Wydaje mi się, że Jarosław Gowin zdaje sobie doskonale sprawę, że wszystkie jego propozycje są mało realistyczne. Jednak PiS nie chce się pozbywać Jarosława Gowina, zatem wydaje się, że w negocjacjach Gowin-PiS chodzi o powrót do stanu sprzed kilku tygodni
— powiedział w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Henryk Domański, socjolog z PAN.
wPolityce.pl: Kandydatka KO Małgorzata Kidawa-Błońska wciąż kluczy ws. swojego stanowiska dotyczącego wyborów. Mówiła już o zawieszeniu kampanii, namawiała do ich zbojkotowania, ale sama jednoznacznie się z nich nie wycofuje. Jak pan odczytuje takie enigmatyczne stanowisko kandydatki KO?
Prof. Henryk Domański: Myślę, że opiera się to na takim przekonaniu liderów PO i samej Małgorzaty Kidawy-Błońskiej, że trzeba jakoś zareagować na ten mimo wszystko zaskakujący spadek poparcia do 4 proc. Trzeba to jakoś wyjaśnić wyborcom, stąd biorą się sprzeczne sygnały, które wysyła Kidawa-Błońska. Z jednej strony powinna w jakiś sposób zakwestionować ten wynik sondażu i chyba rosnącą świadomość obywateli, że bez względu na termin wyborów Małgorzata Kidawa-Błońska jest i tak skazana na porażkę. Jakaś reakcja na to być musi, zatem Małgorzata Kidawa-Błońska co jakiś czas mówi, że wybory będą nielegalne, niedemokratyczne, nie należy w ogóle brać w nich udziału. Jest to pewna interpretacja narzucana społeczeństwu.
Sama jednak wciąż nie deklaruje jednoznacznie, że się wycofuje z wyborów.
To wprowadza pewien dysonans. Małgorzata Kidawa-Błońska mówi, że będzie uczestniczyć w wyborach jako kandydatka, aczkolwiek nie będzie głosować. To zdaje się jest jej ostatnia wersja. Jest sprzeczność w jej oświadczeniach i tym, co mówią inni członkowie PO, a także Donald Tusk, który mówi, żeby w ogóle nie głosować. Skoro nie głosować, to również nie głosować na Małgorzatę Kidawę-Błońską. Dominuje to przekonanie, że Małgorzata Kidawa-Błońska przegra i PO musi to jakoś usprawiedliwić.
Donald Tusk, a za nim szereg polityków KO, apelują o bojkot wyborów 10 maja. Coraz ostrzej to werbalizują.
Ostro to werbalizują dlatego, że pozostałe partie opozycyjne nie reagują na te apele zgodnie z ich oczekiwaniami. To chyba na tym polega problem – KO próbuje ratować swoją sytuację, snując wizję chaosu, który ogarnia społeczeństwo. Zasadniczą kwestią jest to, że pozostałe partie opozycyjne nie dołączają do tego głosu, żeby zrezygnować z wyborów i je zdelegalizować, potraktować jako niedemokratyczne. W tej chwili to jest drugi największy problem PO, oprócz spadku poparcia dla Kidawy-Błońskiej.
Przedstawiciele KO celowo nie chcą nawet nazywać wyborów 10 maja wyborami, ale określają je np. jako usługę pocztową, porównują z wrzucaniem ulotek do skrzynki. Pana zdaniem uzasadnione są tak ostre głosy?
One mają uzasadnienie tylko w tym, że tego rodzaju wybory powinny być lepiej przygotowane. To może docierać do świadomości społecznej jako argument, który podważa legitymizację tych wyborów. Natomiast nie podważają tego już w tej chwili chyba te argumenty, że to jest zagrożenie dla zdrowia i życia Polaków. Wydaje się się jednak, że w świadomości społecznej wybory korespondencyjne rysują się jako najbardziej bezpieczne. Natomiast teraz głównym argumentem za przełożeniem wyborów jest argument, jak sądzę przekonujący dla większości Polaków, nawet dla zwolenników PiS-u i prezydenta Dudy, że nie wiadomo, jak będą się odbywać te wybory za kilkanaście dni i nie można ich organizować ad hoc. Poza tym chyba dociera do świadomości społecznej przekonanie, że sam PiS byłby za tym, aby jednak przesunąć te wybory i w ten sposób pozytywnie ustosunkować się do powstałej krytyki.
W tej całej sytuacji istotne staje się to, jakie stanowisko zajmie Jarosław Gowin. Wydaje się panu, że będzie ono zgodne z PiS, czy też były wicepremier wejdzie w jakiś układ z opozycją?
Sądzę, że Jarosław Gowin znowu próbuje tutaj zrealizować jakąś strategię wyjścia z twarzą. Prawdopodobnie negocjacje, które się toczą między nim a PiS-em, polegają na tym, aby wybrać rozwiązanie, które byłoby do zaakceptowania dla obu stron. W tej chwili prawdopodobnie nie da się przesunąć wyborów o dwa lata poprzez zmianę konstytucji, ale trzeba w jakiś sposób dowartościować Gowina i pójść na jakiś kompromis, żeby Jarosław Gowin wyszedł z tego z twarzą. Moim zdaniem ten kompromis będzie polegał na przykład na przesunięciu terminu wyborów na sierpień. Wydaje mi się, że Jarosław Gowin zdaje sobie doskonale sprawę, że wszystkie jego propozycje są mało realistyczne. Jednak PiS nie chce się pozbywać Jarosława Gowina, zatem wydaje się, że w negocjacjach Gowin-PiS chodzi o powrót do stanu sprzed kilku tygodni.
Czyli pana zdaniem nie dojdzie do rozpadu Zjednoczonej Prawicy?
Nie dojdzie. Nie jest to przede wszystkim w interesie Jarosława Gowina. Gdzie on by poszedł? Do PO nie wróci, a gdyby nawet rzeczywiście zaproponowali mu Niderlandy w postaci zaoferowania mu funkcji marszałka Sejmu, to to jest niepoważne. Kto mu to oferuje, w jaki sposób miałoby to zostać zrealizowane? Pan Budka nie ma w tej chwili żadnej władzy.
Rozmawiał Adam Stankiewicz
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/497994-nasz-wywiad-prof-domanski-nie-dojdzie-do-rozpadu-zp