Na polityczny, a nie ekonomiczny charakter projektu Nord Strem 2, wskazuje silna presja na jego realizację przy niesprzyjających aktualnie warunkach klimatycznych i rynkowych. Po pierwsze, w konsekwencji ciepłych zim popyt i ceny gazu ziemnego od kilku lat zniżkują. Po drugie, zużycie surowca w państwach Europy zachodniej, w tym w Niemczech, zostanie prawdopodobnie dodatkowo ograniczone z powodu pandemii koronawirusa skutkującej spadkiem PKB, a nie wykluczone, że nawet i recesji, która może dotknąć niemiecką gospodarkę.
1. Rosja zwiększy dostęp do gazu w Europie.
Infrastruktura Nord Stream i Nord Stream 2 wcale nie daje takich możliwości magazynowania surowca, jak dotychczasowy tranzyt przez Ukrainę. Na Ukrainie w razie konieczności można zmagazynować nadwyżki gazu, jeśli w danym momencie odbiorcy europejscy potrzebują jego mniejszej ilości. Ukraina ma jedne z największych w Europie zdolności magazynowych. Tymczasem magazyny w rejonie St. Petersburga to zaledwie kilka procent potencjału ukraińskiego. To oznacza, że pompowany dnem Bałtyku gaz europejscy odbiorcy muszą odbierać i magazynować na własny koszt. Tymczasem możliwości magazynowe Unii Europejskiej są obecnie niższe niż jeszcze kilka lat temu. To tylko zwiększy koszty odbioru gazu z Nord Stream i Nord Stream 2.
Podwojenie mocy przepustowych gazowej magistrali biegnącej dnem Bałtyku z 55 mld m³ do 110 mld m³ rocznie dzięki uruchomieniu Nord Stream 2 wcale nie będzie oznaczało wzrostu eksportu gazu z Rosji do UE. Będzie oznaczało tylko przekierowanie tego samego surowca na inny szlak. W projekcie Nord Stream 2, podobnie jak w przypadku Nord Stream, chodzi o możliwość rezygnacji przez Rosjan z tranzytu gazu przez Ukrainę. Od początku celem Moskwy było ukończenie gazociągu przed końcem kontraktu o tranzycie, a więc do końca 2019 roku. To się nie udało, głównie dzięki USA, ale też wcześniej postawie Danii.
2. Nord Stream 2 to czysty biznes.
Już sama wielkość zainwestowanych w budowę Nord Stream 2 środków przeczy twierdzeniu, że to projekt komercyjny. Zwłaszcza, jeśli wziąć pod uwagę wydatki na budowę gazociągów łączących złoża na Jamale z miejscem rozpoczęcia właściwego Nord Stream 2. Zdaniem analityków banku inwestycyjnego Sberbank CIB, koszty poniesione w związku z inwestycją mogą się zwrócić dopiero po ok. 20 latach eksploatacji na poziomie co najmniej 60 proc. Dlatego Rosjanie mówią wyłącznie o kosztach morskich odcinków gazociągów przedstawiając je kłamliwie jako całkowity koszt projektów.
Moskwa przekonuje Europę, że Nord Stream 2 to nowoczesny, komercyjny projekt zwiększający bezpieczeństwo energetyczne UE, tymczasem bardziej chodzi o zasilenie kont wybranych podwykonawców. To spółki związane z bliskimi Kremlowi oligarchami, np. Arkadij Rotenberg. Najwięcej zarobiły na państwowych kontraktach podczas rozbudowy infrastruktury wydobywczej na złożach jamalskich. Ich koszt to nawet 80 mld dolarów w ciągu dekady. Zyskały także na budowie gazociągów łączących te złoża z Bałtykiem. To ok. 27 mld dolarów.
3. W Nord Stream 2 nie chodzi o politykę.
Nord Stream 2 już przyniósł zysk przyjaciołom Putina, ale poza wpływami finansowymi, chodzi przede wszystkim o te polityczne. „Koncepcja polityki zagranicznej Federacji Rosyjskiej” z 2013 r. mówi, iż celem Rosji w obszarze energii jest „wzmacnianie jej strategicznego partnerstwa z wielkimi producentami zasobów energetycznych oraz promowanie dialogu z konsumentami i krajami tranzytowymi”. Akurat w tym wypadku chodzi o „dialog” z konsumentem, a nie z krajami tranzytowymi. Nord Stream 2 ma jeszcze mocniej związać Rosję z Niemcami. Nie tylko energetycznie i nie tylko ekonomicznie. Jak powiedział swego czasu w wywiadzie dla „Handelsblatt” były już prezydent Ukrainy Petro Poroszenko, gazociąg będzie „łapówką dla Niemiec od Rosji w zamian za lojalność”. Choć Berlin oczywiście będzie powtarzał, że to tylko komercyjny projekt, Niemcy chcą być wielkim gazowym hubem. Infrastruktura już jest w dużym stopniu gotowa (gazociągi OPAL i NEL, magazyny gazu Rehden i Jemgum) lub w trakcie realizacji (gazociąg EUGAL).
4. Projekt nie zagraża Ukrainie.
Rosjanie byli zmuszeni podpisać umowę tranzytową z Kijowem na kolejne kilka lat. Ale w tym czasie chcą dokończyć Nord Stream 2. To najbardziej uderzy w Ukrainę. Pozbawi ją dochodów z tranzytu rosyjskiego gazu, ale też zmniejszy bezpieczeństwo, nie tylko energetyczne. Ukraina jest dla UE ważna także dlatego, że przez nią napływa wciąż większość rosyjskiego gazu.
W przyszłości zagrożona może stać się również Białoruś, która kupuje obecnie ok. 20 mld m³ gazu rocznie od Rosji. Przez Białoruś płynie tranzytem 39 mld m³ gazu do Europy, głównie gazociągiem Jamał-Europa (ok. 20 proc. eksportu rosyjskiego gazu do Europy). Mińsk dostaje jakieś pół miliarda dolarów rocznie zysku z tytułu opłaty tranzytowej. Przyjęte przez Moskwę zobowiązania tranzytowe wobec Ukrainy na najbliższe pięć lat oznaczają zagrożenie dla Mińska. Zwłaszcza po zapowiadanym wygaśnięciu kontraktu gazowego Polski z Rosją. Wówczas Gazprom może zakręcić kurek Białorusi, nie ryzykując konfliktu z Polską. Do Niemiec zaś gaz i tak płynąłby przez Bałtyk.
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/497067-4-klamstwa-kremla-o-nord-stream-2-rosja-nie-sklada-broni