Przewodniczący Senatu w amerykańskim stanie Wisconsin Roger Roth otrzymał – jak donosi pismo „National Review” - pod koniec lutego serię e-maili od kobiety o imieniu Wu Ting, która poprosiła go o to, by stanowy senat uchwalił rezolucję wyrażającą solidarność z narodem chińskim w jego walce z koronawirusem. Kobieta twierdziła, że jest odpowiedzialna za „relacje między państwem środka a stanem Wisconsin”. Zdziwiony Roth zwrócił się do chińskiego konsulatu od którego dowiedział się, że Wu Ting to żona konsula generalnego w Chicago Zhao Jiana, a rezolucja „jest już gotowa, wystarczy ją uchwalić”.
Projekt rezolucji Roth otrzymał następnie drogą mailową, i zawierał on m.in. stwierdzenie, że „stan Wisconsin dalej będzie wspierał Chiny w walce z koronawirusem”, oraz, że „chińskie starania o zatrzymanie pandemii są skuteczne”, a chińska polityka „transparentna i sprawiedliwa”. Początkowe zdziwienie Rotha (myślał, że to żart), szybko zamieniło się w złość. „Nie mogłem uwierzyć w tak bezczelną próbę szerzenia propagandy. Coś takiego jeszcze nigdy się nie zdarzyło” - powiedział senator w rozmowie z „Fox News”. Był na tyle oburzony, że sporządził własną rezolucję ws. Chin, którą przedłożył senatowi. W niej przypomniał o „systematycznym” łamaniu praw człowieka w Chinach, prześladowaniu Ujgurów, religijnych mniejszości oraz „kradzieży cudzej własności intelektualnej przez państwo środka”. Nietrudno sobie wyobrazić, że gdyby nie próba wcisnięcia Rothowi gotowej rezolucji wychwalającej chińską partię komunistyczną, z Xi Jinpingiem na czele, senator zapewne nie sporządziłby własnej. W końcu państwo środka nie należy do politycznych priorytetów władz stanu Wisconsin. Jeśli była to więc próba czegoś w rodzaju „koronadyplomacji” to poniosła ona klęskę na całej linii.
Tymczasem chińska ofensywa wizerunkowa, rozpoczęta w połowie lutego, początkowo wydawała się przynosić pozytywne skutki. Chiny ogłosiły, że pokonały Covid-19 na domowym froncie (za co wszyscy je chwalili), więc teraz mogą wyruszyć na ratunek światu, wysyłając mu maski ochronne, testy, respiratory i sprzęt medyczny, przy okazji zachwalając zalety chińskiego systemu politycznego. Miało być w stylu amerykańskim: dżinsy, Hollywood i rock n’roll, a przy okazji Pax Americana. Wyszło jednak zupełnie inaczej, bo mający ratować życie sprzęt nie był rozdawany za darmo tylko sprzedawany po zawyżonych cenach, a do tego często na tyle wadliwy, że bezużyteczny. A chińska propaganda na tyle toporna, że odstraszyła nawet najbardziej przychylnych Pekinowi odbiorców. Artykuły drukowane w ramach wdzięczności za maski w zachodniej prasie autorstwa chińskich dyplomatów były sporządzone w typowym dla dyktatur stylu („Xi Jinping płakał z wzruszenia, gdy ujrzał personel medyczny szpitala w Wuhan, który na jego widok także miał łzy w oczach”), że wywoływały w najlepszym przypadku rozbawienie, a w najgorszym oburzenie. Były dla zachodnich społeczeństw, nieprzyzwyczajonych do tak ostentacyjnej propagandy, zwyczajnie niestrawne.
Tym bardziej, że zawierały zdecydowaną afirmację wyższości chińskiego systemu nad demokracją liberalną. Na dodatek chińscy dyplomaci oskarżali każdego, kto mówił o wirusie z Wuhan o „antychiński rasizm”, szerząc jednocześnie absurdalne teorie spiskowe, wycelowane w Zachód, i rozsiewając fake newsy. Zamiast subtelnego przekonywania do swoich racji słowna agresja i wrogie działania za kulisami. Wynik? Dziś Chiny nie mają dobrej prasy. Australia domaga się niezależnego międzynarodowego śledztwa, które miałoby wyjaśnić okoliczności wybuchu pandemii, a USA, Francja i Wielka Brytania wyraziły wątpliwości odnośnie przekazywanych przez Pekin danych dot. wymiaru pandemii w państwie środka, lub nawet, jak w przypadku USA, otwarcie wyraziły podejrzenie, że SARS-CoV-2 mógł pochodzić nie z targu w Wuhan, ale pobliskiego laboratorium. Sekretarz Stanu USA Mike Pompeo oskarżył Chiny wręcz o to, że zniszczyły próbki pochodzące z tego laboratorium „co umożliwiłoby zrozumienie, jak doszło do pojawienia się koronawirusa wśród populacji ludzkiej”. Chiny stanowczo odrzucają taką wersję wydarzeń, ale po zakończeniu pandemii zapewne rozpocznie się poszukiwanie źródeł katastrofy. Będą także inne, gospodarcze skutki dla Pekinu. W Wielkiej Brytanii rośnie presja na to, aby Londyn wycofał się z decyzji pozwalającej chińskiemu Huawei na odgrywanie ograniczonej roli w budowie sieci 5G, a Niemcy boja się, że Pekin może wykorzystać spadek wartości niektórych niemieckich koncernów, by probować je wykupić, więc je zabezpieczył przed „wrogim” przejęciem. Dojdzie zapewne także do korekty łańcucha dostaw, bo niejedno państwo Zachodu zorientowało się przy okazji pandemii jak bardzo jest zależne od Chin. W przypadku Europy większa część produkcji leków i sprzętu medycznego już w latach 90 powędrowała na daleki Wschód.
Zapewne nie o to Pekinowi chodziło, ale chińska dyplomacja okazała się równie toporna co filmy fabularne, produkowane z ogromnym rozmachem w państwie środka, i obsadzające je w roli obrońcy braterstwa, pokoju i wolnego handlu (dobrym przykładem jest tu film Dragon Blade z 2007 r., którego niektórzy krytycy określili mianem „chińskiej propagandowej tortury”). Chiny nie umieją w soft power i najwyraźniej nie rozumieją odbiorców do których się zwracają. W chwili, gdy miały okazję pokazać, że są zdolne do globalnego przywództwa, chcąc się wystylizować na „życzliwe” mocarstwo, wywołały tylko strach i poirytowanie.
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/497185-dyplomacja-maseczkowa-chin-poniosla-kleske