Oj, dzieje się w naszym kraju, i to jak się dzieje…
Niby tak jak wszędzie, mamy polityków, nie zawsze wykształconych, ale mamy, i sędziów mamy, nie zawsze uczciwych, ale są, i dziennikarzy mamy, nie zawsze z wiedzą, za to zawsze z poglądami, i artystów mamy, nie zawsze świadomych, dla kogo występują, ale zawsze występujących, jednak czymś różnimy się zasadniczo od zagranicy: gdy pewien podrzędny włoski polityk zadrwił z niemieckich turystów, że są hałaśliwymi, zapijaczonymi arogantami, kanclerz Gerhard Schröder odwołał swój urlop we Włoszech, a za nim zaczęli to robić przeciętni Niemcy, więc Włosi musieli ich przeprosić, a tenże polityk został odwołany ze stanowiska. Podobnych przykładów mógłbym przytaczać bez liku. Ale nie u nas. U nas polityk w japonkach na bosaka, w krótkich gatkach, ale za to w krawacie, Borys Budka, gdyby ktoś pytał, wezwał w niemieckiej prasie Unię Europejską do sankcjonowania własnego kraju… I co? I nic. U nas kandydatka na głowę państwa, mistrzyni „przejęzyczeń”, Małgorzata Kidawa-Błońska, gdyby ktoś pytał, oczernia w hiszpańskiej prasie własny kraj, rząd i prezydenta, że „najgorszy w dziejach naszej 30-letniej demokracji”… I co? I nic. U nas… - i znów przykładów mógłbym przytaczać bez liku…
Zasadnicza różnica między wszędzie a u nas polega na tym, że wszędzie tacy „ambasadorzy” traktowani są jak gnidy, niegodziwcy, szubrawcy, karani są pogardą, także we własnych partiach, i społecznym ostracyzmem.
Jak to się stało? U źródła tego dziania się w naszym kraju leży to, że po upadku PRL nie było lustracji, dekomunizacji, nazwania zbrodniczego reżimu komunistycznego po imieniu, procesów i kar. Ba, sprawcy zbrodni przeciw własnemu narodowi doczekali się pochówków z honorami, zaś zmutowani jak koronawirusy dawni aparatczycy sięgnęli po najwyższe funkcje w państwie i brylują na salonach polityki nie tylko w Polsce. Wtedy mieliśmy przelew krwi i stan wojenny, wprowadzony przez reżim ze strachu o utratę władzy - nazywało się to walką z kontrrewolucją - dziś wprowadzenia stanu nadzwyczajnego przy aplauzie tych wczorajszych żąda polityk w japonkach na bosych nogach, w krótkich gatkach, ale w krawacie z tego powodu, że kandydatka jego partii na głowę państwa okazała się jej wielkim blamażem. Żeby było tragikomiczniej, na szefa jej sztabu partia wytypowała lewicowego przechrztę-koniunkturalistę, Bartosza Arłukowicza, gdyby ktoś pytał, który tak oto chciał zreformować polską służbę zdrowia:
Mówię: chłopie, ku**a, masz tych szpitali co druga ulicę. Zamknij cztery i przyjdź po dwieście baniek, a nie po miliard…
A propos lewicy, którą ten zostawił w zamian za lukratywne, rządowe stanowisko. Były zawodowiec reżimu komunistycznego, później szef mutanta PZPR-SLD, premier w pookrągłostołowej Polsce, dziś europoseł, Leszek Miller, gdyby ktoś pytał, napisał w „Super Expressie”, że nie weźmie udziału w „kaczyńskiej wersji” wyborów prezydenckich. Oto człowiek, który był aparatczykiem partii łamiącej przez pół wieku demokrację i ludzkie kręgosłupy, chce uczyć zasad demokracji… Leszek Miller wie, że nie biorąc udziału w wyborach bierze w nich udział, gdyż pomniejsza liczbę głosów oddanych ewentualnie na kontrkandydatów Andrzeja Dudy. Widać siła przyzwyczajenia - co to za demokracja, skoro nie będzie wybrany ten, którego wskaże SLD… Sam zresztą przyznał, że „urzędującemu prezydentowi głosów do zwycięstwa na pewno nie zabraknie, bo kandydat PiS-u nie wnikając w przyczyny tego stanu rzeczy i tak ma dużą przewagę”. Dlaczego europoseł Miller woli nie wnikać w ten „stan rzeczy”? Ponieważ doskonale zdaje sobie sprawę, że odpowiedź byłaby bardzo nie po jego myśli. Z kolei obecny szef SLD, który mile wspomina i gloryfikuje czasy komunistycznego reżimu, Włodzimierz Czarzasty, gdyby ktoś pytał, wyjaśnił publicznie, dlaczego jego partia nie poprze pomysłu polityka w japonkach, krótkich gatkach i krawacie, o przeprowadzeniu wyborów za rok, bo - jak powiedział - „małpie brzytwy się nie daje”. Co trzeba zaznaczyć, Czarzasty nie myślał przy tym o Borysie Budce.
Oj, dzieje się w naszym kraju, gdzie skompromitowani za PRL i już RP, polityczni bankruci z PZPR-strzałka-SLD, ZSL-strzałka-PSL, UW-strzałka-PO, .N-strzałka-KO czy ich inne kanapowe przystawki oraz samorodki wszelkiej maści usiłują wieść prym, choćby za cenę totalnego zdemolowania i paraliżu państwa - myśl zasady: im gorzej, tym lepiej… I nie znam takiego drugiego, szanującego się kraju, a w świecie bywałem, któremu różni różnojęzyczni dyktują, kto ma sprawować władzę, jak ma być urządzony, jak ma wyglądać sądownictwo, ilu imigrantów przyjąć, czy zagraniczne firmy mają płacić podatki, jakie helikoptery kupić i od kogo, czy wydobywać węgiel, jakie drzewa wyciąć, czy i gdzie zbudować port lotniczy, co wolno przekopać, do kogo mają należeć media i co powinny publikować. O Polskę chodzi, gdyby ktoś pytał…
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/497402-jak-koronawirusy-polskiej-sceny-politycznej-daza-do-paralizu