Jakże zabawną, a jednocześnie godną litości figurą robi się Donald Tusk. Zdaje się, że on tak na poważnie. Deklaruje, wygłasza, składa (oświadczenia), apeluje, wzywa do… Prawie jak Lech Wałęsa, który przeciętnie raz na kwartał wybiera się iść na Warszawę na czele marszu miliona przeciwników PiS, z naostrzonymi kosami. Postawionymi na sztorc.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:
Donald Tusk na bogato. Raz, niemal wprost nazywa Viktora Orbana nazistą, innym razem Jarosława Kaczyńskiego wykonawcą strategii Putina, a jeszcze innym razem składa Małgorzacie Kidawie-Błońskiej deklarację udzielenia pomocy w wyborach prezydenckich - „Melduję pełną gotowość bojową” – zapewnia chełpliwie i… znika z pola widzenia.
Opowiada dyrdymały, banialuki, androny niczym zgrana płyta. Wygłaszając je, puszy się niczym mędrzec, udzielający zbawiennych rad swoim mało rozgarniętym uczniom i słuchaczom.
Tusk stracił kontakt z rzeczywistością
Żałosne jest to, że kompletnie stracił kontakt z polską rzeczywistością. Z każdym rokiem rozziew między jego wyobrażeniami o Polsce a realnością stale się powiększa. Jest przekonany, że tysiące Polaków oczekuje na jego słowa. Że pełnią one dla nich funkcję latarni morskiej, oświetlającej podczas burzy drogę do bezpiecznego portu. Żyje tym złudzeniem. Powstałym w wyniku wieloletnich, nieprzerwanych hołdów, składanych mu przez niektóre media w rodzaju TVN, „Newsweeka” czy „Gazety Wyborczej”. Nie zauważył jak dalece zmieniło się polskie społeczeństwo. Jak odpłynęła od niego nowa rzeczywistość w Polsce, różniąca się od tej, w której on królował. Haratanie w gałę i ośmiorniczki – jako symbole Tuskojlandii. Dziś nadal w jego ataki, złośliwości i napaści pod adresem obozu rządzącego chętnie wsłuchuje się garstka zatwardziałych przeciwników PiS i Jarosława Kaczyńskiego. Nie potrzebują oni jednak jego lekcji poradnictwa politycznego, by zrobić to, co uważają za najlepsze dla siebie. Tak, jak i on, który zawsze myślał tylko o sobie.
Po przekroczeniu „smugi cienia” stał się megalomanem
Teraz po przekroczeniu „smugi cienia” stał się w dodatku megalomanem. Uwierzył w swoją wielkość i siłę oddziaływania. Wydając oświadczenie, że zamierza zbojkotować wybory prezydenckie, zakłada, że miliony Polaków bardzo się tą zapowiedzią przejmą. Że jest dla nich wzorem, nauczycielem, przewodnikiem duchowym i dlatego pójdą jego śladem. Stąd jego przekonanie: - „Jeśli będziemy razem, to jestem prawie pewien, że PiS ustąpi”. Musi Tuska pycha rozpychać, żeby brać pod uwagę taką możliwość. Nie dostrzega, jak w odbiorze Polaków jego postać polityczna skarlała.
Najbardziej przykre, że nawołując do bojkotu wyborów przywołuje słowo, które rzekomo ma firmować jego postawę – „Przyzwoitość”. W jego ustach to słowo nabiera charakteru swego przeciwieństwa.
Tusk przypomina marszałka Grodzkiego
Z tego punktu widzenia Donald Tusk przypomina marszałka Senatu Tomasza Grodzkiego. Wyobrażam sobie, że mogliby stanowić ciekawy duet, który stworzyłby nową jakość w polskiej polityce. I niepowtarzalną.
Trochę się dziwię marszałkowi Grodzkiemu, że prowadząc tak szerokie konsultacje, nie zaprosił do nich Donalda Tuska. Jego uzasadnienie odmowy udziału w wyborach, byłoby zapewne bezcennej wartości wkładem, wzmacniającym stanowisko Senatu i jego marszałka. I zarazem dobrym początkiem owocnej współpracy.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/497849-nowy-duet-polityczny-donald-tusk-tomasz-grodzki