Pamiętając o wielkości 3 maja, pamiętajmy też i o zdradzie. Przybranej w szaty troski o Rzeczpospolitą, wolność i demokrację, okazują się sprzedawczykami, którzy za obcą walutę sprowadzają na Polskę interwencje innych państw, które także przeciwne są reformom kraju.
Nowy ustrój nadany został krajowi, jak to zwykle bywa, przez świadomą celu mniejszość, z zachowaniem jednak prawa większości (stu kilkudziesięciu przeciw 28), po nieskrępowanej dyskusji, ale nie bez nacisku głosujących i zaskoczenia.
-pisał o sukcesie uchwalenia tzw. „Ustawy rządowej” Władysław Konopczyński. Wiele można wyciągnąć politycznej nauki, z tego osobliwego zamachu stanu, w którym obrady zwołano pospiesznie i niejako w tajemnicy, bo przecież większość posłów była przekonana, że po przerwie wielkanocnej przyjdzie im spotkać się dopiero 5 maja. Poinformowano tylko część głosujących, aby 3 maja mieć zapewnioną większość w izbie, pomijano opozycję w przepływie informacji, w dodatku zmanipulowano depesze zagraniczne, żeby udramatyzować moment historyczny i wywołać atmosferę pospiechu, że oto za chwile zagranica odzyska sprawność osądu i już na reformy w Polsce nie pozwoli. Poseł krakowski Stanisław Sołtyk przekonywał o konieczności przyjęcia Konstytucji w duchu „teraz albo nigdy”, bo inaczej
staniem się niechybnie łupem przemocy i zmownej chciwości sąsiadów.
Ustawiono nawet publikę, która miała klaskać i vivatować na cześć przewodzącego reformom króla, zresztą mieszczanie warszawscy przybyli obserwować wydarzenia, a nie zapomnieli zabrać ze sobą broni, w obawie przed wybrykami hetmana wielkiego koronnego Ksawerego Branickiego, który rok później stał się jednym z przywódców Targowicy.
Zdrada Jana Suchorzewskiego
Nie zdziwi nas fakt, że przeciwnicy odwoływali się do obrony wolności i demokracji, a tylko dlatego nie nazywali rządu „dyktaturą” i „autorytaryzmem”, że tych słów wówczas nie znano, za to słychać było okrzyki o „despotyzmie”, rzadziej o „tyranii”. Tymczasem największą tyranią dawnej Polski była właśnie anarchia, ze swoimi, obrosłymi w niebotyczne majątki i przywileje obcych stolic, oligarchami. Ich człowiek, Jan Sucharzewski dramatyzował w sejmie, krzycząc o końcu wolności, jakby chciał być pokazany w „Faktach TVN”, choć z racji innych czasów, musiały mu wystarczyć pochwały petersburskiego dworu Zastrzegł, że nie czytał projektu (bo rząd za późno rozesłał pisma):
jak mi o nim mówiono, wywraca wolność polską, utrzymywaną przez tle wieków, kuje pęta pod pozorem obrony. Brzydzę się takimi sposobami, które do niewoli prowadzą. Chcę ojczyzny bronić dlatego, żem wolny, ale jeżeli będzie despotyzm, gardzę nią i oświadczam się nieprzyjacielem Polski, ratować jej przez włożenie kajdan na wolnych nie myślę.
Wyśmiany Suchorzewski nie dał za wygraną i wszedł na środek sali ze swoim kilkuletnim synkiem, krzycząc:
zabiję własne dziecię, aby nie dożyło niewoli, którą ten projekt krajowi gotuje.
Jan Matejko uwiecznił ten moment na swoim słynnym, monumentalnym obrazie Konstytucja 3 Maja 1791 roku, na którym w pół leżący poseł województwa kaliskiego pcha swoje dziecko w tłum, wybierając anarchię nad życie syna. Na te histerię krótko i dosadnie odpowiedział mu biskup kamieniecki Adam Krasiński, wołając do zebranych:
Ogolić głowę wariatowi i odesłać go do czubków.
Suchorzewskiego ujął za ramiona dużych rozmiarów mężczyzna, poseł Stanisław Kublicki i odstawił go na bok. Histeria jednak nie zamierzała się skończyć i gdy król zaczął zaprzysięgać Konstytucję poseł z Kalisza po raz kolejny odegrał teatr, po raz kolejny upadł na ziemię, przed tronem, naśladując tym Tadeusza Reytana i jego szlachetne veto przeciwko rozbiorom w 1773 roku i krzyknął:
Nie przysięgaj Wasza Królewska Mość, boś już Bogu i ojczyźnie przysięgał, dotrzymaj przeto raz Bogu i ojczyźnie uczynionych ślubów.
Rzecz jasna byli i tacy krytycy Konstytycji, którzy kierowali się patriotycznymi pobudkami, bo uważali, że sama Ustawa niewiele zmieni i trzeba bardziej skupić się na armii, która reformy obroni. Łatwo jednak rozróżnić krytyków Konstytucji od zdrajców - ci ostatni znaleźli się później w Konfederacji Targowickiej, marionetkowej instytucji stworzonej przez carycę Katarzynę, aby usprawiedliwić wojskową interwencję w Rzeczpospolitej. Wśród Targowiczan znalazł się i Jan Suchorzewski, został nawet wybrany na konsyliarza, ale dalszą swoją posługę pełnił już nie w Warszawie a w… Petersburgu. Dokładnie w pierwszą rocznicę uchwalenie „Ustawy rządowej” wydał w stolicy Imperium Rosyjskiego prześmiewczy, szyderczy bankiet, twierdząc publicznie, że oto próbowano w Polsce zabić demokrację i wolność, ale uratowała je caryca Katarzyna.
Kary Suchorzewski nie poniósł, nie licząc procesu sądowego z czasów Insurekcji Kościuszkowskiej, na którym zadecydowano o karze śmierci, ale zdołano powiesić na szubienicy jedynie jego portret. Jak większość Targowiczan, tak i Suchorzewski dożył w miarę spokojnych dni w Imperium Rosyjskim, w czasie gdy Rzeczpospolitej już nie było, ale za to dumny, że obronił się przed „despotyzmem”.
Jedno co pozostaje mocniejsze niż zaoczna kara śmierci, realnie nigdy nie wykonana, to pamięć o Targowicy i piętnowanie tym określeniem wszystkich współczesnych zdrajców, którzy śladami Suchorzewskiego parodiują patriotyzm, krzyczą o obronie demokracji, a w istocie biorą majątkowe korzyści ze współpracy z obcymi państwami. Do dziś Targowica jest synonimem najgorszej polskiej zdrady, a Suchorzewski uwieczniony na obrazie Jana Matejki jawi się jako opętany szaleniec. Prawdziwa historia jednak pokazuje, że szaleńcy obawiający się wzmocnienia Polski to zazwyczaj sowicie opłacani cynicy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/498512-jak-3-maja-1791-roku-zdrajcy-krzyczeli-o-obronie-demokracji