Propozycja opozycji grozi zawieszeniem wykonywania władzy państwowej, a to godzi w podstawowe prawa obywateli. Może dojść do zawieszenia praw obywatelskich gwarantowanych przez konstytucję. Sytuacja jest tym groźniejsza, że zawieszona byłaby wówczas funkcja sprawowana przez prezydenta. 6 sierpnia kończy się bowiem kadencja prezydenta w jego personalnym wydaniu. Jeśli nie będzie następcy, to wówczas nie będzie miał kto podpisywać ustaw oraz czuwać nad przestrzeganiem konstytucji przez inne organy państwa (art. 126 pkt.2 konstytucji)
– mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl Piotr Andrzejewski, sędzia Trybunału Stanu.
CZYTAJ RÓWNIEŻ:”Kasta” nie chce wyborów w maju, ale nie tłumaczy dlaczego. Iustitia: „Szczegółowa analiza zapisów tego aktu jest zbędna i niepoważna
wPolityce.pl: Opozycja wspólnie ze skrajnie upolitycznioną częścią środowiska sędziowskiego przekonują, że wybory przeprowadzone w maju będą niekonstytucyjne, nieważne i bezprawne. Twierdzą, że należy wprowadzić jeden ze stanów nadzwyczajnych. Jak ta sprawa wygląda w kontekście ustawy zasadniczej?
Sędzia Piotr Andrzejewski: Można formułować różne opinie na gruncie istniejącego nadzwyczajnego stanu faktycznego, który jest regulowany ustawą z 2008 roku o sytuacji epidemicznej. Wprowadzanie wszelkich konstytucyjnych stanów nadzwyczajnych łączy się z zablokowaniem obsadzania najważniejszych funkcji i stanowisk w państwie. Chodzi także o prezydenta, a także inne organy. Łączy się też z uprawnieniem do stosowania przemocy instytucjonalnej przez władzę wykonawczą. Po upływie kadencji osób pełniących funkcje personalnie w organach władzy, wykonywania tej władzy zabraknie.
Tu rodzi się ryzyko pojawienia się chaosu.
To co proponuje nam dzisiaj opozycja, to destrukcyjna formuła funkcjonowania parlamentu i sądownictwa. Grozi to zawieszeniem wykonywania władzy państwowej, a to godzi w podstawowe prawa obywateli. Może dojść do zawieszenia praw obywatelskich gwarantowanych przez konstytucję. Sytuacja jest tym groźniejsza, że zawieszona byłaby wówczas funkcja sprawowana przez prezydenta. 6 sierpnia kończy się bowiem kadencja prezydenta w jego personalnym wydaniu. Jeśli nie będzie następcy, to wówczas nie będzie miał kto podpisywać ustaw oraz czuwać nad przestrzeganiem konstytucji przez inne organy państwa (art. 126 pkt.2 konstytucji). Z kolei władza wykonawcza nabywa wtedy daleko idące uprawnienia, wynikające z konstytucji. To gra na wywołanie kompletnego chaosu i zawieszenia funkcjonowania prawa w Polsce.
Ale ta sama opozycja i środowiska prawnicze podnoszą kwestię praworządności, praw człowieka. Czy mamy do czynienia ze stosowaniem podwójnych standardów?
Widziałbym pewną analogię z „walką o pokój” w wykonaniu Józefa Stalina, który w imię „praw człowieka” i dominacji „sprawiedliwości społecznej” organizował ruchy, które osłabiały demokracje zachodnie, na rzecz dominacji mocarstwa absolutystycznego. Taki stereotyp odbija się w podświadomości tych, którzy korzystając dziś z hasłowości norm, zasad i wartości, nie patrząc jak one w rzeczywistości oddziałowują, w rzeczywistości ograniczają i kontrastują realizację tych wartości.
Tymczasem Sejm uchwalił ustawę, która zmienia sposób przeprowadzenia aktu głosowania w wyborach i opozycja zarzuca obozowi władzy, że zmieniając te zasady w tak krótkim czasie przed wyborami, łamie ustawę zasadniczą.
Nie tyle jest to sytuacja stanu nadzwyczajnego przewidzianego w konstytucji, co zapotrzebowania na kontynuację działania naczelnych organów władzy państwowej, poprzez zapewnienie im personalnej kontynuacji. Aczkolwiek orzecznictwo Trybunału Konstytucyjnego mówi o swoistym nieznoszeniu próżni w zakresie funkcjonowania sądów, prezydenta i parlamentu, tym niemniej, w tych wszystkich organach, w pewnym momencie kończą się kadencje osób sprawujących te funkcje. Nie możemy obezwładnić tych wszystkich organów państwa. Są to instytucje stojące, w zakresie realizacji, na straży praw obywateli i brak obsadzenia tych naczelnych organów władzy, skończy się bezhołowiem. Oczywiście sytuacja teoretyczna to jedna sprawa, a praktyczną chęć polityczną widzimy od 2015 roku. Sprowadza się ona do próby zablokowania działalności organów państwa i funkcjonowania obowiązującego prawa w Polsce. Powód: nie posiadają władzy ci, którzy pretendują, by w sposób wyłączną ją sprawować.
Dlatego opozycja szuka innych punktów odniesień, choćby opierając się na głosach i rozwiązaniach zagranicznych.
Uciekanie się tutaj do zewnętrznych interpretacji, do tego, że polskie prawo tak naprawdę się nie liczy, gdyż liczy zewnętrzna przemoc instytucjonalna, jest elementem nagannym. Dyktowanym nie dobrą wolą, ale w interesie walki o władzę.
W tym kontekście, wczorajsze i przedwczorajsze decyzje Trybunału Konstytucyjnego jawią się jako próba przywrócenia pewnego porządku prawnego. Trybunał jednoznacznie orzekł, że polska konstytucja jest prawem nadrzędnym.
Uważam, że było to niezbędne postawienie kropki nad „i” w zakresie hierarchii źródeł prawa. Orzeczenia TK stawiają nieprzekraczalną barierę kwestionowaniu nadrzędności Konstytucji RP przez wszelkie zewnętrzne gremia orzecznicze. Żadna z zewnętrznych organizacji międzynarodowych nie może dyktować czegoś co narusza praworządność polskiego prawa. Rzeczpospolita jest zobowiązana przestrzegać tylko wiążącego ją z własnej woli prawa międzynarodowego (art. 9 konstytucji). Jeśli zaś mówimy o dysharmonii, sprzeczności w zakresie polskiej konstytucji z prawem europejskim lub ustawy z konstytucją, to jedynym organem uprawnionym do orzecznictwa w tym zakresie jest polski Trybunał Konstytucyjny.
Część sędziów Sądu Najwyższego oraz jego Prezes uważają inaczej, opierając swoje orzecznictwo na prawie europejskim i w oparciu orzecznictwo europejskich trybunałów.
To wypowiedzenie posłuszeństwa jest miękką zdradą stanu i przekroczeniem uprawnień. Czy to będzie I Prezes Sądu Najwyższego, czy kadłubowo opiniująca, bo nie posiadająca mocy wiążącej, uchwała Izb, czy będzie to orzeczenie TSUE, którego treść została zmanipulowana, to za każdym razem należy powiedzieć, że przepisy konstytucji są najwyższym prawem Rzeczpospolitej. Potwierdza to także dotychczasowe orzecznictwo TK, sprzed 2015 roku. Orzeczenie TSUE z 19 listopada 2019 roku nie mieści się w zakresie wiążącym regulacje treści funkcjonowania organów państwa polskiego.
To orzeczenie było bardzo ogólnikowe. Nie wynikały z nich konsekwencje, które stały się kanwą dla uchwały trzech izb Sądu Najwyższego z 23 stycznia 2020 roku.
Treść orzeczenia była bardzo enigmatyczna. Ująłbym to tak, że TSUE wyszedł z narracją: „nie zwracajcie się do nas, walcząc z systemem funkcjonowania organów władzy ustawodawczej, wykonawczej i sądownicze w Polsce, gdyż nie jest to sprawa TSUE, ale polskiego sądownictwa i polskich organów władzy. Dajcie nam spokój, zrobiliśmy dla was ile się dało”. Do tego sprowadzało się orzeczenie TSUE z ubiegłego roku. Część sędziów SN, inspirowana walką polityczną, zgromadzona w kadłubowym składzie trzech Izb postawili się ponad władzą ustawodawczą w zakresie wypowiedzenia obowiązków wynikających z konstytucji (art. 178 konstytucji).
Rozmawiał Wojciech Biedroń
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/496981-wywiad-mocne-slowa-sedziego-andrzejewskiego-ws-wyborow