Wielki Człowiek mógłby zostać pierwszym królem Europolonii, tym bardziej że sukcesja w takiej monarchii jest już zapewniona.
27 kwietnia 2020 r. Paweł Graś zapowiadał to Wielkie Wydarzenie, a 28 kwietnia Wielki Człowiek Donald Tusk dał głos. Wielki Człowiek wzdrygał się z obrzydzenia mówiąc o tym czymś, co miałoby uchodzić za wybory prezydenckie, a nimi w żaden sposób nie może być. Dlatego to obmierzłe coś nazwał imprezą organizowaną przez PiS (rozwinięcie tego skrótu nigdy nie przechodzi mu przez gardło) oraz Jacka Sasina. A on w takich imprezach udziału nie bierze. Bo to coś nie może być przede wszystkim bezpieczne. Właśnie dlatego, że ma być organizowane przez PiS oraz Jacka Sasina. Gdyby organizował to coś Paweł Graś, zapewne byłoby najbezpieczniejsze w Drodze Mlecznej. Słowo „bezpieczne” w zestawieniu z PiS automatycznie staje się niebezpieczne, a powinnością moralną Wielkiego Człowieka jest uświadomić to masom. No to uświadamia.
CZYTAJ WIĘCEJ: Tusk wygłosił „orędzie”: Nie będę głosował. Nie ufam rządowi. Lekceważą bezpieczeństwo. Nie będę głosował i namawiał do tego bliskich
Wielki Człowiek nie ufa wicepremierowi Jackowi Sasinowi z przyczyn ontologicznych, a ministrowi prof. Łukaszowi Szumowskiemu z przyczyn funkcjonalnych. Pierwszy nie kojarzy mu się z bezpieczeństwem, a wręcz jest ostatni w szeregu. Ten drugi mówił co innego na wczesnych etapach pandemii, więc Wielki Człowiek, który nigdy nie zmienił zdania w żadnej sprawie, nie jest w stanie mu zaufać. Tym bardziej że odbierając pakiet wyborczy każdy miałby jeszcze coś podpisać. W domyśle: albo chodzi o podpis in blanco, który można potem odpowiednio zagospodarować, o czym przekonał się np. Lech Wałęsa nieostrożnie rozdając autografy ubekom, albo chodzi o to, żeby przechwycić wirusa z koperty, długopisu lub po prostu z powietrza.
W związku z możliwym scenariuszem prowokacji podpisowej bądź przechwytowej Wielki Człowiek nie zamierza przekonywać swoich bliskich i kogokolwiek, że warto iść na bliskie spotkanie trzeciego stopnia z wirusem i niebezpieczeństwem, choć jego siła przekonywania czyni cuda. Ale nie chce nikogo przekonywać, bo wie, że obecnie rządzącym nie można przypisać przymiotu uczciwości. A kto jak kto, ale to Wielki Człowiek najlepiej wie, co to uczciwość. On nieuczciwością się brzydzi, co w połączeniu z poczuciem niebezpieczeństwa czyni udział w tym czymś niemożliwym fizycznie oraz niedopuszczalnym moralnie.
Wielki Człowiek stwierdził, po dogłębnych i długotrwałych przemyśleniach, że to coś nie spełni wymogów konstytucyjnych i ustrojowych przypisanych wyborom. Przede wszystkim dlatego, że to coś nie będzie wolne i równe. Raz, zapewne przez nieuwagę, Wielki Człowiek powiedział, że niekonstytucyjnie zmieniono Kodeks Wyborczy przed „wyborami”. Jakimi „wyborami”? Jak zmieniono, to już nie są wybory, lecz to coś. Więcej samodyscypliny semantycznej Wielki Człowieku! Bo ktoś mógłby sobie jednak pomyśleć, że jest odstręczany od wyborów, a nie tego czegoś.
Najgorsze jest to, że to coś nie będzie tajne. Czyli gdyby np. Wielki Człowiek albo jego syn Józef Bąk zagłosowali na Małgorzatę Kidawę-Błońską, Jarosław Kaczyński przeczesze wszystkie odesłane pakiety wyborcze i się tego dowie. Nawet nie warto sobie wyobrażać, co by się wtedy działo. Wybory nie będą tajne dlatego, że także zwykli ludzie nie mogą mieć pewności, czy sprawdzanie nie dotknie również ich, a nie tylko Wielkiego Człowieka i jego syna Józefa Bąka. Albo Pawła Grasia. A przecież wiadomo, że jak już Jarosław Kaczyński się dowie, jak głosowała np. zwykła osoba Kasia Tusk, to będzie ona miała piekło. Zresztą takie, jakie miała dotychczas, że nie mogła kroku zrobić, by jej nie fotografowano z ukrycia. To już nawet sama się zaczęła fotografować, żeby tajniakom pomieszać szyki.
Wielki Człowiek nie mógłby nie odwołać się do Władysława Bartoszewskiego i jego paradygmatu przyzwoitości. Wiadomo, że nie mógłby - jako najprzyzwoitszy człowiek w Polsce i Europie. Dlatego ma prawo wezwać do przyzwoitości przeciętnych Polaków. A nawet nie tyle wezwać, co umocnić w nich przekonanie, że zachowają się przyzwoicie, jeśli nie wezmą udziału w tym czymś, czyli niecnym procederze Jacka Sasina i PiS na zlecenie Jarosława Kaczyńskiego. Inaczej nie sposób byłoby znieść zmierzenia się z Polską, Polakami, z bliskimi, z wszystkimi, którzy walczyli tyle lat o wolne i uczciwe wybory.
W finale swego wystąpienia Wielki Człowiek odwołał się do pragmatyzmu. Jeśliby wszyscy uczciwi i przyzwoici ludzie, czyli tacy jak on i Paweł Graś, zbojkotowali to coś, co nie jest wyborami, to przestraszone PiS w ostatniej chwili się wycofa. I możliwe będzie przeprowadzenie wolnych i uczciwych wyborów bez PiS i jego siepaczy, z Jackiem Sasinem na czele. W ogóle, gdyby nie było PiS, wszystkie wybory byłyby wolne i uczciwe. Jeśli wszyscy będą razem z Wielkim Człowiekiem, PiS ustąpi. Najpierw w sprawie wyborów, a potem w każdej innej. Z nadzieją na taką świetlaną przyszłość Wielki Człowiek podziękował za uwagę.
Kilka rzeczy w orędziu Wielkiego Człowieka wydaje się nielogiczne. Jeśli to coś nie jest wyborami, to udział w tym czymś nie może być chyba grzechem, a najwyżej stratą czasu? Bo przecież i tak to coś będzie nielegalne i nieprawomocne, co Wielki Człowiek już wie, a co inni Wielcy Ludzie ogłoszą w stosownym czasie. Nawet jak to coś nie jest wyborami w rozumieniu Wielkiego Człowieka, dlaczego odbiera on ludziom prawo udziału i wyboru. Przecież każdy ma ponoć wolną wolę i nie musi słuchać Wielkiego Człowieka. Posłuchała Małgorzata Kidawa-Błońska i o nią zapewne tylko chodziło. Ogłosiła, że nie weźmie udziału w korespondencyjnych wyborach w maju. I to byłoby najlepsze rozwiązanie, chroniące ją przed kompromitacją przy urnach. Coś więc się Wielkiemu Człowiekowi już udało.
Najgorsze jest to, że Wielki Człowiek wprowadza zasadę apertheidu. Bo postuluje wydzielenie uczciwych i przyzwoitych, niebiorących udziału w tym czymś, jako grupy podlegającej innym prawom niż pozostali. Stąd już tylko krok do odłączenia się tych ludzi od Polski i stworzenia sobie jakiegoś innego państwa, np. Europolonii. Na razie np. na obszarze Wolnego Miasta Gdańska, a później można negocjować poszerzenie jego granic. Wtedy nie trzeba by się użerać z PiS, Jackiem Sasinem i Jarosławem Kaczyńskim o wybory, bo w Europolonii wszystko byłoby w najwyższych standardach. I Wielki Człowiek mógłby zostać pierwszym królem Europolonii, tym bardziej że sukcesja w takiej monarchii jest już zapewniona - na przynajmniej dwa pokolenia.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/497801-po-co-donald-tusk-wzywa-do-bojkotu-wyborow-w-polsce