Miliardy ludzi na świecie przebywa w kwarantannie, lub praktykuje „social distancing” by ograniczyć rozpowszechnianie się koronawirusa. W niektórych krajach, jak we Włoszech, gospodarka niemal stanęła w miejscu. Globalny ruch lotniczy zmalał – jak donosi brytyjski „The Guardian” - o 40 proc. W Europie 9 na 10 lotów zostało uziemionych. Ludzie mniej się przemieszczają samochodami (transport zmalał w Wielkiej Brytanii o 54, w USA o 36, a w Chinach o 19 proc.), zużycie energii elektrycznej także spadło. Spowolnił handel i produkcja przemysłowa. Wiele krajów czeka w tym roku poważna recesja. Miliony stracą swoje miejsca pracy i podstawę egzystencji.
Można powiedzieć, że ziścił się scenariusz wyśniony przez Gretę Thunberg i jej zwolenników, którzy uważają dalsze podbijanie wzrostu gospodarczego za zjawisko niepożądane. Bo niszczy zasoby naturalne. Bardziej radykalne skrzydło ekologów i bojowników o klimat, postuluje nawet redukcję wzrostu PKB. „Gospodarka postwzrostowa” ma uratować ziemię przed klimatyczną zagładą. 238 profesorów z całego świata wystosowało nawet odezwę do liderów Unii Europejskiej, w której proponują planowe przejście na taki rodzaj gospodarki.
Tyle, że spadek emisji CO2 spowodowany pandemią wypada dość blado. Najwyżej 5 proc. w 2020 roku – prognozują eksperci. To największy spadek kiedykolwiek odnotowany, ale wciąż za mały by – jak twierdzą naukowcy – zatrzymać wzrost globalnych temperatur. Potrzebny jest spadek emisji CO2 o 7,6 proc. rocznie by tak się stało. Na przestrzeni najbliższej dekady. Jak podkreślił Trevor Houser, badający zmiany klimatyczne na zlecenie Rhodium Group „potrzebna jest więc spora gospodarcza katastrofa by doprowadzić do skromnej redukcji CO2”. Większa niż ta, którą widzimy obecnie, a i to może nie starczyć by zatrzymać zmiany klimatu.
Jak podkreślił francuski fizyk Philippe Charlez na łamach portalu „atlantico.fr” pandemia stworzyła społeczeństwo „ujemnego wzrostu” o którym marzą ekolodzy, nawet jeśli tylko na krótki czas. „Spadek emisji gazów cieplarnianych wypada mizernie na tle kosztów: poważnego ograniczenia wolności oraz zubożenia społeczeństw”- uważa Charlez. Nietrudno sobie więc wyobrazić jak wyglądałaby „gospodarka postwzrostowa” ekologów, ze „zmniejszoną skalą dóbr materialnych przepływających przez gospodarkę”, ograniczeniem produkcji, transportu oraz konsumpcji i „skurczeniem prywatnego majątku”.
Ciekawe tylko czy Chiny i Indie, które generują sporą część globalnych emisji CO2 byłyby gotowe poświecić swój wzrost gospodarczy by stworzyć „społeczeństwo obfitości” na modłę Grety Thunberg i Co.
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/498254-ujemny-wzrost-jest-ale-emisje-co2-spadly-tylko-nieznacznie