Budka zareagował na inicjatywę Gowina. Zareagował całkiem racjonalnie, kiedy dostrzegł światełko możliwości rozbicia obozu rządzącego.
— mówi w rozmowie z portalem wPolityce.pl prof. Henryk Domański, socjolog z PAN.
wPolityce.pl: Kto politycznie zyskuje, a kto traci na rozmowach Jarosława Gowina z Borysem Budką – jak te rozmowy są odbierane?
prof. Henryk Domański: Na pewno zyskuje, ale to chyba niezależnie od tych rozmów, Władysław Kosiniak-Kamysz, który wyrasta na postać stosunkowo najbardziej neutralną i niezależną od jakiegokolwiek obozu politycznego. Natomiast traci na tym Prawo i Sprawiedliwość, ponieważ Jarosław Gowin reprezentuje przecież obóz Zjednoczonej Prawicy i jeśli wchodzi w takie konsultacje, próbuje dogadać się z Platformą Obywatelską, to musi osłabiać pozycję Prawa i Sprawiedliwości na scenie politycznej. Obierane jest to chyba przez ogół społeczeństwa jako zagrożenie dla koalicji i świadectwo rysowania się jakichś podziałów, co zawsze osłabia pozycję partii, która sprawuje władzę. Nie sądzę, żeby zyskiwał na tym cokolwiek sam Gowin. Wchodzenie w tego typu relacje z obozem, z którego wyszedł, aby przejść do przeciwnego obozu – różniącego się w zasadniczy sposób pod względem światopoglądowym – osłabia jego wiarygodność. Natomiast jeśli chodzi o Platformę Obywatelską, to ona również nic na tym nie zyskuje, dopóki wyniki tych negocjacji są nieznane. Jest to zapewne traktowane przez ogół społeczeństwa jako próba ratowania pozycji Platformy i ich kandydatki.
Czy po tych kilku dniach można uznać, że podjęcie konsultacji z opozycją było błędem Gowina? PO ze swoim szefem na czele snuje w mediach narrację o rozmowach dotyczących zablokowania głosowania korespondencyjnego. Relacja Porozumienia się nie przebija. Budka był lepiej przygotowany do tych negocjacji?
Budka zareagował na inicjatywę Gowina. Zareagował całkiem racjonalnie, kiedy dostrzegł światełko możliwości rozbicia obozu rządzącego.
Czyli Gowin dał szansę Budce?
Tak i to była naturalna reakcja. Gowin cały czas próbuje przekonać opinię publiczną, że zrobił to z dbałości o interes zdrowotny społeczeństwa. Równocześnie dodaje, że wcale nie staje po stronie opozycji, bo gdyby stawał, to zgodziłby się na te propozycje przesunięcia wyborów na jesień czy za rok, a on proponuje coś zupełnie nowego. W ten sposób próbuje to uzasadnić, że z jednej strony walczy z pandemią, a z drugiej strony, że ma oryginalny pomysł, który wykracza poza dotychczasowe propozycje. Wydaje mi się, że to jest dosyć mało przekonujące. Jeżeli chodzi o zagrożenie pandemią, to zwolennicy Prawa i Sprawiedliwości raczej zgadzają się z argumentami rządzących, że organizacja wyborów korespondencyjnych jest najlepszy rozwiązaniem. Także ta argumentacja Gowina na pewno do nich nie trafia. Z kolei zwolennicy przeciwnego obozu, głównie Platformy Obywatelskiej, to oni byliby usatysfakcjonowani, gdyby Gowin – lub ktokolwiek inny z obozu Zjednoczonej Prawicy – zgodził się z argumentacją Budki. Według mnie jest to trochę zawieszone w próżni. Gowin musi jakoś zachować twarz i podtrzymywać ten swój wizerunek osoby kierującej się zdrowym rozsądkiem, interesem całego społeczeństwa i taki jest chyba cel podtrzymywania tych rozmów, które raczej do niczego nie doprowadzą. Z punktu widzenia PO sens tych rozmów jest oczywisty – starają się w jakiś sposób naruszyć wizerunek spójności Zjednoczonej Prawicy. Co jest zresztą wątpliwe. Trudno sobie wyobrazić, żeby Gowin na to poszedł i został np. marszałkiem Sejmu. W jakiej sytuacji by został? Trzeba byłoby zorganizować nowe wybory, które prawdopodobnie wygrałoby Prawo i Sprawiedliwość. Gowin doskonale o tym wie i podtrzymuje swój wizerunek.
Borys Budka mówi już wprost: chodzi o pięciu posłów Porozumienia i odrzucenie wyborów korespondencyjnych.
Platforma i pani Małgorzata Kidawa-Błońska cały czas powtarzają, że chodzi im tylko o zdrowie obywateli, ale chyba mało kto już w to wierzy. Tutaj chodzi raczej o naruszenie zwartości, konsolidacji obozu Zjednoczonej Prawicy. Wszystko, co robi Platforma Obywatelska ma na celu stworzenie wrażenia chaosu i stanu zawieszenia. Wedle tej argumentacji, że im gorzej, tym lepiej. I to chyba na tym polega, chociaż sami raczej nie wierzą w to, że to może dojść do skutku. Takie to wszystko robi wrażenie. Tym bardziej, że pozostałe partie opozycyjne, czyli głównie Lewica i PSL, nie wyrażają póki co chęci dołączenia do inicjatywy Platformy. Raczej wprost przeciwnie.
Nie wiemy ostatecznie kiedy i w jakiej formie odbędą się wybory. Jedno jest raczej przesądzone – nie zostaną one zorganizowane w porozumieniu z opozycją. Czy w związku z tym realny jest scenariusz, że kiedy zwycięży Andrzej Duda – co na dziś jest najbardziej prawdopodobne – dojdzie do podważenia ich wyniku? Dziś opozycja zrobiła pierwszy krok i złożyła wniosek do NIK o sprawdzenie legalności przygotowań do wyborów.
To jest najbardziej wątpliwy punkt strategii PiS-u. Oczywiście, że będzie podważany, będzie delegitymizowany. Już w tej chwili jest, bo prawdopodobnie te wybory wygra Andrzej Duda i to niezależnie od terminu. Do odium delegitymizacji czy naruszenia demokracji będzie na nim spoczywało do samego końca przez pięć lat. Nawet jeśli PiS zgodzi się – co wątpliwe – na propozycję Budki albo zostanie zrealizowany pomysł Gowina. Do końca będzie podtrzymywane, że wybory odbyły się w atmosferze napięcia, naruszenia reguł demokracji, że nie było prawdziwej aktywności kandydatów, że nie mogli prezentować swoich programów. Wszystkie te elementy, które wydobywa w tej chwili opozycja.
Czy zmieni to jednak cokolwiek na naszej scenie politycznej, czy nie stanie się po prostu kolejnym elementem narracji opozycji o łamaniu praworządności w Polsce? Tę opowieść znamy już od pięciu lat. Trudno chyba sobie wyobrazić, aby jakakolwiek instytucja międzynarodowa mogła formalnie nie uznać wyniku wyborów.
Na pewno taki wniosek zostanie złożony do Unii Europejskiej, a Unia Europejska być może zwróci się o rozstrzygnięcie tej kwestii do Trybunału Sprawiedliwości UE. Na pewno należy się liczyć z tym, że Platforma Obywatelska czy osobiście Donald Tusk, który ma największe możliwości podjęcia takich działań, takie środki zastosują. Jaki będzie ich rezultat, to też łatwo przewidzieć. Będzie – ze strony Unii Europejskiej czy w ogóle Zachodu – taka narracja, że prezydent został wybrany niedemokratycznie i nie zasługuje na to, żeby go legitymizować. A konkretnie jakie to pociągnie za sobą skutki dyplomatyczne i jak wpłynie na relacje prezydenta Dudy – jeśli te wybory wygra – np. z prezydentem Francji czy kanclerzem Niemiec, to już jest inna kwestia. Rzeczywiście trudno sobie wyobrazić, żeby Polska naraziła się na taki ostracyzm, ale na pewno tak to będzie interpretowane. Media zachodnie dowiadują się o tym, co się dzieje w Polsce z polskich mediów opozycyjnych i raczej zgodzą się z tą narracją.
Rozmawiał Krzysztof Bałękowski
*
W związku z problemami z dystrybucją drukowanej wersji tygodnika „Sieci” (zamykane punkty sprzedaży, ograniczona mobilność społeczna) zwracamy się do państwa z uprzejmą prośbą o wsparcie i zakup prenumeraty elektronicznej - teraz w wyjątkowo korzystnej cenie! Z góry dziękujemy!
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/496914-prof-domanski-platforma-chce-stworzyc-wrazenie-chaosu