Jeszcze nie tak dawno Władysław Kosiniak-Kamysz oznajmiał: „Jesteśmy opozycją racjonalną, która ma pomysł na Polskę. Idzie swoją drogą, niezależną od PiS-u, ale też niezależną od Platformy i Nowoczesnej czy Kukiza. Jesteśmy zupełnie osobnym podmiotem”.
A w zamierzchłej przeszłości, w 2017 roku, jeszcze przed pójściem pod tęczową flagą „wiejskiej spółdzielczości” razem z ową totalną opozycją do wyborów europejskich, twierdził:
Ani mi się totalna władza, ani totalna opozycja nie podoba, bo to blokuje jednych i drugich przeciwko normalności.
Kiedy Władysław Kosiniak-Kamysz i władze PSL doszły do wniosku po przegranych przez Koalicję Europejską wyborach do Parlamentu Europejskiego, że z liberałami i socjalistami im nie po drodze, tęczową flagę rzucono w kąt i na partyjnych drzewcach umieszczono sztandary z napisem „Bóg, Honor, Ojczyzna”, zgodnie z deklaracjami lidera na konwencji rozpoczynającej kampanię wyborczą do krajowego parlamentu:
Z dumą przychodzimy we wspólnocie uświęconej tradycji ruchu ludowego, reprezentowanej przez zielone historyczne sztandary. Wierni naszej tradycji. Wierni hasłu: „Żywią i Bronią”. „Bóg, Honor, Ojczyzna”. Idziemy dziś do kolejnych wyborów, do kolejnej bitwy o lepszą Polskę.
I wreszcie nadszedł czas wyborów prezydenckich i kolejnych nadziei, że może uda się wrócić do koalicji z wyborów europejskich i opozycja wystawi wspólnego kandydata, a będzie nim oczywiście Kosiniak-Kamysz. Tym bardziej stało się to realne po oświadczeniu Donalda Tuska w listopadzie 2019 roku, iż nie będzie startował w wyborach prezydenckich i do opinii publicznej przeciekło, że w wyścigu do Pałacu na Krakowskim Przedmieściu popiera on właśnie szefa ludowców. No ale oficjalnie Tusk poparł Kidawę-Bońską i prezes PSL od momentu zgłoszenia swojej kandydatury lokował się przez długie miesiące na trzecim miejscu w rankingu prezydenckim, kreując się na kandydata ponadpartyjnego, zrównoważonego, troskającego się przede wszystkim o los Ojczyzny i zamieszkujących ją obywateli, o normalność, dalekiego od radykalnych wezwań i brutalnych chwytów w kampanii wyborczej. Niepostrzeżenie jednak, chyba od momentu, gdy całkiem realne stało się, że może w sondażowym wyścigu przeskoczyć Kidawę-Błońską i przy założeniu, że będzie II tura wyborów i zmierzy się z Andrzejem Dudą, polityk o raczej łagodnym, a szczerze mówiąc pozbawionym jakiegoś szczególnego wyrazu i charyzmy wizerunku przeistoczył się w zagorzale atakującego prezydenta i obóz władzy fightera, a od momentu zdystansowania kandydatki PO w notowaniach poparcia na urząd prezydenta – jednego z najbardziej aktywnych przeciwników przeprowadzenia wyborów w konstytucyjnym terminie i bezwzględnego krytyka urzędującego prezydenta. Już nie tygrys, a lew, ryczący jak ten z czołówki filmów wytwórni Metro – Goldwyn - Mayer.
Oczywiście na sercu Kosiniakowi - Kamyszowi leży przede wszystkim zdrowie, życie i pomyślność obywateli:
Wybory ponad życie. Wybory ponad zdrowie. Wybory ponad prawo, ponad wszystko. Najważniejsze dla obozu rządzącego są wybory, nie zdrowie i życie, nie pomyślność obywateli, nie zasady gry i nie prawo. To jest filozofia działania. Są pozytywne sondaże dla Andrzeja Dudy. To jest może ostatni moment, kiedy Andrzej Duda jest w stanie wygrać wybory, bo wielu wyborców, którzy by nie głosowali na Andrzeja Dudę może się obawiać brać udział w tych wyborach. Zrobią wszystko, złamią wszystkie zasady gry, złamią prawo, żeby doprowadzić do wyborów w maju, bo boją się utraty władzy
— grzmiał na dzisiejszej konferencji prasowej prezes ludowców i kandydat Koalicji Polskiej (bo nie należy zapominać o jej ważnym członie, czyli ugrupowaniu Kukiz’15) w wyborach prezydenckich.
Wiem, że retoryka kampanii wyborczej rządzi się swoimi prawami, że coraz częściej jest negatywna, oparta na „czarnym” marketingu politycznym, bo uznano, że przynosi lepsze rezultaty w dobie bezkarnie rozpowszechnianych fake nwesów, kłamstw i pomówień, które przeważnie zaskarżane w trybie wyborczym często kończą się oddaleniem, a nawet, jeśli kandydat wygra, to mleko już się rozlało i pompowanych przez kilka dni oszczerstw i nieprawdy żadne przeprosiny nie zniwelują.
Jednak zdumiewa mnie, skąd to przekonanie u wszystkich kandydatów opozycji, że odsunięcie w czasie wyborów prezydenckich o kilka miesięcy czy rok jest równoznaczne z przesądzoną z góry przegraną Andrzeja Dudy? I że działania zgodnie z kalendarzem wyborczym i Konstytucją, na którą tak chętnie totalna opozycja się powołuje, kiedy może ją interpretować wedle swoich politycznych interesów, jest rozpaczliwą próbą łamania wszystkich zasad gry, łamania prawa, żeby doprowadzić do wyborów w maju, by utrzymać za wszelką cenę władzę?
Kontynuatorka polityki „ciepłej wody w kranie”, kandydatka tych, którzy chcą, żeby „było tak jak było”, bez jasnej i mogącej być zaakceptowaną przez wyborców wizji prezydentury, z widocznymi trudnościami w komunikowaniu się z elektoratem i polityk po liftingu, u którego spod nowej, radykalnej kreacji trybuna narodu, walczącego o jego wolność przed dyktatorskimi zapędami obecnie rządzących przebija stara warstwa koalicyjnych rządów pod wodzą Tuska i tęczowa powłoka Europejczyka, nie są w stanie wygrać tych wyborów bez względu na to w jakiej formie i kiedy by się odbyły.
Wiara w to, że można wmówić wyborcom wszystko, a jeszcze do tego, że w to uwierzą, jest nie tylko naiwnością, ale bezczelną arogancją tych, którzy uważają, że Polacy zapadli na zbiorową amnezję i że grając cynicznie na tragedii epidemii i kryzysie gospodarczym można powrócić do władzy. Kilka razy wyborcy taką ofertę odrzucili i nie ma podstaw sądzić, by nabrali się tym razem.
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/497282-troche-wiatru-w-zagle-i-wista-wio-do-przodu