Dziś próbuje się wymyślić nową „definicję” demokracji. Działanie to zgodne jest z następującym modelem: jeżeli nasz kandydat nie ma szans, to w takim razie musimy podważyć legalność wyborów. Kiedy wybory będą więc „legalne” dla Platformy Obywatelskiej? Wtedy kiedy „ich” kandydat (kandydatka) będzie mieć szansę. Nie zgadzamy się z takim traktowaniem demokracji
– mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Patryk Jaki, eurodeputowany i b. wiceminister sprawiedliwości.
CZYTAJ RÓWNIEŻ: Nie mają wstydu! Opozycja uruchamia scenariusz „zagranica”. Halicki chce interwencji europejskiego inspektora danych ws. Poczty
wPolityce.pl: Andrzej Halicki chwali się na twitterze, że Europejska Rada Ochrony Danych zajmie się przekazywaniem danych Poczcie Polskiej. W tle widzimy nieprawdopodobne wzmożenie działań polityków polskiej opozycji na europejskich salonach. Szukają wsparcia?
Patryk Jaki: Widzimy kalkę strategii Komunistycznej Partii Polski z 1919 roku, która próbując podważyć fundamenty odradzającego się państwa polskiego, nawoływała do bojkotu pierwszych wyborów po zaborach. Próbowano w ten sposób odebrać legitymację demokratycznie wybranej władzy. Nawet do głowy by mi nie przyszło, że po ponad 100 latach, może dojść do tej samej sytuacji. Dziś próbuje się wymyślić nową „definicję” demokracji. Działanie to zgodne jest z następującym modelem: jeżeli nasz kandydat nie ma szans, to w takim razie musimy podważyć legalność wyborów. Kiedy wybory będą więc „legalne” dla Platformy Obywatelskiej? Wtedy kiedy „ich” kandydat (kandydatka) będą mieli szansę. Nie zgadzamy się z takim traktowaniem demokracji. W tle wybrzmiewa słowo, które opozycja miała podobno na sztandarach, czyli „konstytucja”. Wybory majowe, to nie jest kaprys Prawa i Sprawiedliwości, jest to obowiązek wynikający wprost z ustawy zasadniczej. Ich strategia jest obliczona na to, by korzystając z instytucji europejskich, kwestionować legalność wyborów. I nie mamy tu do czynienia z jakimiś naruszeniami, ale z faktem, że Platforma Obywatelska źle wybrała swoją kandydatkę, na którą nie chcą głosować nawet wyborcy PO. Wybory odbywają się w niewygodnym dla opozycji terminie, gdyż jej wyborcy karzą to ugrupowanie za zachowanie jej polityków w dobie pandemii. Wniosek Halickiego wpisuje się właśnie w tę strategię.
Ale takie działania PO znajdują zainteresowanie wśród notabli unijnych. Komisarz ds. Sprawiedliwości już zapowiada, że sprawa polskich wyborów prezydenckich zostanie wniesiona do Parlamentu Europejskiego. To z kolei odbierane jest jako drastyczna ingerencja w wewnętrzne sprawy kraju członkowskiego.
Logika działań PO jest znana, jeśli zaś chodzi o urzędników europejskich to mamy tutaj problem z ich mentalnością. Oni uważają, że Polska to jakieś województwo, kolonią unijną, której można dyktować rozkazy. Kończy się już moja cierpliwość dla tego typu praktyk. Polakom też się ta cierpliwość kończy.
Ten sposób myślenia znajdujemy na stronach Komisji Europejskiej, której przedstawiciele przekonują, że polska konstytucja stoi niżej w hierarchii prawa niż regulacje unijne.
To niech pokażą mi przepis, z którego ta doktryna wynika. Komisja powołuje się na jeden z wyroków, wydanych przed wieloma laty, TSUE. Ludzie, którzy posługują się tego typu argumentacją, nie rozumieją natomiast, że orzeczenie TSUE nie jest źródłem prawa, a to że takie konflikty kompetencyjne będą się pojawiały, przewidział już Trybunał Konstytucyjny, w czasie, gdy zasiadali w nim sędziowie Rzepliński lub Safjan. To właśnie wtedy TK orzekł, ze w przypadku kolizji, zawsze należy rozstrzygać spory z pierwszeństwem polskiej konstytucji. Z czym więc polemizują unijny politycy? Z sędzią Safjanem i Rzeplińskim? A może to sędzia Safjan polemizuje sam ze sobą?
Kamil Zaradkiewicz, pełniący obowiązki I Prezesa Sądu Najwyższego, został brutalnie zaatakowany przez polską i m.in. niemiecką prasę. Zarzuca mu się upolitycznienie, padają stwierdzenia o „partyjnym nominacie”.
To się już w głowie nie mieści. Pan profesor Kamil Zaradkiewicz jest jedną z niewielu osób, która w Krajowej Radzie Sądownictwa, była atakowane tak przez przedstawicieli PiS, jak i opozycji. To najlepiej świadczy o jego wyjątkowej niezależności. Pan prof. Zaradkiewicz nigdy nie należał do żadnej partii. Kiedy został sędzią, nie podejmował żadnych działań politycznych. Porównajmy to ze skrajnie upolitycznioną działalnością innych sędziów Sądu Najwyższego lub przedstawicieli „Iustitii”. Widzieliśmy wspólny marsz sędziów z politykami. To porównajmy to do apelu prof. Zaradkiewicza, by sędziowie nie angażowali się politycznie. Jeśli kto próbuje te sprawy porównać, to znaczy, że ma problem z obiektywną oceną życia publicznego. Jeszcze do niedawna, prof. Kamil Zaradkiewicz, był traktowany jako wybitny prawnik i specjalista. Dziś te same osoby twierdzą, że „do niczego się nie nadaje”. Dlaczego? Tylko dlatego, że sprzeciwia się bezprawnym działaniom upolitycznionych sędziów.
Rozmawiał Wojciech Biedroń
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/498684-jaki-o-opozycji-i-brukseli-polakom-konczy-sie-cierpliwosc