Zawieszając na chwilę dyskusję nad sposobem stanowienia prawa, na podstawie którego miałyby odbyć się wybory prezydenckie (a także ich terminu) - trudno o inną niż krytyczna ocena sytuacji, w której na kilkanaście dni nie znamy na pewno ani daty, ani tego, jak będzie wyglądać głosowanie - warto na chwilę zatrzymać się przy analizie czystej polityki. A tutaj moment mamy niespotykany od dłuższego czasu: oto od postawy opozycji (zwłaszcza tej w wydaniu Senatu) może zależeć kierunek dynamiki politycznej na najbliższe miesiące, a może nawet i lata.
CZYTAJ WIĘCEJ:
Przy przeciąganiu liny o termin wyborów powinna zatriumfować myśl „dłużej klasztora niż przeora”
Piłka po stronie Senatu
W gronie polityków Koalicji Obywatelskiej, ale także koniecznych do tego głosów senatorów PSL i Lewicy coraz mocniej dojrzewa myśl, która pozwoliłaby nie odrzucać w całości ustawy o głosowaniu korespondencyjnym, którą przyjął Sejm, ale wprowadzić do niej poprawki. Jakie? Tutaj zdania są podzielone. Z jednej strony takie korekty musiałyby dotyczyć vacatio legis, pozwalający organizację takiego głosowania dopiero w sierpniu czy wrześniu, z drugiej korekta dotycząca tego, kto miałby organizować cały proces wyborczy (tutaj poprawka zapewne dotyczyłaby przekierowania kompetencji na powrót do Państwowej Komisji Wyborczej).
Nawet jeśli padnie na decyzję o poprawkach, a nie odrzuceniu w całości ustawy, to byłoby to - tylko i aż - otwarcie furtki do dalszej rozgrywki. Taka skorygowana, poprawiona ustawa wróciłaby do Sejmu, który w codziennych i naturalnych warunkach takie poprawki odrzuca, najczęściej zresztą jednym głosowaniem. Ale czasy mamy nadzwyczajne, także z powodu dość jednoznacznej postawy w tej kwestii Jarosława Gowina i jego Porozumienia. Ugrupowania zapewne niejednolitego, ale chyba nie na tyle, by Gowin nie znalazł pięciu nazwisk do utrzymania ewentualnych poprawek Senatu.
Przyjęcie poprawek Senatu rozpoczęłoby zupełnie nowy etap
Przyjmijmy na chwilę - czysto teoretycznie - że takie poprawki Senatu ostałyby się w Sejmie, wbrew oficjalnemu, a na pewno nieoficjalnemu stanowisku PiS. Co dalej? W ciekawym wywiadzie udzielonym tygodnikowi „Sieci” Jarosław Gowin sugerował, że prawdopodobnie Porozumienie - i jego ludzie - mogliby zostać usunięci z rządu. Lub że przynajmniej trzeba liczyć się z takim scenariuszem. Mniejszościowy rząd PiS-Solidarnej Polski z głosującymi w poszczególnych, konkretnych kwestiach posłami Porozumienia, Konfederacji czy PSL nie byłby jednak już tak skutecznym walcem jak dotychczas (ze wszystkimi tego pozytywami i problemami). To jednak tylko jedno z wyjść - równie dobrze PiS przełknęłoby te decyzje i wybory korespondencyjne odłożyło na wspomniany sierpień czy wrzesień (co zresztą w pewnym momencie było już zaakceptowane, po czasie jednak wycofano się z tego pomysłu).
A same wybory? Z pewnością zabrakłoby czasu na inne - zgodne z prawem - ruchy niż tylko wprowadzenie stanu klęski żywiołowej, co w związku z niemożliwością organizacji wyborów stacjonarnych, klasycznych (opinia ministra Szumowskiego była jednoznaczna i bezwzględna) oznaczałoby odłożenie organizacji wyborów korespondencyjnych o kwartał albo i więcej. To zresztą w dużej mierze wyczerpałoby znamiona prawne związane z takim ruchem - jeśli nie da się przeprowadzić wyborów tradycyjnych, a korespondencyjne mogą wejść dopiero za pewien czas, to jeden ze stanów nadzwyczajnych jest czymś oczywistym. Wtedy jednak z kolei - czego obawia się opozycja, analizując możliwe furtki prawne i polityczne - wydłużenie się stanu klęski żywiołowej byłoby zależne od PiS (choć później Sejm musi wydać zgodę na jego przedłużenie, więc i to nie byłoby tak pewne i oczywiste).
Polecam pakiet rozmów, jakie przeprowadziliśmy na antenie telewizji wPolsce.pl - z wiceministrem SWiA Błażejem Pobożym, profesorami Jarosławem Flisem i Antonim Dudkiem, a także publicystami Marzeną Nykiel i Wojciechem Biedroniem.
W tle czysty interes polityczny
Nikt z polityków nie powie tego głośno, ale w tle tych przepychanek jest również czysty interes polityczny. PiS chce sprawę wyborów rozstrzygnąć możliwie szybko, nie rozwlekając kampanii na długie tygodnie i miesiące, w których spodziewane są problemy z bezrobociem, suszą i setkami drobnych spraw wokół restrykcji związanych z pandemią. Koalicja Obywatelska najchętniej przełożyłaby wybory nie o kwartał, ale o rok - by wymienić kandydatkę i zresetować reguły gry, a przynajmniej ugrać kolejne 12 miesięcy rządu zmagającego się z wieloma spodziewanymi problemami. Lewica sama nie wie, czego chce, a PSL po prostu czeka - widząc, jak wykrwawia się kandydatka KO, zyskuje prezes PSL. Podobny proces dotyczy Szymona Hołowni i Krzysztofa Bosaka.
Czasu na refleksję związaną z analizą rozłożenia pionków na politycznej szachownicy jest skrajnie niewiele. Jeśli ustawa wróci z Senatu na początku maja, historii związanych ze zmianą konstytucji (w tę czy inną stronę) raczej na stole nie będzie. Otwartym będzie kwestia poprawek, vacatio legis i wprowadzenia stanu klęski żywiołowej. Jest też możliwy totalny reset, który doprowadziłby do zamrożenia dyskusji i przełożenia wyborów klasycznych na czas spokojniejszy, gdy idzie o pandemię (zarazem z maksymalnie wydłużanym stanem klęski żywiołowej).
Maj, sierpień, a może wczesna jesień? Korespondencyjnie czy klasycznie? Jeśli poprzez listy, to na jakich ostatecznie zasadach? Na kilkanaście dni przed ogłaszanym oficjalnie terminem wyborów po prostu tego nie wiemy. I nikt odpowiedzi nie udzieli przez najbliższe dni. W tak ważnej sprawie (ustrojowo!) jak wybory prezydenckie tak dużej ilości nieprzygotowania i prowizorki nie było nigdy, co jest po prostu smutnym wnioskiem, gdy idzie o jakość naszego życia publicznego - z naciskiem na klasę polityczną. Na razie jednak mało kto o tym myśli w kategoriach państwowych - przypomina to raczej, po raz kolejny zresztą w ostatnich latach, grę w której na czołowe zderzenie jadą dwa rozpędzone samochody: to, czy ktoś ustąpi i na jakich zasadach okaże się zapewne za pięć, a może i za dwie dwunasta.
ZOBACZ TAKŻE MAGAZYN BEZ SPINY:
Publikacja dostępna na stronie: https://wpolityce.pl/polityka/496857-taniec-wokol-terminu-wyborow-nie-przyniesie-niczego-dobrego