zostanie oddany do użytku w 2012 r.
Nadchodzi jednak październik 2007 r. Wybory wygrywa Platforma Obywatelska i tworzy rząd z Polskim Stronnictwem Ludowym. Plany dywersyfikacji importu gazu odkładane są na półkę. A dotyczy to nie tylko gazoportu, lecz również gazociągu do Danii Baltic Pipe.
Wbrew rządowi PO
Przez pierwsze 9 miesięcy rządów PO-PSL ws. gazoportu nie dzieje się nic. Kompletnie nic. Cały proces dywersyfikacji dostaw gazu zostaje wstrzymany. Nowe władze PGNiG jako cel strategiczny widzą powrót do budowy gazociągów z Niemcami. Dopiero 19 sierpnia 2008 r. premier akceptuję inwestycję w gazoport.
Wszystko od początku idzie jak po grudzie. Na dodatek gazoport bardzo przeszkadza Rosji, która chciałaby nas zalewać swoim gazem nawet w ilościach znacząco przekraczających nasze zapotrzebowanie. Co jednak najdziwniejsze, polski rząd nie widzi w tym nic złego. Jak ujawnialiśmy z Marcinem Wikłą w tygodniku „Sieci”, z instrukcji negocjacyjnych oraz notatek dotyczących rozmów ze stroną rosyjską w latach 2009-2010 przez przedstawicieli rządu Donalda Tuska, a zwłaszcza ministerstwa gospodarki kierowanego przez Waldemara Pawlaka (w tym jego osobistych rozmów), wynika, że gazoport był na dalszym planie. Priorytetem była dobra współpraca z Moskwą, dlatego Pawlak oferował jej więcej niż ona sama chciała (chodziło o wydłużenie dostaw nawet na 27 lat, zwiększenie ilości przesyłanego surowca ponad polskie potrzeby, czy korzystne wyłącznie dla Rosji zmiany w spółce EuRoPol Gaz). W artykule z sierpnia 2018 r. zaznaczaliśmy, że na początku (i tylko na początku!) negocjacji z Rosją wytyczne przyjęte przez Pawlaka i Tuska nie były takie złe. Jeden z ich punktów brzmiał:
W interesie strony polskiej jest zawarcie umowy, w oparciu o którą zostanie podpisany kontrakt na dostawy gazu na lata 2009-2014 tj. do czasu, gdy nie powstaną alternatywne od kierunku wschodniego możliwości zapewnienia dostaw jakimi są gazoport w Świnoujściu i gazociąg Baltic Pipe (…)
Przytoczę fragment naszego artykułu „Gazowy walkower”:
Widać więc, że rząd zdawał sobie sprawę, na czym polega interes państwowy w tym obszarze. Niestety z perspektywy czasu powyższe zapisy brzmią wręcz sensacyjnie, bo ostatecznie zupełnie z nich zrezygnowano. Co więcej – wspomniana instrukcja jest jedynym dokumentem, w którym zapisano takie stanowisko Polski.
Pawlak zmienia zdanie
Rozpoczynają się przygotowania do rozmów z Rosjanami. Mija kilka tygodni. 13 maja Waldemar Pawlak w piśmie do Donalda Tuska (dokument jest zastrzeżony) prosi o zatwierdzenie nowej instrukcji i zmian wytycznych, „które są efektem analizy uwag strony rosyjskiej przekazanych mi pismem z dnia 30 kwietnia br. Pana S.I. Szmatko, Ministra Energetyki Federacji Rosyjskiej i przedstawionych w trakcie konsultacji w Moskwie w dniu 7 maja br., a także dyskusji w trakcie posiedzenia Zespołu ds. Polityki Bezpieczeństwa Energetycznego w dniu 13 maja 2009 r.”.
Najważniejsze założenia zostają wywrócone do góry nogami. Nie ma już mowy o gazoporcie ani o Baltic Pipe. Rząd dopuszcza zwiększenie dostaw ponad polskie zapotrzebowanie, a „w interesie strony polskiej” okazuje się być podpisanie umowy do roku 2035!
Co takiego wydarzyło się w Moskwie 7 maja 2009 r., że Pawlak tak radykalnie przedefiniował „polski interes”? Tak pogorszył swoją pozycję negocjacyjną? I postanowił uzależnić Polskę od Gazpromu na kolejne ćwierć wieku? Te pytania wciąż pozostają bez odpowiedzi.
Dziś głowią się nad nimi prokuratorzy, którzy badają m.in., czy Pawlak w trakcie tych negocjacji nie wziął łapówki.
W tym miejscu warto też wspomnieć o tym, jak (nie)zabezpieczano inwestycji kontrwywiadowczo. W październiku 2014 r. ABW zatrzymała Stanisława Sz., radcę prawnego z jednej z warszawskich kancelarii. Postawiono mu zarzut szpiegostwa na rzecz Rosji, a konkretnie wywiadu wojskowego GRU. Mężczyzna w 2012 r. wchodził w skład zespołu prawnego opiniującego budowę terminala gazowego w Świnoujściu. Miał on starać się uzyskać dostęp do niejawnego raportu dot. umów gazowych oraz informacji o postępie prac i terminie oddania terminala do użytku. W jego mieszkaniu znaleziono także listę dziennikarzy, PR-owców i ekspertów, którzy mogliby być zwerbowani przez rosyjskie służby.
O gazoporcie u Sowy
Kłopoty z gazoportem, a więc jedną z najważniejszych inwestycji państwa były tematem rozmów polityków PO w restauracji Sowa i Przyjaciele, a konkretnie Sławomira Nowaka z Andrzejem Parafianowiczem (wówczas wiceprezesem PGNiG).
AP: Mówię ci, jest co robić, tylko że nas za chwilę wymiotą za kaftan.
SN: Dlaczego?
AP: A gdzie rozładować tankowce?
SN: No, no, w Świnoujściu, nie?
AP: A jest?
SN: No są (…) trochę opóźnienia. (…)
AP: Oni [poprzednicy – red.] podpisywali takie niekorzystne umowy, co pozwala Włochom [firmie stojącej na czele konsorcjum budowy LNG – red.] się bezkarnie opóźniać.
SN: Nie, bezczelni są. Ja pamiętam, (…) że z dozorem technicznym walczyłem. Jeszcze Budzanowski był. (…) Dozór przychodzi. Wiesz, ci Włosi chcą kłaść rury bez żadnych atestów, bez niczego. No to po prostu przyjdzie pierwsza lepsza kontrola i to wszystko wywali w powietrze.
AP: A wiesz, Katarczycy już tankują pierwszy gazowiec, nie.
SN: I co z nimi?
AP: Będzie sobie pływał w Bałtyku. (śmiech) To jest duży tankowiec, nie wiem, czy da radę zawrócić. Zanim się złamie, to tak od Szwecji…
SN: A mu w Gdańsku nie możemy odebrać?
AP: Nie ma instalacji. Dobrze, że ten Katar, tzn. te szejki się racjonalnie zachowują. Jak się usztywni, no to co mu zrobisz? (…) Jak oni zrobią dla nas precedens…
SN: To inni powiedzą…
AP: To inni powiedzą „no chłopaki”…
SN: No. No i co, uważasz, że nie zdążą z tymi instalacjami tam?
AP: Wiadomo, że nie zdążą.
SN: Na pewno nie zdążą.
AP: Kurwa. Oni teraz mówią o jesieni 2015, a na mieście mówią coś o 2017. (…) No i wiesz… Ale tego się nie udaje ustalić [kiedy będzie gotowy terminal LNG – red.], bo jak będziesz wiedział na sztywno, że to już na pewno, to można z tymi Katarczykami jakoś gadać. Ale co, co mu powiesz?
SN: No tak. Poczekajcie. Ale do kiedy? Nie? Do kiedy?
AP: Przecież oni potrzebują… Te tankowce pływają cały czas.
SN: No tak.
AP: On go gdzieś musi w grafik ustawić. To nie jest tak, że „dobra, chłopaki, za tydzień”. Sama podróż z Kataru – 22 dni. 22 dni z powrotem. Trzy na miejscu. Gdzieś to musimy precyzyjnie wyliczyć.
Tak wyglądało podejście wysokich urzędników do jednej z kluczowych współczesnych inwestycji państwa polskiego.
Lewicowa opozycja (SLD i Twój Ruch) po ujawnieniu tego nagrania domagała się nawet powołania komisji śledczej ws. gazoportu. Żadna komisja oczywiście nie powstała.
Dużo dłużej, dużo drożej
W 2011 r. rząd Tuska zakładał, że inwestycja będzie kosztować ok. 2,5 mld zł. Ostatecznie wyszło ponad miliard drożej (3,638 mld zł). Rządom Tuska i Kopacz nie udało się również dotrzymać terminów.
Gdy 23 marca 2011 r. Donald Tusk zaszczycił swoją obecnością wmurowanie kamienia węgielnego pod budowę gazoportu, wszystkie media pisały, że od 2014 r. za pośrednictwem tego terminala Polska będzie mogła sprowadzać 5 mld metrów sześciennych gazu rocznie. Czy tak się stało? Nie.
Pierwotny termin oddania inwestycji do użytku wyznaczono na 30 czerwca 2014 r. Jednak we wrześniu 2013 r., został przesunięty na 30 grudnia 2014 r. Ostatecznie pierwszy statek z gazem wpłynął do Świnoujścia 11 grudnia 2015 r., gdy Platforma Obywatelska już nie rządziła.
Dlaczego tak się stało? Odpowiedzi na te pytania szukała Najwyższa Izba Kontroli, która zbadała decyzje władz z lat 2009-2014. W marcu 2015 r. okazało się, że ministerstwo skarbu żąda utajnienia raportu NIK (resort tłumaczył się trwającymi negocjacjami z wykonawcami). Raport urzędu kierowanego przez Krzysztofa Kwiatkowskiego, b. ministra sprawiedliwości w rządzie Donalda Tuska, był druzgocący. We wnioskach Izby czytaliśmy m.in. o nie podjęciu „prac legislacyjnych niezbędnych do usunięcia barier przeszkadzających w realizacji inwestycji”, „nieskutecznym nadzorze wykonywanym przez GAZ-SYSTEM oraz PLNG w stosunku do wykonawców”, „nieskutecznym egzekwowaniu przez GAZ-SYSTEM oraz PLNG od wykonawców prawidłowego i terminowego wykonywania obowiązków wynikających z umów”, czy „błędach popełnionych przez GAZ-SYSTEM oraz PLNG przy zawieraniu aneksów do umów z wykonawcami”.
Ale nie przeszkodziło to Ewie Kopacz uczestniczyć w ceremonii otwarcia terminala 12 października 2015 r. Nazajutrz gazety pisały: „Ewa Kopacz otworzyła niedziałający gazoport”, ale pani premier się tym nie przejmowała. Dlaczego? Bo zostały niespełna dwa tygodnie do wyborów parlamentarnych. Szopka musiała się odbyć i już!
Dzisiejsze słowa Kopacz są więc tyle samo warto, co napisane przez Donalda Tuska w „Gazecie Wyborczej” w marcu 2011 r.:
W Świnoujściu powstaje pierwszy polski gazoport. Szczególnie o tej inwestycji warto pamiętać: to właśnie rząd PO – PSL podjął pierwsze konkretne działania, by zwiększyć energetyczną niezależność naszego kraju.
To nawet nie bajki, a ordynarne kłamstwa. Z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że gazoport powstał nie „dzięki” rządom Platformy, a pomimo ich.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/498702-a-mogla-siedziec-cicho-jak-naprawde-bylo-z-gazoportem