Jarosław Gowin ocenił wczoraj, że „wyborów korespondencyjnie 10 maja nie da się zorganizować”. To nie jest zaskoczeniem. Co jednak ciekawe, jego zdaniem można przeprowadzić wybory korespondencyjne, i to jeszcze w maju:
23 maja to być może być, z dużym znakiem zapytania, pierwszy termin kiedy wybory korespondencyjne mogłyby się odbyć.
To ważna wypowiedź, bo być może wskazuje trop, który doprowadzi do odbudowy jedności Zjednoczonej Prawicy, i do zakończenia kryzysu politycznego, który w tej konkretnej sytuacji - w czasie walki z zarazą i walki o miejsca pracy - jest po prostu nie na miejscu.
Warto podkreślić: komunikaty ze strony liderów PiS nie wskazują, by 10 maja był datą jedyną i ostateczną; przecież w ustawie, która jest obecnie w Sejmie, są zapisy, które pozwalają głosowanie przenieść o tydzień lub dwa - tak, by zmieścić się jeszcze w ogólnych zapisach konstytucyjnych.
Jarosław Gowin w kwestii wyborów korespondencyjnych postawił jednak ważny warunek. Jego zdaniem karty wyborcze powinny być dostarczane „za potwierdzeniem odbioru”. Przypomnijmy, że w ustawie, która będzie głosowana 7 maja, zapisano, że są to „przesyłki nierejestrowane”, a więc zostaną wrzucone do skrzynek wyborców, bez konieczności potwierdzania ich odbioru podpisem. Chodzi oczywiście o zmniejszenie ewentualnych zagrożeń.
Czy to oznacza, że nie da się spełnić warunku Jarosława Gowina? Oczywiście, to teoretycznie możliwe. Po przyjęciu obecnie procedowanej ustawy można wprowadzić kolejną poprawkę, zakładającą konieczność potwierdzenia odbioru głosu. Byłoby to jednak wyobrażalne tylko w razie współpracy ze strony opozycji. Po pierwsze po to, by szybko przeprowadzić zmiany przez parlament, po drugie po to, by nie atakowano później wyborów argumentem, że jednak głosowanie zakłada kontakt listonosza z wyborcą, a więc niesie ze sobą pewne ryzyko.
Czy Jarosław Gowin jest w stanie nakłonić opozycję do poparcia takich zmian? Nie wydaje się. Na podstawie tego, co działo się w ostatnich tygodniach, trudno przypuszczać, by opozycja zgodziła się na jakiekolwiek ustępstwa, by skorygowała swoją linię.
Można nawet pójść o krok dalej. Bo to, co uderza w całej historii obecnej misji Jarosława Gowina, to brak jakichkolwiek ustępstw ze strony opozycji. W żadnym momencie nie wyszła z obozu III RP jakakolwiek sensowna propozycja kompromisu. Nic, zero. Nawet korzystną dla Koalicji Obywatelskiej propozycję zmiany konstytucji odrzucono. I stale usztywniano swoje stanowisko, grając na chaos, zamieszanie, dezorientację, próbując przemocą i szantażem wymusić realizację własnego scenariusza. Ostatecznie sprowadzono wszystko do prób swoistego „zadaniowania” Gowina, który miał skończyć jako ten, który rozbija koalicję rządzącą. Tyle opozycja dała z siebie.
To stanowisko opozycji sprawia, że trudno zrozumieć obecną postawę Jarosława Gowina. Bo przecież nie da się szukać kompromisu, gdy jedna ze stron żadnego kompromisu po prostu nie chce. Udawanie, że jest inaczej, przestało mieć sens.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/498313-ws-wyborow-opozycja-ani-razu-nie-ustapila-chocby-o-krok
Dziękujemy za przeczytanie artykułu!
Najważniejsze teksty publicystyczne i analityczne w jednym miejscu! Dołącz do Premium+. Pamiętaj, możesz oglądać naszą telewizję na wPolsce24. Buduj z nami niezależne media na wesprzyj.wpolsce24.